piątek, 21 września 2012

Rozdział 24

Mijały minuta za minutą. Godzina za godziną. Zaczynało się ściemniać. Charlotta postanowiła już więcej nie czekać. Księcia wciąż nie było. Dziewczyna zabrała swoje stadko i powędrowała w stronę zamku. Była coraz bardziej niespokojna. Była pewna, że wydarzyło się coś złego - na ulicach nie panował ten sam gwar i zamęt co zwykle o tej porze. Atmosfera w okół była napięta. Owo napięcie wyczuwało się w powietrzu. Kiedy dziewczyna doszła do zamku, zdziwiła się jeszcze bardziej - prawie nikogo nie było na tak zwykle bardzo tłocznym dziedzińcu. Po odstawieniu gęsi, Lott przez przypadek wpadła na panią Dazzy. Kobieta miała bardzo strapioną minę.
- Coś się musiało stać - powiedziała kobieta do Lott - Król zwołał wszystkich najwybitniejszych przywódców rycerstwa w tym też straż zamku. Siedzą tam już od 3 godzin i o czymś dyskutują. Ostatnie takie posiedzenie miało miejsce przed wojną ze Szkotami, jesli dobrze pamiętam...
- Nathan też tam jest? - spytała niesmiało Char.
- Ależ naturalnie. Razem z ojcem zasiada w radzie wojennej - po rozmowie z panią Dazzy, Char postanowiła poszukać Kayli. Znalazła ją  w królewskiej stajni. Lott miała zamiar dowiedzieć się czegoś od Thomasa - chłopaka Kay.
- Hej Kay - rzuciła na powitanie - Gdzie mogę znaleźć Tom'a? Nie wiem co się dzieje, Nathan został wezwany...
- Tak wiem, wiem. Mówisz o tym ich zebraniu? - Kay przerwała przyjaciółce - Niestety Tom też został na nie wezwany... Nie mam pojęcia o co chodzi. Słyszałam tylko jak dwoje rycerzy opowiadało o jakichś wojskach... ale nie przysłuchiwałam się- Char usiadła na snopku siana nieopodal.
- Boję się Kay - wyszeptała - Czuję, że zbliża się coś bardzo złego... A wiesz, że zawsze potrafiłam wyczuwać zbliżające się niebezpieczeństwo  - Kay przysiadła się obok Char.
- O tak wiem. Pamiętam dobrze tą akcję z ratowaniem Soph - dziewczyna wdrygnęła się na samą myśl o tym zdarzeniu - Też mi się wydaje, że tu coś nie gra... Ale z drugiej strony przecież nie wysyłaliby nas w czasy, które są dla nas jakimkolwiek zagrożeniem. Nie wystawiliby nas na niebezpieczeństwo... Jesli była jakaś wojna, to na pewno ktoś by o tym wiedział...
- Chyba masz rację. Tylko w takim razie nie wiem czemu się tak bardzo denerwuję...
- Martwisz się. O tych wszystkich ludzi, o nas, o Nathana... Z drugiej strony ciekawe: czemu nic o nim nie wiem? - Char spojrzała na koleżankę zdziwiona.
- Huh?
- No wiesz... Tyle ci opowiadam o Tomie... Soph tylko nawija o Sivie... A ty milczysz - Lott posmutniała.
- Bo ja nie mam o czym opowiadać. Oszukuję go. Jestem nic nie wartą oszustką... On mnie ma za kogoś zupełnie innego niż jestem. Przeszkadza mi to. Próbowałam mu dzisiaj powiedzieć prawdę, ale przerwał mi ten cały cholerny alarm... Jak ty sobie radzisz Kay? - Kayla przytuliła Charlottę.
- Nie przejmuję się tym na razie. Co mi da zadręczanie się? Wiem, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć. Nie wyobrażam sobie życia bez tego idioty... - na jej twarzy pojawił się krótki uśmiech - Ale wiem tez, że kiedy poczuję, że najwyższa pora go o wszystkim powiadomić, będę na to gotowa.
- Zazdroszczę ci takiego podejścia...
- Nie ma czego. Czuję się tak samo jak ty, jak oszustka - dziewczyna westchnęła - I boję się jak zareaguje Tom... jesli o to chodzi to jestem w gorszej sytuacji od ciebie.
- Jak to?
- Znasz temperament Tom'a - dziewczyny wymieniły spojrzenia - Potrafi się zdenerwować.
- Będzie dobrze - Char pocieszyła przyjaciółkę - Choć, pójdziemy do domu. Może Soph będzie coś wiedziała - dziewczyny wstały i udaly się w stronę wioski. Kiedy weszły do domu zauwazyły zdenerwowaną Soph, krzątającą się po kuchni.
- No nareszcie! Co tak długo?
- My tez cię kochany, Soph - odpowiedziała jej Char.
- Wiesz coś może o tym wezwaniu? O tym które dostali rycerze?
- Kurde... Miałam nadzieję, że wy coś wiecie. Seev wyleciał z karczmy jak oparzony. Nie mam pojęcia dlaczego...
- My wiemy nie wiele więcej - powiedziała Lott, opadając na krzesło. Czuła się strasznie zmęczona. Bardzo chcialo jej się spać.
- O byśmy tylko szybko się czegoś dowiedziały... - drzwi otwarły się z łoskotem i do mieszkania wszedł wychowawca klasy - pan Brown. Wtedy Charlotta przestraszyła się, że jej domysły mogą być prawdziwe i nie będą już bezpieczni...
- Dzień dobry - powiedziała lękliwym głosem Soph.
- Dzień dobry. Przyszedlem was odwiedzić, tak jak obiecywałem. Wszystko u was w porządku? - dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Właściwie to tak - zaczęła Lott - Mamy pracę i na razie niczego nam nie brakuje.
- To dobrze - nauczyciel nie wyglądal na szczególnie zadowolonego. Coś go trapilo.
- Czy coś się stało panie Brown?
- Nie nic. Trochę się martwię. O Dick'a - spojrzał na Lott. Dziewczynie zrobiło się słabo. Znowu doznała tego uczucia. Znów poczuła się jak nic nie warta szmata.
- Co z nim? - spytała słabo. Nauczyciel milczał.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć... - dziewczyna miała łzy w oczach. To zabrzmiało jak najgorsze. Mimo tego, że czuła, że to co czuje do Nathana jest silniejsze od tego co czuje do Dick'a, wciąż go kochała. Może nie tak jak wczesniej, ale jak brata. Na samą myśl, że może się mu coś stać...
- On nie jest sobą - Brown spojrzał na dziewczynę z oczekiwaniem. Jakby mógł czegoś po niej oczekiwać To znaczy... Dziwnie się zachowuje. Martwię się o niego... Gdybym wiedział...
- To znaczy...? - Kayla wiedziała, że Lott nie będzie miala siły o to spytać, wiec zrobiła to za nią. Char byla jej za to wdzięczna.
- To znaczy, że lepiej będzie jeżeli... kiedy wróci... nie będziesz go denerwować.
                                                        * Parę godzin później *
Charlotta trawiła słowa nauczyciela. "Jeżeli nie będziesz go denerwować". Czy to znaczy, że powinna się go bać? W każdym razie tak to zabrzmiało. Ale jak może się bać kogoś, kto zawsze był dla niej troskliwy i opiekunczy? Jak może nawet próbować? Dziewczyna przekręciła się na bok i zaczęła płakać. Łzy ciurkiem leciały po jej policzkach. Jak może być taka głupia? Zdradziła go. W dalszym ciagu go zdradza. Jego, który opiekował się nią, kiedy miała zlamaną rękę. Który martwił się o nią do tego stopnia, że nie pozwalał jej nosić nawet piórnika. Który z każdym dniem kochał ją bardziej i bardziej. Była wtedy taka szczęśliwa! Wstawała i kładła się z uśmiechem na ustach. Chodziła do szkoły z myślą o nim. Błagała by był w szkole. Żeby do niej podszedł. Pamięta ich pierwszy pocałunek. To było któregoś upalnego wieczora, kiedy Dick zabrał ją na plażę. Kiedy zaczęli się calować spadł ciepły deszcz. Był to najcudowniejszy deszcz w życiu Char. Od tej pory byli razem. Prawie nigdy się nie rozstawali. Lott myślała, że zawsze będzie z Dickiem... Ale wtedy pojawił się Nath. Wszystko zaczeło się od poczatku. Te wszystkie motylki w brzuchu.. Tylko, że w przypadku Nathana była to nieco inna milość. Bardziej dojrzała. I jak tu wybrać? Czy ona w ogóle ma jakiś wybór? Nienawidziła siebie. Nienawidzila do tego stopnia, że czasami chciała ze sobą skończyć. Nie byla jednak wystarczająco silna by to zrobić i dlatego jeszcze bardziej pragnęła ulżyć sobie w bólu... Około godziny 22 na ulicach zapanował gwar i zamęt. Dziewczyny wyszły z domu, żeby sprawdzić co się dzieje. Stały rozkojarzone i nie miały pojęcia co się dzieje. Po chwili jednak Charlotta zauważyła Nathana. Chciała do niego podbiec i poczuła, że nie da rady. Zrobiło jej się niedobrze i słabo jednoczesnie. Kiedy upadała miała deja vu. W tym wypadku jednak nie było to złudzenie. To co widziała wtedy, wydarzyło się naprawdę - kiedy pierwszy raz przekroczyła portal. Wtedy pierwszy raz spotkała Nathana. Różnica polegała na tym, że teraz chciała podbiec do Nathana, a wtedy do Dick'a... Ale Dick jej nie złapal tak jak wtedy Nath. Leżała na ziemi, niezauważona przez resztę. Była jak nic nie warty smieć. I tak też się czuła. I bała się, że już nigdy nie będzie szczęśliwa...
_________________________________________
Nie będę tego komentowac bo nie ma po co :]
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :)
Bardzo was koooooooooooooooooooocham :***********









sobota, 8 września 2012

Rozdział 23

Książę wrócił trzymając w ręku łuk i strzały. Charlotta zdziwiła się, że Nath przyniosł właśnie to. Zrobiła zdziwioną minę i spytała:
- Łuk i strzały? Po co... - przerwała, a jej oczy się zaświeciły. Sama odpowiedziała sobie na to pytanie - Nauczysz mnie? - spytała z nadzieją w głosie.
- Tylko jeśli będę pewien, że nie zrobisz sobie krzywdy - puścił do niej oko i usmiechnął się porozumiewawczo.
- Możesz być pewny, że nie - zaśmiała się w taki sposób, jaki lubił najbardziej. Podszedł do niej, pocalował ją w czoło, a potem wycelował w przelatującą nad nimi kaczkę. Trafił idealnie. Zwierzę spadło na ziemię.
- Po prostu miałeś szczęście - Lott odpowiedziała na dumny uśmieszek Nathana.
- Ja zawsze mam.
- Ha! W to nie wątpię. Daj mi spróbować - zrobiła minkę niewiniątka. Książę się zgodził. Poczatki były trudne. Char, choć bardzo się starała, nie potrafiła puścić strzaly dalej niż na jeden metr.
- To nie ma sensu,bo nigdy mi się nie uda.
- Więcej cierpliwości księżniczko. W końcu na pewno ci się uda - pocieszał ją Nathan. Lott już miała zamiar zrezygnować, kiedy postanowiła dać sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę. Naprężyła łuk i skupiła się tylko na jednym punkcie. W pewnym momencie puściła strzałę, a ta z ogromną prędkością utknęła w drzewie nieopodal.
- Udało się! Udało! - dziewczyna rzuciła się na Nathana - Dziękuję, że nie pozwoliłeś mi zrezygnować.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Nie chcę być wścibski, ale myślę, że zasługuję na nagrodę - uśmiechnął się do Lott, na co ona zblizyła swoje usta do jego ust i słodko pocałowała.
- A teraz patrz jak strzelam - powiedziała dziewczyna, kiedy udalo jej się oderwać od księcia. Wypuściła strzałę, a ta utkwiła w pierwszej, przecinając ją na pół. Char myslała, że Nath ją pochwali czy coś w tym stylu, ale on z zastanowieniem wpatrywał się w strzałę i marszczył swoje ciemne brwi.
- Interesujące... - mruknął tylko pod nosem - Dasz radę zrobić to jeszcze raz?  Tylko teraz celuj w tamto drzewo - wskazal.
- Nie wiem. Ale zaraz się przekonamy - wypuściła kolejny pocisk. Ledwo strzała utkwiła w pniu, Nathan się odezwał.
- Jak ty to robisz? Każda ze strzał którą wypuścisz, jest w pewien bardzo orginalny sposób podkręcona.
- Tak? - dziewczyna się zdziwiła - Po prostu mam szczęście - usmiechnęła się do niego i pokazała mu język. Nathan w odpowiedzi zaczął ją gonić. Lott z piskiem uciekała przed nim i żałowała, że nie ma na sobie ulubionej pary spodni. Bieganie szłoby jej wtedy o niebo lepiej...
- Przede mną nie uciekniesz! - Nath galopem rzucił się w jej stronę. W ostatniej chwili udało jej się umknąć. Usmiechnęła się do niego figlarnie.
- Czyżby? Pozwolisz książę, że cię zasmucę: otóż jeszcze nikomu nie udalo się mnie złapać...
- Nie drażnij lwa - książę ruszył w jej stronę - Jako książę rozkazuję ci się zatrzymać!
- Ha! Ani myślę! - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Zaczęli biegać wokół zagrody gęsi. Char była już zmęczona, ale nie dawała tego po sobie poznać.
- Uważaj, bo za zniewagę królewskich rozkazów grozi ci areszt - Nathan się zaśmiał, szybkim ruchem pochwycił Charlottę i przycisnął ją do ziemi - Ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Złagodzę karę. W najlepszym wypadku może to być moje łóżko... - pogładził jej policzek - Jesteś taka zjawiskowa... - powoli zbliżał swoje usta do jej twarzy. Dzieliły ich milimetry. Zatopili się w delikatnym pocałunku. Nathan cieszył się, że ma swoję ukochaną blisko, choć chciałby ją mieć jeszcze bliżej, jeszcze bardziej... Kiedyś obiecał sobie, że się nie zakocha, a było to któregoś ponurego dnia, kiedy spotkał ojca tam gdzie zawsze - w ogrodzie pod jabłonią, zamyślonego i nieobecnego. Biedaczek tak cierpiał po śmierci matki Nathana! Dopiero rok temu jakoś doszedł do siebie - kiedy zaczął się martwić żoną dla jedynego syna. Wtedy odciągnął się trochę z mysli o swojej żonie. Ale Nathan był pewien, że jego ojciec nigdy nie przestanie kochać jego matki ... Tak jak on nigdy nie przestanie kochać Charlotty. Zawsze będą razem - książę nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nie miał jednak zielonego pojęcia dlaczego dziewczyna zawsze dziwnie reaguje, kiedy mowi o niej, jako o swojej przyszłej żonie. Dlaczego jej cudowne oczy robią się wtedy smutne... Dlaczego odwraca głowę. Nathan wiedział, że Lott nie zdenerwowała się wtedy tym, że myślała, że mówi przez sen. Wiedział, że chodzi o coś więcej, ale nie chciał naciskać na dziewczynę. Kiedy będzie chciała to powie.
- Nathan ? - spytała tym czasem ona, kiedy oderwali się od siebie.
- Tak kochanie?
- Chciałam ci tylko powiedzieć... Że cię kocham - spojrzała na niego poważnie.
- Wiem głuptasie. Też cię kocham.
- Możesz mi coś obiecać?
- Naturalnie - powiedzial chłopak odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać, choćbym nie wiem jak była daleko i chocbyś nie wiem jak bardzo był na mnie zły - jej oczy znów zrobiły się tak dziwnie smutne. Książę przyglądal się jej z powagą. Była taka tajemnicza... - Obiecujesz?
- Obiecuję - pocałował ją w czoło. Lott odetchnęła głęboko. Teraz albo nigdy.
- Więc obiecaj mi również, że wysłuchasz mnie do końca i nie odejdziesz do póki ci czegoś nie wyjaśnię... Dopóki nie skończę - Char wiedziała, że musi mu to powiedzieć teraz i tu. Póki czuła w sobie siłę, by to zrobić. Nath spojrzał na nią zdziwiony.
- To zależy co chcesz mi powiedzieć - puścił do niej oko.
- To może zabrzmi dziwnie, ale wszystko co ci powiem będzie prawdą - zagryzła wargi. Trzęsły jej się ręce. Była strasznie zdenerwowana - Musisz mi uwierzyć. Tu chodzi o cos bardzo ważnego... - jej słowa przerwało głośne uderzanie w bębny i gra hejnału na trąbce.
- Coś jest nie tak... -wyszeptał książę wstając - Przepraszam cię Lott dokończymy tę rozmowę później. Muszę pędzić do pałacu. Postaram się przyjechać najszybciej jak będę potrafił - nachylił się nad dziewczyną i slodko ją pocałował.
- Jasne idź. Nie przejmuj się mną - powiedziała Char, gdy Nath był już daleko. Była już tak blisko powiedzenia mu prawdy. Bała się, że teraz już nie będzie w stanie dokończyć mu wyjasnień. Nienawidziła siebie za to tchórzostwo. Zrezygnowana poszła moczyć stopy w jeziorze, czekając na szybki powrót księcia. Była ciekawa co takiego wąznego się wydarzyło, że został wezwany do zamku. Może wtedy przypomni sobie coś z tego, czego uczyła się o nim na historii. Jeśli w ogóle się o nim uczyła...
___________________________________________________
Przepraszam was bardzo ;'( Wiem, że dawno nie dodawałam, ale kompletnie nie miała pomyslu na ten rozdział. Wiem, że nie jest on jakiś super zadowalający... Szczerze powiem, że moim zdaniem jest beznadziejny.
Mniejsza o to :)
Co tam u was? Słyszeliście cudowną piosenkę ? :D
Ja się zakochałam normalnie ;> Ta solówka Natha... sadnfsadfbhsabfhjabv ;)
Kocham was baaaaaaaaaaaardzo :) ;* Witam na swoim blogu panny : Jessica_Montez i Agata Szombara :) Mam nadzieję, że opo wam się podoba ;) 
Do następnego :****
Pamiętajcie, że was kocham <3 ;d

That's when I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you... <3 ;p

Mój komentarz :)