czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 26

- Co się stało? - spytała słabo z trudem wymawiając słowa. Było jej ... dziwnie. Książę pogłaskał ją po głowie.
- Już w porządku. Zemdlałaś. A potem majaczyłaś przez sen. To naprawdę nic takiego - cmoknął czubek jej głowy.
- Śniło mi się, że ... - wiedziała, że nie może mu powiedzieć całej prawdy - ...zniknąłeś - dokończyła z zamkniętymi oczami, jakby wypowiedzenie tego ostatniego słowa sprawiało jej ból.
- Hej! Jestem tu.
- I nie wyjedziesz? - spytała z nadzieją w głosie. Ku jej zdziwieniu nie odpowiedział. Ze zdziwieniem spojrzała na Kaylę. Znajdowała się z dala od Tom'a, z naburmuszoną miną i po tym Lott poznała, że znowu się kłócili. Potem dziewczyna przeniosła wzrok na Sophie. Ta z kolei nie wyglądala na złą - raczej na przejętą, przerażoną. Ze smutkiem spoglądała na Sivę, jakby wiedziała, że stanie się coś złego. Wtedy Lott doznała olśnienia. No tak, zebranie - O co chodzi? - spytała zdenerwowana Nathana wciąż klęczącego przy jej łóżku. Chłopak spuścił głowę na dół i złapał jej rękę. Char wyrwała się z tego ucisku i spojrzała na pozostałych - Czy ktoś może mi wytłumaczyć co się dzieje? Tom? Kay? Siva? Soph? Ktokolwiek...
- Stało się coś strasznego, kochanie - niespodziewanie odezwał się Nathan, który znów złapał jej dłoń. Dziewczyna przeniosła na niego swój wzrok. Z niewiadomych powodów chłopak ją irytował. Nath wziął głęboki oddech i odezwał się znowu - Królestwo zostało zaatakowane.
Lott opadła na poduszkę.
- Nie wyjedziesz prawda? PRAWDA?! Powiedz mi, że mnie nie zostawisz - dopadła ją nagła panika. Przecież tak też zaczęło się z Dick'iem. Też ją zostawił... Nathan milczał. Char odwróciła głowę  w drugą stronę tak, żeby ukochany nie widział jej łez. Książę pospiesznie wstał i znów kurczowo trzymał jej dłoń.
- Wrócę! Obiecuję Ci, że wrócę! - przekonywał sam siebie. Prawdę mówiąc, sam nie wierzył, że wróci żywy z tego starcia. Ale w końcu był księciem. Musiał się poświęcić dla kraju. Zawsze tak było. Kochał Lott ponad wszystko i wierzył, że jeśli zginie, to zginie za nią. Dla niej. Żeby nikt nie mógł jej skrzywdzić. Tak, żeby była szczęśliwa. Z nim lub bez niego. Czasami Nathan widział w snach Char z innym mężczyzną. Dziewczyna śmiała się i wyglądała na szczęśliwą. Teraz chłopak pomyślał, że to mogła być wizja. Charlotta za parę lat. Jako szczęsliwa mężatka i matka uroczych dzieci. Nie jego dzieci. I choćby miał już nigdy nie ujrzeć jej twarzy i nigdy nie poczuć smaku jej ust - zrobiłby wszystko by była szczęśliwa.
- Zostawmy ich samych - zaproponował Tom. Wszyscy się z nim zgodzili i pospiesznie wyszli pokoju na zewnątrz. Tam, po krótkim milczeniu, odezwał się Tom.
- Nie może tak być! - rzucił z furią - Jadę z wami!
- Przecież wiesz, że nie możesz - upomniał go Seev - Jesteś dowódcą straży...
- Nie chcę tu siedzieć i czekać, Bóg wie na co - przerwał Sivie Tom. Kayla prychnęła złośliwie. Yhhhh! Że też ten cholerny idiota nie przejmie się wcale jej losem tylko, jak zwykle z resztą, ma jakiś problem. Chłopak spojrzał na nią swoimi ciemnymi oczami. Ach! Że też ta dziewczyna zawsze miała jakiś problem... Oboje jak oparzeni odwrócili głowy w drugą stronę.
- Masz chyba jeszcze bardziej odpowiedzialne zadanie niż Nathan i ja - kontynuował tymczasem Siva - Będziesz strzegł dostępu do samego króla! Przecież wiesz, że staruszek nie może się ruszyć z zamku z powodów zdrowotnych.
- Niby to wiem... - Tom podrapał się po głowie - Ale ja chcę walczyć! Rozumiesz? Chcę rozcinać głowy tym przeklętym zdrajcom! Moim przeznaczeniem jest walka...
- Będziesz się musiał pogodzić z losem - wtrąciła wyraźnie poirytowana Kayla. Miała wrażenie, że ona zaraz chwyci za jakiś miecz i własnoręcznie - rozwali Thomasowi głowę.
- Słucham? - Tom spojrzał na nią tak, jak pierwszy raz w stajni, kiedy dostrzegł jej nietypowy temperament.
- Ależ nic doprawdy - uśmiechnęła się do niego, żeby potem posłać mu wyraźny grymas - Jesteś tak samo nienormalny, jak ci, co tą wojnę wymyslili. Ludzie! Gdzie w tym wszystkim jest logika?! Jedni zabijają drugich. Obie strony cierpią. Wojna zbiera krwawe zbiory. Bardzo mi przykro Thomasie, że tym razem wyjdziesz z tego cało, a wiem, jak bardzo chciałbyś zginąć.
- Tego nie powiedziałem.
- Sam fakt, że chcesz tam być mnie przeraża.
- Kobiety - Tom wymowie spojrzał na Sivę. Kolega zawtórował mu uśmiechem.
- Bezczelny dupek - Kay wymamrotała pod nosem - Mam Cię dość!
- O! Jak się cudownie składa! Bo właśnie.. Ja Ciebie też - Tom uśmiechnął się złośliwie.
- Świetnie! - wybuchnęła Kay - Cudownie! - Soph i Siva wymienili spojrzenia.
- Skoro tak bardzo się nie lubicie...- zaczęła nieśmiało Sophie po chwili.
-... to dlaczego w ogóle jesteście razem? - dokończył za nią Seev i puścił jej oczko. Tom spojrzał na niego jak na idiotę.
- Bo ja ją kocham? - przewrócił oczami, jakby to było takie oczywiste.
- Ja też Ciebie kocham - powiedziała Kay z lekkim uśmiechem na twarzy. Tom podszedł do niej, a Kay przytuliła się do niego.
-Moja NAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJJJJJJJJCUDOWNIEJSZA dziewczyna pod słońcem - dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a Tom na zwieńczenie tej chwili, zaczął namiętnie ją całować.

Wracamy do Charlotty i Nathana. Chłopak tłumaczył dziewczynie, że wkrótce wróci i że nie jedzie na starcie od razu tylko za jakieś 2 tygodnie. Lott nie wiedziała co ma o tym myśleć. W końcu jednak postanowiła nie okazywać złości - przecież nikomu tym nie pomoże.
- Zanim poszedłem na zebranie mówiłaś, że chcesz mi coś ważnego powiedzieć... - zaczął książę. Lott połozyła palec na jego ustach.
- Ciiiiiiiiii - wyszeptała - Nie mam siły dzisiaj o tym mówić, ale obiecuję, że wkrótce się dowiesz - Nath przytaknął w odpowiedzi.
- Zaczekam ile tylko będzie trzeba - dodał z lekkim uśmiechem. Char poczuła się jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy dowiedziała się o ataku. Był taki odważny... Był w stanie się poświęcić.
- Bardzo Cię kocham - wyszeptała prawie niedosłyszalnie i spuściła głowę. Nathan podparł jej podbródek, tak by dziewczyna spojrzała mu w oczy.
- Wiem. Też Cię kocham - przytulił ją. Już na zawsze, pomyślał. Już na zawsze będę przy Tobie. Dziewczyna oderwała się od niego i powoli wstała z łóżka.
- Dobrze już się czujesz? - spytał jej ukochany  z troską.
- Tak - odpowiedziała - Ale od jakiegoś czasu trochę dziwnie się czuję. Kręci mi się w głowie... i niekiedy nie mam siły, żeby iść... - Nath pospiesznie do niej podszedł i podtrzymał ją ramieniem by nie upadła.
- Mam tylko nadzieję, że to szybko ci minie - powiedział calując ją w czoło. Nie uśmiechał się. Był zbyt przejęty wszystkim, czego dowiedział się dzisiaj...
                                                         * 2 dni później *
W odwiedziny do dziewczyn przyszedł zmartwiony pan Brown.
- Witajcie - powiedział na przywitanie i usiadł. Dostał gorącej herbaty i ciasta. Kiedy zjadł i się napił, powiedział ze smutkiem - Mam złe wieści. Wygląda na to, że komuś z waszej klasy nie spodobało  się życie w XV wieku... Ktoś próbował przedostać się przez portal. Oczywiście nie udało się mu, ale zostawił po sobie... No nic przyjemnego. Wygląda na to, że będziemy musieli zostać tu dłużej niż byśmy chcieli... - oczy Kay się rozpromieniły. Na ustach Soph zagościł uśmiech. Lott jeszcze raz przeanalizowała to co powiedział nauczyciel i też się uśmiechnęła.
- Na jak... długo zostaniemy? - spytała nauczyciela Soph. Pan Brown głośno odetchnął.
- Myślę, że na naprawie może zejść trochę więcej niż miesiąc, może dwa... Zniszczenia są dosyć duże... - przerwał mu smiech Kayli.
- To cudownie! - zaszczerbiotała. Jeszcze chwila i na skrzydłach wyleciałaby przez okno. Kiedy Brown opuścił mieszkanie dziewczyn, panowała już u nich taka radość, że dziewczyny mało co nie krzyczały ze szczęścia.
- Zostajemy!
- Na całe DWA miesiące! Czyż może być lepiej?
- Nie mogło nas spotkać nic lepszego - oznajmiła Charlotta, wertując zawartość walizki - Dobrze, że wzięłam zapas szamponu i mydła... - jej wzrok padł na podręczniku od historii. Wzięła go z czystego sentymentu tak jak telefon, płytę ulubionego zespołu i ulubione ksiązki. Usmiechnęła się pod nosem. Te też wczesniej nie wpadła na to, żeby sobie poczytać o Nathanie. Już miała zamiar otworzyć książkę, kiedy usłyszała śmiech znajomego dziecka -Colina - chłopca, którego spotkała niedługo po przyjeździe do przeszłości. Uszczęśliwiona, wrzuciła ksiązkę do walizki i pognała na dwór, dziwiąc się, że tak cieszy się na mysl o chłopcu.
___________________________________________
Taka mala niespodzianka na 1-szego listopada :)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i z góry przepraszam za to, ze tyle zajęło mi pisanie rozdziału, ale chciałam, żeby był odrobinkę dluższy niż zwykle ;]
Cieszę się, że dajecie mi siłę do pisania :)
KOCHAM WAS! :***
I zapraszam do udzialu w małej ankiecie ;)






wtorek, 2 października 2012

Rozdział 25

Lott powoli otwierała powieki. Czuła się taka słaba. Każdy oddech był dla niej wyzwaniem. Próbowała przyzwyczaić wzrok do światła dziennego, w którego promieniach się znajdowała. Po paru minutach zaczęła odróżniać poszczególne kształty. Miejsce w jakim była wydawało jej się dziwne - jakby znajome, ale zapomniane. Kiedy wreszcie udało jej się coś zobaczyć, pierwszą osobą jaką zauważyła była... jej mama.
- Mama? - dziewczyna wyszeptała prawie niedosłyszalnie. Wypowiadanie słów szło jej z wielką trudnością. Matka nachyliła się nad nią.
- Co ty tam szepczesz kochanie? - Lott udalo się szerzej otworzyć obolałe powieki.
- Co ty tu robisz mamo? - dziewczyna starała się mówić najgłośniej, jak tylko potrafiła.
- Nie interesuje cię raczej co ty tu robisz? - "Ja chyba ciągle jeszcze śnię", przebiegło przez głowę Charlotty. Przecież to nie jej matka przedostała się przez portal. Kobieta pogłaskała córkę po głowie - Nie dziwię Ci się. Każdy by był zszokowany po czymś takim - Charlottcie wreszcie udało się zobaczyć więcej. Kształty nie byly już rozmazane. Dziewczyna rozpoznała to miejsce. Ku swojemu zdziwieniu, była w szpitalu.
- Jak się tu znalazłam? Gdzie oni są?! Gdzie jest Nathan?! - Charlotta nie panowała nad sobą. O ile mozna to tak nazwać krzyczała- jesli nie ciałem, to duszą - Co się dzieje mamo? - dziewczyna spróbowała się podnieść, ale poczuła tak intensywny ból w podbrzuszu, że nie dała rady. Krzyknęła z bólu.
- Uspokój się dziecko - matka Lott była bezradna - Zawołam lekarza - i wyszła. Char nie wiedziała co się dzieje. Była podłączona do jakichś maszyn, prawą nogę miała w gipsie, strasznie bolał ją brzuch i plecy. Serce zaczęło bić jej szybciej. Któraś z maszyn zaczęła wydawać piszczący dźwięk. Przybiegła pielęgniarka.
- Proszę się nie denerwować - upomniała Lott, głosem ostrym i donośnym - Nie będzie tak źle. Jest pani trochę potłuczona, ale rany szybko się goją - jakby taka informacja mogła ją pocieszyć. Char nie miała pojęcia co się dzieje. Skąd się tu wzięła? Chyba nie przeniesli jej przez portal? Nie mieli prawa! Była potrzebna Nathanowi!
- Nie! - dziewczyna próbowała wyrwać z siebie wszystkie podłączone kabelki - Nie! Nie! Nie! - krzyczała jak opentana. Jak oni mogli jej to zrobić?! Jakim prawem ją stamtąd zabrali?! - JA CHCĘ TAM WRÓCIĆ! ODSTAWCIE MNIE Z POWROTEM! - pielęgniarka była tak zszokowana poczynaniami dziewczyny, że oddaliła się przerażona w stronę drzwi i krzyknęła : "Lekarza!". Lott tymczasem siłowała się z własną słabością i oddłączała się od poszczególnych kabelków. Kiedy już się jej to udało podniosła się, żeby wstać i wtedy pojawił się lekarz z matką Charlotty. Dziewczyna niezdolna do jakiegokolwiek ruchu padła bezradna na łóżku. Lekarz podbiegł do niej.
- Proszę się uspokoić! Nic pani nie będzie - i powiedział do przerażonej matki Lott - To szok po wypadku. Minie jej - Charlotta nie wierzyła w to co słyszy.
- Wypadku?! Jakiego wypadku?! To, że mialam jakiś wypadek, to nie znaczy, że musieliście mnie stamtąd zabierać! - udało jej się mówić normalnie - Ja chcę tam wrócić!
- O czym ty mówisz kochanie? Gdybyś tam została, to byś zginęła! Na szczęście Dick cię uratował i przywiózł tutaj.
- Ha!  A więc to wszystko jego wina! Nie chciał żebym była szczęśliwa! - Lott dopadła furia i to taka, która zbierała się w niej od paru lat spokojnego życia.
- Skarbie on uratował Ci życie! - matka Lott nie mogła uwierzyć w to co słyszy z ust własnej córki.
- Nie mamo : on uratował swoje życie, nie moje. Ja już nie mam zycia - dziewczyna znów próbowała wstać, ale silny ból w podbrzuszu jej to uniemozliwiał. Char syknęła z bólu.
- Proszę się nie podnościć - lekarz upomniał dziewczynę. Lott spojrzała na niego ostro.
- Będę się podnosić. Proszę mnie natychmiast wypisać ze szpitala.
- Obawiam się, że to niemożliwie. Chciałem to pani powiedzieć później, kiedy minie pani pierwszy szok powypadkowy, ale widzę, że nie mam wyjścia. Nie mogę pani wypisać. Nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie pani chodzić - Char z wrażenia otworzyła usta.
- Co?! Jak to...? - spojrzała na matkę. Kobieta spuściła głowę.
- Wszystko będzie dobrze córeczko - wyszeptała tylko i głos jej się załamał.
- Nic nie będzie dobrze mamo! Nic ! - dziewczyna zaczęła płakać - Gdzie jest Nathan? Czy on wie o wszystkim? Chcę go zobaczyć! - matka Charlotty usiadła na brzegu łóżka.
- O kim ty mówisz Lottie?
- Jak to o kim! O Nathanie! O księciu Nathanie! Mamo ja go kocham. I dlatego chcę tam wrócić, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego - kobieta wymieniła zdziwione spojrzenie z lekarzem.
- Dokąd chcesz wracać Charlotto? - powiedziała łagodnie.
- Jak to dokąd! Do portalu, żeby się przedostać w przeszlość!
- Aha. No tak rozumiem, rozumiem - powiedziała do Lott jak do dziecka.
- Co ty nic nie pamiętasz? - Lott nie rozumiała dziwnego zachowania matki. Widocznie kobieta miała tyle pracy, że zapomniala, gdzie jest jej dziecko - Chcę się zobaczyć z Nathanem - matka złapała dziewczynę za dłoń i delikatnie pogłaskała.
- On ma na imię Dick skarbie - powiedziała wolno i spokojnie - Kiedyś ci się wszystko przypomni, zobaczysz.
- Ale ja wszystko pamiętam! I nie mówię wcale o Dick'u tylko o Nathanie! Szłam do niego bo było jakieś zebranie rycerzy i nie wiedziałam co się dzieje i wtedy...
- Oczywiście kochanie - matka jej przerwała.
- Dlaczego wy się tak dziwnie zachowujecie! - wybuchnęła Charlotta - Gdzie są Kayla i Sophie? I co właściwie się stało, że tu trafiłam?!
- Twoje przyjaciólki są teraz w szkole, jak wszyscy. A ty... Ciebie... Potrącił samochód, kiedy wracałaś ze spotkania z Dick'em. Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Ale jak... to? - dziewczyna była w szoku - A co z cofaniem się w przeszłość?!
- To był tylko sen, słońce - kobieta usmiechnęła się do córki.
- Sen... sen, sen! To znaczy, że Nathan, że on...
- Nie istnieje. Tak mi przykro skarbie - Char milczała. To było dla niej zdecydowanie za wiele.
- Ja...
- Proszę się położyć - upomniał ją lekarz - Zaraz znowu panią podłączymy - wydał z siebie mimowolne westchnienie i wyszedł. Lott leżała nie ruchomo. Wydawalo się, że jej życie straciło jakikolwiek sens. Nie potrafiła się pozbierać. Nie potrafiła mysleć o tym wszystkim. Nathan... Jedno imię. Jedna twarz. To widziała. Czuła jeszcze jego słodki zapach. Słyszała jego melodyjny śmiech. Jak to możliwe, że to wszystko... Pielęgniarki podłaczały ją do poszczególnych kabelków. Matki Lott nie było. Chyba po cos poszła. Może mówiła gdzie. Ale jakie ma to teraz znaczenie? W obliczu takiego dziwnego zdarzenia? Jak można kochać w ogóle kogoś, kto jest tylko wytworem własnej wyobraźni? Łzy zaczęły lecieć po policzkach Char. Pomysleć, że wszystko to było snem. Jednym głupim snem! Ale Lott czuła w głebi duszy, że tak nie jest. Nathan był zbyt wyraźny. Nie mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. Był kimś więcej. Kimś znacznie więcej... Powieki dziewczyny stawały się coraz cięższe. Odpływała. Maszyna obok niej zaczęła wydawać znowu te same piszczące dzwięki, ale Lott ich nie słyszała. W jej uszach świszczał cudowny dźwięk głosu księcia. Był on jak cudowna melodia potrafiąca uśmierzyć ból. Charlotta nie czuła bólu. Czuła tylko Nathana. Do jej sali zbiegło się 2 lekarzy i 3 pielegniarki. Było już jednak za późno. Nic nie było w stanie przywrócić jej życia... A jednak Lott poczuła znów ten sam ból w podbrzuszu. Nie chciała tego. Nie chciała życia bez Nathana.
- Nathan! Nathan! - krzyczała ledwo wypowiadając słowa. Świat wokół niej wirował - Nathan! Nathan!
- Jestem tu - usłyszała. Rozejrzała się  wokoło. Nigdzie go nie było. Zaczęła płakać.
- Nathan wróć! Nathan błagam cię nie zostawiaj mnie!
- Jestem tu - usłyszała znowu. I znowu po chlopaku nie było śladu.
- Proszę Cię Nathan! Nathan ja cię kocham! Nie zostawiaj mnie! - zaczęła płakać jeszcze rzewniej.
- Hej! Jestem tu słyszysz?! Jestem! Nie zostawię Cię! Nigdy... - poczuła szarpanie za ramię. I wtedy otworzyła oczy.
____________________________________
No więc jest :)
Starałam się coś zmienić w biegu akcji, żeby było jeeeeszcze ciekawiej ;)
Wariatki moooooooooooooje :* Bo wy wariatki jesteście skoro to czytacie ;d
Thank U , Danke.... chjfbvfdhbvsfjgbs :**********
Jak ja wam normalnie dziekuję za zajęcie ;) Za to, że mam to dla kogo pisać ;d
Kocham was bardzo moćko :]
Niech wam Bóg w spotkaniach z TW wynagrodzi <3
Amen.
Achoj i do następnego !





piątek, 21 września 2012

Rozdział 24

Mijały minuta za minutą. Godzina za godziną. Zaczynało się ściemniać. Charlotta postanowiła już więcej nie czekać. Księcia wciąż nie było. Dziewczyna zabrała swoje stadko i powędrowała w stronę zamku. Była coraz bardziej niespokojna. Była pewna, że wydarzyło się coś złego - na ulicach nie panował ten sam gwar i zamęt co zwykle o tej porze. Atmosfera w okół była napięta. Owo napięcie wyczuwało się w powietrzu. Kiedy dziewczyna doszła do zamku, zdziwiła się jeszcze bardziej - prawie nikogo nie było na tak zwykle bardzo tłocznym dziedzińcu. Po odstawieniu gęsi, Lott przez przypadek wpadła na panią Dazzy. Kobieta miała bardzo strapioną minę.
- Coś się musiało stać - powiedziała kobieta do Lott - Król zwołał wszystkich najwybitniejszych przywódców rycerstwa w tym też straż zamku. Siedzą tam już od 3 godzin i o czymś dyskutują. Ostatnie takie posiedzenie miało miejsce przed wojną ze Szkotami, jesli dobrze pamiętam...
- Nathan też tam jest? - spytała niesmiało Char.
- Ależ naturalnie. Razem z ojcem zasiada w radzie wojennej - po rozmowie z panią Dazzy, Char postanowiła poszukać Kayli. Znalazła ją  w królewskiej stajni. Lott miała zamiar dowiedzieć się czegoś od Thomasa - chłopaka Kay.
- Hej Kay - rzuciła na powitanie - Gdzie mogę znaleźć Tom'a? Nie wiem co się dzieje, Nathan został wezwany...
- Tak wiem, wiem. Mówisz o tym ich zebraniu? - Kay przerwała przyjaciółce - Niestety Tom też został na nie wezwany... Nie mam pojęcia o co chodzi. Słyszałam tylko jak dwoje rycerzy opowiadało o jakichś wojskach... ale nie przysłuchiwałam się- Char usiadła na snopku siana nieopodal.
- Boję się Kay - wyszeptała - Czuję, że zbliża się coś bardzo złego... A wiesz, że zawsze potrafiłam wyczuwać zbliżające się niebezpieczeństwo  - Kay przysiadła się obok Char.
- O tak wiem. Pamiętam dobrze tą akcję z ratowaniem Soph - dziewczyna wdrygnęła się na samą myśl o tym zdarzeniu - Też mi się wydaje, że tu coś nie gra... Ale z drugiej strony przecież nie wysyłaliby nas w czasy, które są dla nas jakimkolwiek zagrożeniem. Nie wystawiliby nas na niebezpieczeństwo... Jesli była jakaś wojna, to na pewno ktoś by o tym wiedział...
- Chyba masz rację. Tylko w takim razie nie wiem czemu się tak bardzo denerwuję...
- Martwisz się. O tych wszystkich ludzi, o nas, o Nathana... Z drugiej strony ciekawe: czemu nic o nim nie wiem? - Char spojrzała na koleżankę zdziwiona.
- Huh?
- No wiesz... Tyle ci opowiadam o Tomie... Soph tylko nawija o Sivie... A ty milczysz - Lott posmutniała.
- Bo ja nie mam o czym opowiadać. Oszukuję go. Jestem nic nie wartą oszustką... On mnie ma za kogoś zupełnie innego niż jestem. Przeszkadza mi to. Próbowałam mu dzisiaj powiedzieć prawdę, ale przerwał mi ten cały cholerny alarm... Jak ty sobie radzisz Kay? - Kayla przytuliła Charlottę.
- Nie przejmuję się tym na razie. Co mi da zadręczanie się? Wiem, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć. Nie wyobrażam sobie życia bez tego idioty... - na jej twarzy pojawił się krótki uśmiech - Ale wiem tez, że kiedy poczuję, że najwyższa pora go o wszystkim powiadomić, będę na to gotowa.
- Zazdroszczę ci takiego podejścia...
- Nie ma czego. Czuję się tak samo jak ty, jak oszustka - dziewczyna westchnęła - I boję się jak zareaguje Tom... jesli o to chodzi to jestem w gorszej sytuacji od ciebie.
- Jak to?
- Znasz temperament Tom'a - dziewczyny wymieniły spojrzenia - Potrafi się zdenerwować.
- Będzie dobrze - Char pocieszyła przyjaciółkę - Choć, pójdziemy do domu. Może Soph będzie coś wiedziała - dziewczyny wstały i udaly się w stronę wioski. Kiedy weszły do domu zauwazyły zdenerwowaną Soph, krzątającą się po kuchni.
- No nareszcie! Co tak długo?
- My tez cię kochany, Soph - odpowiedziała jej Char.
- Wiesz coś może o tym wezwaniu? O tym które dostali rycerze?
- Kurde... Miałam nadzieję, że wy coś wiecie. Seev wyleciał z karczmy jak oparzony. Nie mam pojęcia dlaczego...
- My wiemy nie wiele więcej - powiedziała Lott, opadając na krzesło. Czuła się strasznie zmęczona. Bardzo chcialo jej się spać.
- O byśmy tylko szybko się czegoś dowiedziały... - drzwi otwarły się z łoskotem i do mieszkania wszedł wychowawca klasy - pan Brown. Wtedy Charlotta przestraszyła się, że jej domysły mogą być prawdziwe i nie będą już bezpieczni...
- Dzień dobry - powiedziała lękliwym głosem Soph.
- Dzień dobry. Przyszedlem was odwiedzić, tak jak obiecywałem. Wszystko u was w porządku? - dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Właściwie to tak - zaczęła Lott - Mamy pracę i na razie niczego nam nie brakuje.
- To dobrze - nauczyciel nie wyglądal na szczególnie zadowolonego. Coś go trapilo.
- Czy coś się stało panie Brown?
- Nie nic. Trochę się martwię. O Dick'a - spojrzał na Lott. Dziewczynie zrobiło się słabo. Znowu doznała tego uczucia. Znów poczuła się jak nic nie warta szmata.
- Co z nim? - spytała słabo. Nauczyciel milczał.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć... - dziewczyna miała łzy w oczach. To zabrzmiało jak najgorsze. Mimo tego, że czuła, że to co czuje do Nathana jest silniejsze od tego co czuje do Dick'a, wciąż go kochała. Może nie tak jak wczesniej, ale jak brata. Na samą myśl, że może się mu coś stać...
- On nie jest sobą - Brown spojrzał na dziewczynę z oczekiwaniem. Jakby mógł czegoś po niej oczekiwać To znaczy... Dziwnie się zachowuje. Martwię się o niego... Gdybym wiedział...
- To znaczy...? - Kayla wiedziała, że Lott nie będzie miala siły o to spytać, wiec zrobiła to za nią. Char byla jej za to wdzięczna.
- To znaczy, że lepiej będzie jeżeli... kiedy wróci... nie będziesz go denerwować.
                                                        * Parę godzin później *
Charlotta trawiła słowa nauczyciela. "Jeżeli nie będziesz go denerwować". Czy to znaczy, że powinna się go bać? W każdym razie tak to zabrzmiało. Ale jak może się bać kogoś, kto zawsze był dla niej troskliwy i opiekunczy? Jak może nawet próbować? Dziewczyna przekręciła się na bok i zaczęła płakać. Łzy ciurkiem leciały po jej policzkach. Jak może być taka głupia? Zdradziła go. W dalszym ciagu go zdradza. Jego, który opiekował się nią, kiedy miała zlamaną rękę. Który martwił się o nią do tego stopnia, że nie pozwalał jej nosić nawet piórnika. Który z każdym dniem kochał ją bardziej i bardziej. Była wtedy taka szczęśliwa! Wstawała i kładła się z uśmiechem na ustach. Chodziła do szkoły z myślą o nim. Błagała by był w szkole. Żeby do niej podszedł. Pamięta ich pierwszy pocałunek. To było któregoś upalnego wieczora, kiedy Dick zabrał ją na plażę. Kiedy zaczęli się calować spadł ciepły deszcz. Był to najcudowniejszy deszcz w życiu Char. Od tej pory byli razem. Prawie nigdy się nie rozstawali. Lott myślała, że zawsze będzie z Dickiem... Ale wtedy pojawił się Nath. Wszystko zaczeło się od poczatku. Te wszystkie motylki w brzuchu.. Tylko, że w przypadku Nathana była to nieco inna milość. Bardziej dojrzała. I jak tu wybrać? Czy ona w ogóle ma jakiś wybór? Nienawidziła siebie. Nienawidzila do tego stopnia, że czasami chciała ze sobą skończyć. Nie byla jednak wystarczająco silna by to zrobić i dlatego jeszcze bardziej pragnęła ulżyć sobie w bólu... Około godziny 22 na ulicach zapanował gwar i zamęt. Dziewczyny wyszły z domu, żeby sprawdzić co się dzieje. Stały rozkojarzone i nie miały pojęcia co się dzieje. Po chwili jednak Charlotta zauważyła Nathana. Chciała do niego podbiec i poczuła, że nie da rady. Zrobiło jej się niedobrze i słabo jednoczesnie. Kiedy upadała miała deja vu. W tym wypadku jednak nie było to złudzenie. To co widziała wtedy, wydarzyło się naprawdę - kiedy pierwszy raz przekroczyła portal. Wtedy pierwszy raz spotkała Nathana. Różnica polegała na tym, że teraz chciała podbiec do Nathana, a wtedy do Dick'a... Ale Dick jej nie złapal tak jak wtedy Nath. Leżała na ziemi, niezauważona przez resztę. Była jak nic nie warty smieć. I tak też się czuła. I bała się, że już nigdy nie będzie szczęśliwa...
_________________________________________
Nie będę tego komentowac bo nie ma po co :]
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :)
Bardzo was koooooooooooooooooooocham :***********









sobota, 8 września 2012

Rozdział 23

Książę wrócił trzymając w ręku łuk i strzały. Charlotta zdziwiła się, że Nath przyniosł właśnie to. Zrobiła zdziwioną minę i spytała:
- Łuk i strzały? Po co... - przerwała, a jej oczy się zaświeciły. Sama odpowiedziała sobie na to pytanie - Nauczysz mnie? - spytała z nadzieją w głosie.
- Tylko jeśli będę pewien, że nie zrobisz sobie krzywdy - puścił do niej oko i usmiechnął się porozumiewawczo.
- Możesz być pewny, że nie - zaśmiała się w taki sposób, jaki lubił najbardziej. Podszedł do niej, pocalował ją w czoło, a potem wycelował w przelatującą nad nimi kaczkę. Trafił idealnie. Zwierzę spadło na ziemię.
- Po prostu miałeś szczęście - Lott odpowiedziała na dumny uśmieszek Nathana.
- Ja zawsze mam.
- Ha! W to nie wątpię. Daj mi spróbować - zrobiła minkę niewiniątka. Książę się zgodził. Poczatki były trudne. Char, choć bardzo się starała, nie potrafiła puścić strzaly dalej niż na jeden metr.
- To nie ma sensu,bo nigdy mi się nie uda.
- Więcej cierpliwości księżniczko. W końcu na pewno ci się uda - pocieszał ją Nathan. Lott już miała zamiar zrezygnować, kiedy postanowiła dać sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę. Naprężyła łuk i skupiła się tylko na jednym punkcie. W pewnym momencie puściła strzałę, a ta z ogromną prędkością utknęła w drzewie nieopodal.
- Udało się! Udało! - dziewczyna rzuciła się na Nathana - Dziękuję, że nie pozwoliłeś mi zrezygnować.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Nie chcę być wścibski, ale myślę, że zasługuję na nagrodę - uśmiechnął się do Lott, na co ona zblizyła swoje usta do jego ust i słodko pocałowała.
- A teraz patrz jak strzelam - powiedziała dziewczyna, kiedy udalo jej się oderwać od księcia. Wypuściła strzałę, a ta utkwiła w pierwszej, przecinając ją na pół. Char myslała, że Nath ją pochwali czy coś w tym stylu, ale on z zastanowieniem wpatrywał się w strzałę i marszczył swoje ciemne brwi.
- Interesujące... - mruknął tylko pod nosem - Dasz radę zrobić to jeszcze raz?  Tylko teraz celuj w tamto drzewo - wskazal.
- Nie wiem. Ale zaraz się przekonamy - wypuściła kolejny pocisk. Ledwo strzała utkwiła w pniu, Nathan się odezwał.
- Jak ty to robisz? Każda ze strzał którą wypuścisz, jest w pewien bardzo orginalny sposób podkręcona.
- Tak? - dziewczyna się zdziwiła - Po prostu mam szczęście - usmiechnęła się do niego i pokazała mu język. Nathan w odpowiedzi zaczął ją gonić. Lott z piskiem uciekała przed nim i żałowała, że nie ma na sobie ulubionej pary spodni. Bieganie szłoby jej wtedy o niebo lepiej...
- Przede mną nie uciekniesz! - Nath galopem rzucił się w jej stronę. W ostatniej chwili udało jej się umknąć. Usmiechnęła się do niego figlarnie.
- Czyżby? Pozwolisz książę, że cię zasmucę: otóż jeszcze nikomu nie udalo się mnie złapać...
- Nie drażnij lwa - książę ruszył w jej stronę - Jako książę rozkazuję ci się zatrzymać!
- Ha! Ani myślę! - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Zaczęli biegać wokół zagrody gęsi. Char była już zmęczona, ale nie dawała tego po sobie poznać.
- Uważaj, bo za zniewagę królewskich rozkazów grozi ci areszt - Nathan się zaśmiał, szybkim ruchem pochwycił Charlottę i przycisnął ją do ziemi - Ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Złagodzę karę. W najlepszym wypadku może to być moje łóżko... - pogładził jej policzek - Jesteś taka zjawiskowa... - powoli zbliżał swoje usta do jej twarzy. Dzieliły ich milimetry. Zatopili się w delikatnym pocałunku. Nathan cieszył się, że ma swoję ukochaną blisko, choć chciałby ją mieć jeszcze bliżej, jeszcze bardziej... Kiedyś obiecał sobie, że się nie zakocha, a było to któregoś ponurego dnia, kiedy spotkał ojca tam gdzie zawsze - w ogrodzie pod jabłonią, zamyślonego i nieobecnego. Biedaczek tak cierpiał po śmierci matki Nathana! Dopiero rok temu jakoś doszedł do siebie - kiedy zaczął się martwić żoną dla jedynego syna. Wtedy odciągnął się trochę z mysli o swojej żonie. Ale Nathan był pewien, że jego ojciec nigdy nie przestanie kochać jego matki ... Tak jak on nigdy nie przestanie kochać Charlotty. Zawsze będą razem - książę nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nie miał jednak zielonego pojęcia dlaczego dziewczyna zawsze dziwnie reaguje, kiedy mowi o niej, jako o swojej przyszłej żonie. Dlaczego jej cudowne oczy robią się wtedy smutne... Dlaczego odwraca głowę. Nathan wiedział, że Lott nie zdenerwowała się wtedy tym, że myślała, że mówi przez sen. Wiedział, że chodzi o coś więcej, ale nie chciał naciskać na dziewczynę. Kiedy będzie chciała to powie.
- Nathan ? - spytała tym czasem ona, kiedy oderwali się od siebie.
- Tak kochanie?
- Chciałam ci tylko powiedzieć... Że cię kocham - spojrzała na niego poważnie.
- Wiem głuptasie. Też cię kocham.
- Możesz mi coś obiecać?
- Naturalnie - powiedzial chłopak odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać, choćbym nie wiem jak była daleko i chocbyś nie wiem jak bardzo był na mnie zły - jej oczy znów zrobiły się tak dziwnie smutne. Książę przyglądal się jej z powagą. Była taka tajemnicza... - Obiecujesz?
- Obiecuję - pocałował ją w czoło. Lott odetchnęła głęboko. Teraz albo nigdy.
- Więc obiecaj mi również, że wysłuchasz mnie do końca i nie odejdziesz do póki ci czegoś nie wyjaśnię... Dopóki nie skończę - Char wiedziała, że musi mu to powiedzieć teraz i tu. Póki czuła w sobie siłę, by to zrobić. Nath spojrzał na nią zdziwiony.
- To zależy co chcesz mi powiedzieć - puścił do niej oko.
- To może zabrzmi dziwnie, ale wszystko co ci powiem będzie prawdą - zagryzła wargi. Trzęsły jej się ręce. Była strasznie zdenerwowana - Musisz mi uwierzyć. Tu chodzi o cos bardzo ważnego... - jej słowa przerwało głośne uderzanie w bębny i gra hejnału na trąbce.
- Coś jest nie tak... -wyszeptał książę wstając - Przepraszam cię Lott dokończymy tę rozmowę później. Muszę pędzić do pałacu. Postaram się przyjechać najszybciej jak będę potrafił - nachylił się nad dziewczyną i slodko ją pocałował.
- Jasne idź. Nie przejmuj się mną - powiedziała Char, gdy Nath był już daleko. Była już tak blisko powiedzenia mu prawdy. Bała się, że teraz już nie będzie w stanie dokończyć mu wyjasnień. Nienawidziła siebie za to tchórzostwo. Zrezygnowana poszła moczyć stopy w jeziorze, czekając na szybki powrót księcia. Była ciekawa co takiego wąznego się wydarzyło, że został wezwany do zamku. Może wtedy przypomni sobie coś z tego, czego uczyła się o nim na historii. Jeśli w ogóle się o nim uczyła...
___________________________________________________
Przepraszam was bardzo ;'( Wiem, że dawno nie dodawałam, ale kompletnie nie miała pomyslu na ten rozdział. Wiem, że nie jest on jakiś super zadowalający... Szczerze powiem, że moim zdaniem jest beznadziejny.
Mniejsza o to :)
Co tam u was? Słyszeliście cudowną piosenkę ? :D
Ja się zakochałam normalnie ;> Ta solówka Natha... sadnfsadfbhsabfhjabv ;)
Kocham was baaaaaaaaaaaardzo :) ;* Witam na swoim blogu panny : Jessica_Montez i Agata Szombara :) Mam nadzieję, że opo wam się podoba ;) 
Do następnego :****
Pamiętajcie, że was kocham <3 ;d

That's when I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you... <3 ;p

Mój komentarz :)







poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 22

Czasami czujemy się szczęśliwi, a jednak w głębi duszy coś nas męczy, nie pozwalając nam na pełnię szczęścia. Nie pozwala o sobie zapomnieć. Kiedy tylko przez chwilę pomyślimy, że jest OK, zaraz powracają do nas te wszystkie problemy, te wszystkie niedokończone sprawy. W dodatku wydaje nam się, że kiedy się ich pozbędziemy, na ich miejsce wejdą nowe, kto wie czy nie bardziej dokuczliwe i pelne wyrzutów sumienia. Mniej więcej tak przebiegaly myśli Charlotty, kiedy w poniedziałek rano szła do pracy. Układala w głowie to, co ma powiedzieć Nathanowi i jak ma to zrobić. Wydawało się jej to wręcz niewykonalne. Bała się, że go skrzywdzi. Ale nie wiedziała, że najgorsze co będzie miała do przekazania księciu, dopiero przed nią. Bądź co bądź, szła sobie teraz powoli w stronę królewskiego dziedzińca i rozmyślała. "Jak ja mam mu to powiedzieć? Może... Drogi Nathanie. Nie. To brzmi za bardzo oficjalnie. A może w takim razie: Nathanie muszę ci coś powiedzieć..." im więcej o tym myślała, tym bardziej się bała. "Lott nie panikuj. Dasz radę. Nie robisz tego dla siebie tylko dla jego dobra. Trzeba to przerwać, póki nie jest za późno. O ile już nie jest..." , chodziło po glowie dziewczyny. Kiedy tylko znalazła się na dziedzińcu, odebrała swoje "stadko" i ruszyła na łąkę. Znalazła się tam niebawem, choć wcale się nie śpieszyła. Usiadła  w swoim ulubionym miejscu i od nowa układała w głowie cały monolog. Była wściekła na siebie. "No dobra, może powiem to wszystko na jednym wdechu. Nathanie, czy wspominałam ci może, że pochodzę z XXI wieku, przeniosłam się w czasie, niedługo będę musiała wrócić do domu i już nigdy więcej się nie zobaczymy? Matko... Przecież to jest bez sensu", myslała Char. Nienawidziła siebie za to, że doprowadziła samą siebie do takiej sytuacji. A przecież była szczęśliwa. Miała chłopaka, który ją kochał i ona też go kochała. Nie musiała tego kończyć. Mogła dalej być szczęśliwa. Szczęśliwa z Dick'iem. Ze swoim chłopakiem...
- Cześć - Nath pocałował Char w policzek. Spodziewała się go, ale nie przypuszczała, że spotkają się tak wcześnie.
- Cześć Nathan! A co ty tu robisz tak wcześnie?
- A co nie cieszysz się? - uśmiechnął się do niej zabójczo.
- Ależ cieszę się oczywiście, oczywiście - spuściła głowę. Miała ochotę uciec.
- Coś się stało? - książę wyczuł jej niepokój.
- Nic kochanie. Po prostu jestem trochę zmęczona - pogładziła jego policzek. Nathan zbliżył się do niej i czule pocałowal ją w usta. Jej reakcja była natychmiastowa - zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym cialem. On na to z zadziwiającą łatwością posadził ją sobie na kolanach. Przez chwilę zatapiali się w pocałunkach, ale po chwili Lott oprzytomniała. Delikatnie odsunęła się od niego.
- Ktoś może nas zobaczyć - wytłumaczyła się.
- To niech zobaczy. Nie dbam o to - przuciągnął ją do siebie - Niech się cieszy, że widzi przyszłych króla i królową razem szybciej niż inni.
- Nathy...
- Oj wiem, wiem. Pozwól mi się chociaż trochę tym pocieszyć, skoro tylko tyle mi zostało - Lott zagryzła wargi - Wiesz co Charlotto? - książę odezwał się po chwili - Czasami wydaje mi się, że zaraz uciekniesz, że odejdziesz na zawsze... Nie mogę się od tego odpędzić... Jesteś inna od reszty, choć nie do końca wiem w jakim sensie. Jest w tobie coś niezwykłego, coś, co powoduje szybsze bicie mojego serca i to, że chcę ciebie mieć blisko. Nie potrafię tego inaczej opisać. Wydaje mi się, że słowa przy tym co do ciebie czuję, to jakieś marne ziarna piasku... coś malenkiego i zupełnie nie na miejscu...- przerwał ale po chwili zaczął znowu - Gdybym tylko mógl jakoś cię ochronić przed całym złem świata... Gdybym miał skoczyć w ogień, to zrobiłbym to. Gdybym musiał oddać swoje marne ludzkie życie, to oddałbym je za ciebie. Charlotto, ja zrobiłbym dla ciebie wszystko. Nigdy cię nie zostawię, obiecuję ci to - z oczu Lott zaczęły spływać łzy. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Nigdy nie słyszałam czegoś równie pięknego - powiedziała w końcu uśmiechając się i płacząc jednocześnie. Książę objął ją ramieniem - Nathanie ja... Nie wiem jak mam ci dziekować za te słowa...
- Nie musisz, naprawdę - zaśmiał się lekko - Będziemy kwita jeśli tylko odpowiesz mi na jedno pytanie... - Lott podniosła wzrok.
- Słucham.
- Co to jest "komputer"? - Char poczuła dziwny skurcz żołądka. Skąd on wie o komputerze?! Wyrwała się mu, odeszła parę kroków i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Zrobiło jej się słabo. Głośno oddychała. Wtedy dopiero zdała sobię sprawę z własnego dziwnego zachowania. Co sobie Nath pomysli?
- Ja... Nie wiem - Nath spojrzał na nią tym swoim przenikliwym, niebieskim wzrokiem.
- Dlaczego się tak zdenerwowalaś? - spytał patrząc na nią lekko nieufnie i zbliżał się do niej powoli, jak tygrys szykujący się do skoku.
- Skąd znasz... Znasz to słowo? - wykrztusiła, trzęsąc się ze strachu pod jego spojrzeniem. On tymczasem chodził wkoło niej i uważnie ją obserwował.
- Powiedziałaś mi - oznajmił spokojnie.
- Kiedy? - Lott obróciła się do tyłu, żeby go zobaczyć.
- W nocy - przystanął - Powiedziałaś "Potem sprawdzę w komputerze" - Ty idiotko gadasz przez sen!, to była pierwsza myśl dziewczyny - Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Zdenerwowałam się, bo... Bo domyśliłam się, że mówię przez sen - Charlotta zagryzła wargi. Była kłamcą. Oszukiwała osobę, która jej ufała...Nathan podszedł do niej, usmiechnął się łobuzersko i soczyście ją pocałował.
- Jeśli o mnie chodzi, to możesz nawet krzyczeć przez sen - spojrzał jej w oczy i pogładził jej policzek. Char lekko się uśmiechnęła - I tak będziesz najcudowniejsza w calym królestwie. Co ja mówię! Na całym świecie!! - Char cmoknęła go w usta.
- Kochany jesteś. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty.
- Przestań gadać bzdury. Zmieńmy temat. Coś przyniosłem, ale nie wiem czy będziesz zainteresowana - Lott zarzuciła mu ręce na szyję.
- Oczywiście że będę... Co to? - uśmiechnęła się, choć w sercu czuła cierń.
- Zaraz zobaczysz...- oderwał jej dłonie i pocałował jedną z nich - Zaraz wrócę - zaczął się oddalać w kierunku swojego konia. Lott patrzyła na niego i nawet nie wiedziała, że się uśmiecha. Z jednej strony ciekawe uczucie... Kochać kogoś ponad siebie, a jednocześnie tak go ranić...
_______________________________________
Przepraszam, że wyszlo krótsze niż chciałam, ale ostatnio borykałam się z paroma problemami... I nie miałam wiele czasu na pisanie...
Liczę na wybaczenie :)
Rozdział dedykuję Anku ;D:***
Kochanie dzięki, że jesteś :**** <3
Nawet nie wiesz jak mi pomagasz, swoją obecnością :* :)
Mam nadzieję, że jeszcze ze mną zostaniesz :)
Kocham Ciebie i wszystkich którzy czytają moje wypociny :**********
Dzięki, że jesteście :*<3
 

 





poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 21

Lott obudziła się wtulona w Nathana. Czuła się tak niesamowicie, jak nigdy dotąd. To, co przeżyła z Nathanem, w żaden sposób nie przypominało tego, co czuła będąc z Dick'iem. Chciała zatrzymać tę chwilę. Spojrzała na ukochanego. Jeszcze spał. Oddychał miarowo i spokojnie. Wyglądał na takiego bezbronnego! Jak uśpione dziecko. A przecież to dziecko kiedyś będzie królem. I na pewno dokona wielkich czynów...
Charlotta próbowała przypomnieć sobie, co wie na temat króla Williama Nathana I. Ku własnemu zdziwieniu nie potrafiła sobie nic przypomnieć. Tak, jakby on wcale nie istniał... Może nie potrafiła podać dat najważniejszych bitew które stoczył, ale potrafiła z zadziwiającą dokładnością opisać jego twarz. Znała na pamięć sposób w jaki przeczesywał swoje włosy. Odtwarzała w pamięci każde słowo, jakie padło z jego ust. Może Nathan nie był częścią ważnej historii światowej, ale był częścią jej historii. I choćby nie wiem co się stało, na zawsze pozostanie. Char spojrzała w okno. Dopiero świtało. I choć dziewczyna chciała pozostać w ramionach Natha, zdawała sobie sprawę z tego, co się stanie, kiedy rano przyjaciólki nie zastaną jej w łóżku. Wiedziała, że na razie nie powinna im mówić nic, o tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Kiedyś im powie. Bo wtedy pozostaną jej już tylko wspomnienia...
                Charlotta niechętnie wyswobodziła się z ramion księcia. Pocałowała go też delikatnie w policzek, ale tak, żeby go nie obudzić. Szybko założyła na siebie suknię i wyszła z komnaty. Choć szła tędy tylko raz, doskonale wiedziała, w którą stronę ma się udać, aby opuścić pałac. Będąc jeszcze w sali balowej zauważyła, ostatnie tańczące pary. Nie było pośród nich ani Kayli, ani Sophie. W związku z tym, Lott czym prędzej udała się do ich mieszkania w wiosce. Dotarła tam niebawem. Koguty już piały, oznajmiając poczatek nowego dnia. Char szybko wślizgnęła się do domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Weszła do sypialni i zauwazyła przyjaciólki, które spały wtulone w swoje poduszki. Na twarzy każdej z nich malowal się nieśmiały uśmiech. Charlotta już znacznie spokojniejsza, przebrała się w piżamę, schowała ryby, które przyniósł jej Dick ( na szczęście były wędzone, więc będzie je mozna dłużej przechowywać ) i polozyła się do łóżka. Zasnęła szybko i śniła o księciu - swoim najdzielniejszym rycerzu.
                 Coś nią szarpało. Trzymało ją za ramię. Chciała się wyrwać, ale nie potrafiła. Miotała się jak ryba w sieci. Była bez szans.
- Lottie! Lottie! Obudź się! - Kayla siedziała na prawym brzegu łóżka dziewczyny, a Sophie na lewym. Char podniosła się, jeszcze nie całkiem przytomna.
- No nareszcie! - zaśmiala się Soph - Już myslałam, że umarłaś czy coś...
- Jak widać jeszcze żyję - Lott opadła na poduszkę i już miala zamiar znowu zasnąć, kiedy Kayla zaczęła nią potrząsać.
- Wstawaj śpiochu! Już południe. Nie spałas calą noc czy jak? Wyglądasz jakbyś przebiegła calą kulę ziemską !
- Coś w tym rodzaju - Char uśmiechnęła się blado i przetarła twarz - A jak wy się bawiłyście?
- CUUUUUUUUUUDOWNIE - Kayla wyszczerzyła się w radosnym usmiechu.
- Serio? - Lott nie ukrywała zdziwienia.
- TAK!! - jej przyjaciółka wręcz tryskała radością.
- A co z Tom'em?
- Zakochała się w nim cholera! - Sophie popiła wody.
- A on kocha mnie! - Kayla usmiechnęła się do siebie. Lott rzuciła się na przyjaciółkę i mocno ją przytuliła.
- To świetnie! - Sophie do nich dołączyła. Leżały razem na łóżku jak dawniej, kiedy były jeszcze małe. Zawsze wtedy opowiadały sobie niestworzone historie o księżniczkach i ich dzielnych rycerzach. Mistrzynią w wymyślaniu takich 'bajeczek' była Soph. Podobno opowieści Lott, były trochę za bardzo realistyczne, a historie wymyslane przez Kay, zawsze kończyły się śmiercią kochanków. Teraz dziewczyny wspominały dawne czasu i co chwilę zanosiły się śmiechem.
- A pamiętacie, jak Charlotta zniszczyła mój zamek? - Soph złapała się za brzuch, nie mogąc opanować ataku śmiechu.
- "Bo był za bardzo bajeczny i ludzie średniowiecza na pewno by takiego nie zbudowali" - Kayla przedrzeźniała Lott.
- Lott byłaś niesamowicie śmieszna, nie ma co - Sophie przytuliła Char.
- A ty zawsze miałaś tendencję do wyolbrzymiania wszystkiego - Lott przybiła koleżance sójkę w bok.
- Co racja to racja - poparła ją Kay - Ale obawiam się, że jeszcze do dzisiaj jej to zostalo.
- Osz ty ! - Soph rzuciła w przyjaciółkę poduszką.
                 Itd, itd... Rozmawialy godzinami. Później zaczęly rozmawiać o przyszłości. Myślały o tym kim bedą, jak ułozy się ich życie.
- Nie chcę wracać - powiedziała Char - Choć bardzo tęsknię za babcią i za rodzicami... Jest mi tu dobrze.
- Ja też nie chcę wracać.
- Ani ja. Nie dam radu znowu stracić kogoś, kogo kocham... - Kay wciągnęła powietrze - Nie zostawię Tom'a.
"A ja nie zostawię Nathana" , myślała Lott. Tak bardzo chciała opowiedziec Soph i Kayli, o tym co się wczoraj wydarzyło, o tym, jak bardzo kocha Nathana. Walczyła z samą sobą. Wiedziała, ze przed nią trudny czas. Musi oszukiwać przyjaciółki i w dodatku powiedzieć Dick'owi prawdę. Musi mu powiedzieć, że go nie kocha. Dziewczyna spojrzała w niebo. Przypomniały jej się słowa piosenki, której tak często słuchała jej mama. Podobno ta piosenka przypominała jej młodość. Lott zanuciła ją w myślach. "I’ll be your strength. I’ll be strong for you. I’ll be your strength. And I’ll keep strong for you" ...
_______________________________
Cosik tam napisałam, ale nie jest to zbytnio udane. Chyba już wyszłam z wprawy jeśli chodzi o to opowiadanie.