*6 dni później*
Charlotta zgodziła się pojść na bal tylko dlatego, że miały jej towarzyszyć przyjaciółki. Kayla nie miała ochoty iść. Dwa dni temu ostro posprzeczała się z Thomas'em i nie chciała go wiedzieć, a skoro Tom był przyjacielem księcia, to pewne było, że się spotkają. Sophie natomiast bardzo się cieszyła. Chyba jako jedyna. Wyglądała ślicznie. Chciała iść żeby poznać jakiegoś, jak to się wyraziła, interesującego mężczyznę. Nic więc nie bylo w stanie jej przeszkodzić. Najśmieszniejsze w jej zachowaniu było to, że niby chciała poznać któregoś z mężczyzn będących na balu, ale w co drugim jej zdaniu pojawiało się imię "Siva". Był chyba pierwszym mężczyzną, który dał jej kosza. Char wydawało się, że to właśnie dla niego stroi się tak na ten bal. Chce zrobić na nim wrażenie. Ciekawe czy się jej to uda...
- Normalnie się nienawidzę za to - rzuciła naburmuszona Kay. Miała ręce założone na piersiach, a złamaną nogę miała położoną na siedzeniu naprzeciwko - Dlaczego jak się zgodziłam tam iść?!
Soph i Char zaśmiały się.
- Pewnie dlatego, że bez ciebie bym nie poszła - odpowiedziała Lott - A teraz już nie bądź taka zła i pamiętaj, że idziesz tam dla mnie.
- Dobre sobie - prychnęła Kayla - Na Thomas'a McClarky'ego też bedę musiała patrzeć ...
- Aaaa! - Sophie poderwała się z siedzenia - A więc to o niego chodzi!
- Nie w takim sensie w jakim myślisz, Soph - z odrobiną ironi w głosie odpowiedziała jej Kay - To wredny dupek i tyle.
- Co on ci takiego zrobił? Bo już się w tym trochę pogubiłam... - Lott usadowiła się bliżej Kayli. Sophie też na chwilę przerwała swoje czynności upiększające i przysunęła sobie krzesło bliżej przyjaciółek. Kayla zaczęła mówić - Znowu chciał mnie pocałować! Co on sobie do diabła myśli?! To, że jakieś księżniczki z królewskiego dworu nie potrafią mu się oprzeć, to nie oznacza, że ja nie potrafię! Ja jestem z XXI - wieku! Ja mam swój honor! - Lott zachichotała, ale Kay nie zwróciła na nią uwagi , tylko brnęła dalej - Ja nie jestem niczyją zabawką! A już szczególnie Thomas'a McClarky'ego ! Na mnie te jego tanie sztuczki nie działają, o nie! On chyba myśli, że robi mi łaskę zwracając swoją jakże cenną uwagę moją osobą! Tak, jakby nikt inny się mną nie interesował! - skończyła i oddychała teraz głośno ze wciąż zmarszczonym czołem.
- I właśnie o to jesteś na niego zła?
- O to?! O to?! Ja jestem na niego zła za całokształt! Wtedy, kiedy chciał mnie pocałować wygarnęłam mu wszytko to, co o nim myślę - wyglądała na dumną ze swojego zachowania.
- A co on na to ?! - zapytały jej przyjaciółki niemal jednocześnie i wybuchnęły śmiechem.
- Ten idiota nazwał mnie wieśniaczką! - Lott wyszczerzyła oczy ze zdumienia, a Soph rozdziawiła usta - To przecież nie moja wina, że mam ciemną karnację. Taka się urodziłam i już - przez chwilę żadna z dziewczyn się nie odzywała. Po chwili jednak Sophie wyskoczyła z propozycją, która Kay jeszcze bardziej rozzłościła, a Charlottę przysporzyła o nowy napad śmiechu.
- Jeśli chcesz to mogę cię troche wybielic na ten bal - powiedziała mianowicie. Sama była dzisiaj bardzo mocno bardzo mocno wypudrowana na biało. Wygladała jak kobieta z wyższych sfer - właśnie o to jje chodziło. Może trochę nawet przesadziła z tą swoją blagością. Co do Lott, ona nie musiała się pudrować. Zawsze była bardzo blada i nawet długotrwałe opalanie się tu nie pomogło , a jedynie pozostawiło po sobie bolesne poparzenie.
- A co ja murzyn jestem?! - spytała zdenerwowana Kay - Pokazę temu świrusowi , że to iż jestem opalona , nie oznacza, że ni potrafię się zachować i ładnie wyglądać! Co więcej - udowodnię mu również, że potrafię wzbudzać zainteresowanie własną osobą mężczyzn nie mających na imię Thomas McClarky !
__________________________________________
Taki krótki rozdział :) Następny dodam tak za 2- 3 dni, ale obiecuję, że będzie się dużo działo :)
wtorek, 26 czerwca 2012
niedziela, 24 czerwca 2012
Rozdział 15
Kolejne dni mijały spokojne. Kayla zła na Tom'a za jego wystepek , starała się go unikać ze wszystkich sił. Mimo namów przyjaciółek wróciła do pracy w stajni, nie przejmując się zbytnio złamaną nogą, która, co dziwne szybko jej się goiła. Sophie poznała tajemniczego mężczyznę imieniem Siva, który nie zwraca na nią wiekszej uwagi. A życie Charlotty toczy się zwykłam tempem. Któregoś dnia dziewczyna jak zwykle siedziala pilnując gęsi na łące. Jednak nie nudziła się. Dziewczyna imieniem Mia pomogła jej znaleźć pędzel u póutno, na którym Lott mogła malować. Jeśli chodzi o farby to Char zrobiła je sama. Czytała o tym kiedyś w jednej z książek. Tak więc siedziała na skale z pędzlem w dłoni i zastanawiała się co ma namalować. Po chwili zadecydowała, że na obrazie znajdzie się to, co teraz widzi, czyli jezioro i góry. Chciała, żeby ten pejzaż był cudowny, taki, jaki jest ten nieziemski widok. Zaczeła szkicować. Robiła to z niezwykłą precyzją. Jej delikatne dłonie przesuwały się w tę i z powrotem. Była skupiona tylko na tym - na tworzeniu swojego dzieła. Własnie w takim stanie zastał ją Nathan. Nie widział jej już od dłuższego czasu. Nie dlatego, że nie chcial. Po prostu byl zajęty przygotowywaniem balu. Był on pomysłem ojca Nathana - króla. Miał on bowiem nadzieję na znalezienie dobrej zony dla syna. Książe doskonale o tym wiedział, ale nie protestował. Miał już przecież 19 lat, a człowiek nie żyje wiecznie. Tak więc ten bal miał wielkie znaczenia zarówno dla rodziny królewskiej jak i dla jej najblizszego otoczenia. Teraz książe zatrzymał swojego konia na łące, gdzie była Charlotta. Myślał o niej przez cały czas. Chciał, żeby przyszła na bal i mu towarzyszyła. Kiedy tak patrzył na jej skupione oblicze , serce odmówilo mu posluszenstwa. Najpierw stanęło w miejscu, a teraz odstawialo jakieś nieziemskie arie. Nathan szedł w kierunku całkowicie nieświadomej jego obecności Char.
- Całkiem ladny obraz panno Charlotto. Ma pani talent - Lott usłyszała za plecami i aż podskoczyła z przerażenia. Wiedziała kto to powiedział, nawet bez odwracania się. Dawno się nie widzieli. Nathan usiadł koło niej.
- Dawno cię nie widziałam, książę - powiedziała i spojrzała na niego pytająco. Miała nadzieję, że Nathan jakoś wyjasni jej swoją nieobecnośc.
- Byłem trochę zajęty - odpowiedzial i uśmiechnąl się. Lott czekała na więcej wyjasnień, ale się nie doczekała. Spuściła głowę i wróciła do malowania. Nathan przyglądał się jej przez chwilę - Byłem zajęty urządzaniem balu - Lott spojrzala na niego ze zdziwieniem.
- Balu?
- Tak balu. I chciałbym, żebyś przyszła, Charlotto.
- Nie wiem czy powinnam.
- Czułbym się zaszczycony - ucałował jej dłoń - Bal odbedzie się za sześć dni.
"Sześć dni to trochę mało czasu" przemkneło w głowie dziewczyny. Poza tym nie chciała iść na ten bal sama. Wiedziała, że przy tych wszystkich księżniczkach , arystokratkach i szlachciankach będzie wyglądała skromnie i ubogo.
- Lepiej będzie, jak nie pójdę - powiedziała w końcu. Miała spuszczoną głowę, bo nie chciała patrzeć Nathanowi w oczy.
- Rozumiem. Przecież cię nie zmuszę - złapal ją za reke - Ale zastanow się jeszcze.
- Zastanowię - odpowiedziała posłusznie - Obiecuję Ci książę, że jeszcze to przemyślę.
- Cieszę się - ich twarze się zblizyły. Nathan oparł swoje czoło , o czoło Char. Dłon dziewczyny delikatnie gladziła jego policzek. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym zatonęli w namietnym pocałunku pełnym miłości.
_________________________________________
No i zaczęłam znowu :) Rozdział krotki, bo nie udało mi się nic więcej wyskrobać. Oliwia nareszcie jest ! :D
- Całkiem ladny obraz panno Charlotto. Ma pani talent - Lott usłyszała za plecami i aż podskoczyła z przerażenia. Wiedziała kto to powiedział, nawet bez odwracania się. Dawno się nie widzieli. Nathan usiadł koło niej.
- Dawno cię nie widziałam, książę - powiedziała i spojrzała na niego pytająco. Miała nadzieję, że Nathan jakoś wyjasni jej swoją nieobecnośc.
- Byłem trochę zajęty - odpowiedzial i uśmiechnąl się. Lott czekała na więcej wyjasnień, ale się nie doczekała. Spuściła głowę i wróciła do malowania. Nathan przyglądał się jej przez chwilę - Byłem zajęty urządzaniem balu - Lott spojrzala na niego ze zdziwieniem.
- Balu?
- Tak balu. I chciałbym, żebyś przyszła, Charlotto.
- Nie wiem czy powinnam.
- Czułbym się zaszczycony - ucałował jej dłoń - Bal odbedzie się za sześć dni.
"Sześć dni to trochę mało czasu" przemkneło w głowie dziewczyny. Poza tym nie chciała iść na ten bal sama. Wiedziała, że przy tych wszystkich księżniczkach , arystokratkach i szlachciankach będzie wyglądała skromnie i ubogo.
- Lepiej będzie, jak nie pójdę - powiedziała w końcu. Miała spuszczoną głowę, bo nie chciała patrzeć Nathanowi w oczy.
- Rozumiem. Przecież cię nie zmuszę - złapal ją za reke - Ale zastanow się jeszcze.
- Zastanowię - odpowiedziała posłusznie - Obiecuję Ci książę, że jeszcze to przemyślę.
- Cieszę się - ich twarze się zblizyły. Nathan oparł swoje czoło , o czoło Char. Dłon dziewczyny delikatnie gladziła jego policzek. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym zatonęli w namietnym pocałunku pełnym miłości.
_________________________________________
No i zaczęłam znowu :) Rozdział krotki, bo nie udało mi się nic więcej wyskrobać. Oliwia nareszcie jest ! :D
piątek, 15 czerwca 2012
UWAGA !!!
Chciałam podziękować wszystkim , którzy czytają moje wypociny . Na razie mam 559 wyświetleń stron !! Dziekuję wam ! :) I zapraszam do czytania mojego nowego bloga o The Wanted ;) Link zostawiam poniżej :) http://thewanted-thesun.blogspot.com/ A jesli chodzi o tego bloga to... na razie zaprzestaję pisania ( ale tylko na tydzień! ) , bo muszę jakoś wykaraskać się z sytuacji w którą sama się wpakowałam ;) Ale wtedy zacznę pisać , obiecuję !
czwartek, 14 czerwca 2012
Rozdział 14
Sophie wróciła do domu zaraz po ustaniu burzy. Była pewna , że Kayla i Charlotta czekają na nią w domu i są zaniepokojone jej długą nieobecnością. Ostrożnie otworzyła drewniane drzwi prowadzące do domu. Zdjęła ubłocone buty i poszła do kuchni zaparzyć wodę na herbatę. Odczekała chwilę, ale żadna z jej przyjaciółek się nie pojawiła. W związku z tym Sophie poszła na mały obchód mieszkania. Najpierw zajrzała do pomieszczenia służącego za łazienkę, a potem do sypialni ( ich dom składał się z małej łazienki, sypialni i kuchni połączonej z małym pokojem gościnnym ). Nikogo tam nie zastała. Przyszło jej na myśl, że obydwie (tak jak ona) ukryły się by przeczekać burzę, a to znaczyloby, że zaraz powinny przyjść. Sophie ubrała suche i czyste obuwie, wyszła na dwór i usiadła na ławce przy domu , czekając na przyjaciółki. Czekała i czekała , ale żadna z nich się nie pojawiła. Minęła może prawie godzina - i nic. Zaniepokojona Sophie zaczęła biec w kierunku dziedzińca zamku - tam , gdzie miała nadzieję spotkać Kaylę i Charlottę.
Kiedy już się tam znalazła, zaczęła nerwowo rozglądać się po mało jej znanym miejscu. Po kilku minutach dostrzegła zdenerwowaną Kaylę. A raczej wściekłą Kaylę.
- Puść mnie ty łajdaku! - krzyczała do jakiegoś mężczyzny - Zostaw mnie ! Nie masz prawa!
- To ja Ci ratuję życie , chcę Cię zawieść do domu , a ty Kaylo , tak mi się odpłacasz? - odpowiedział z lekkim rozbawieniem tamten , trzymający z ramionach Kaylę mężczyzna. Sophie oglądała tą całą scenę z lekka zszokowana. Kayla ją zauważyła.
- Sophie? Co ty tu robisz? - spytała łagodnie, tak jakby cała jej wściekłość gdzieś się ulotniła. Sophie nieśmiało podeszła do Kayli w dalszym ciągu znajdującej się w ramionach nieznanego Soph mężczyzny.
Opowiedziała jej o przeczekaniu burzy i o nieobecności przyjaciółek. Wtedy Kayla zaczęła opowiadać o feralnej wyprawie konnej z Thomas'em McClarky'm , którym okazał się mężczyzną trzymającym ją w ramionach. Ta opowieść była o tyle ciekawa, że każde z tych dwojga miało jego własną wersję , do której próbowało przekonać Sophie. Ona natomiast próbowała nie wybuchnąć śmiechem. Na szczęście ani Kay ani Tom tego nie zauważyli, ponieważ byli zbyt zajęci dokuczaniem sobie wzajemnie.
- ... przez całą drogę przytulała się do mnie - oznajmił Tom.
- Wcale nie - zaprzeczała temu Kayla - To pan , panie McClarky przytulał mnie do siebie.
- Nieśmiałbym - wymigiwał się Tom. Sophie poczuła, że bardzo lubi tego mężczyznę. Wymiana zdań tych dwojga wydawała się Sophie słodka. Pasowaliby do siebie doskonale. Kłóciliby się pewnie dłużej, gdyby Soph nie przypomniała sobie o jednej rzeczy.
- A gdzie jest Charlotta? - Kay i Tom spojrzeli na nią ze zdziwieniem .
- Nie widziałam jej tu - rzekła Kayla - a jestem tu już od ponad dwóch godzin.
- Myslisz, że cała burzę przeczekała pilnując gęsi ?- trzęsącym głosem spytała Soph. Wyobrażała sobie najgorsze.
- Nie wydaje mi się - wtrącił Tom - Przed chwilą widziałem gęsi w stodole.
- Może Char jest już w domu i czeka na nas - próbowała uspokoić Sophie niemniej przerażona Kayla.
- Tak, pewnie tak.
I razem z Tomem , który uparł się , że zaniesie Kaylę do domu , Kay i Soph ruszyły w drogę powrotną. Oczywiście Tom i Kayla znowu kłócili się o przebieg wydarzeń sprzed trzech godzin, ale Soph poświęcała całą uwagę myślom o zniknięciu Lott. Kiedy już dotarli do domu z niepokojem zauważyli , że Lott nie wróciła. Sophie i Kayla były bliskie płaczu. Tom starał się je pocieszyć , ale sam nie wierzył w to co mówi. Mimo namów Kay , Tom został z nimi.
- Nie zostawię was - powiedział. Jego słowa wzbudziły w Kayli coś na kształt wdzięczności. Tom mimo wszystkich złych cech jakie niebywale posiadał , był dobrym człowiekiem. Troszczył się o nią. Choc wcale nie musiał.
- Zostańcie w domu na wypadek, gdyby wasza koleżanka wróciła - mówił - Ja rozejrzę się na zewnątrz.
Kiedy wyszedł Kay i Soph przeniosły sie do sypialni, bo stamtąd miały lepszy widok na główną drogę.
- To juz drugi raz kiedy tak nam znika - powiedziała Sophie jednocześnie siadając na łóżku - Gdybym tylko mogła... - nie zdarzyła dokończyć , bo rozległ się krzyk . Sophie wstala jak oparzona. Kayla , która zachowała więcej zdrowego rozsądku, odsłoniła posciel i zobaczyła jeszcze na pół śpiącą Char. Rozesmiała się w głos.
- Co się dzieje? - spytała Lott - Ktoś na mnie usiadł...
- Szukałysmy cię - odpowiedziała jej Soph - I cieszymy się , że powróciłaś do żywych.
Poderwała się kulejąca Kayla.
- Pójdę podziękować Tomowi za pomoc - wyszła przed dom i po chwili go znalazla. Po krótkim streszczeniu znalezienia Lott, powiedziala:
- Dziękuję za pomoc w szukaniu mojej przyjaciółki , Thomasie.
Tom usmiechnął się do niej zabójczo.
- Zawsze do pani usług - pochylił się nad nią i ucałował jej policzek.
Kiedy już się tam znalazła, zaczęła nerwowo rozglądać się po mało jej znanym miejscu. Po kilku minutach dostrzegła zdenerwowaną Kaylę. A raczej wściekłą Kaylę.
- Puść mnie ty łajdaku! - krzyczała do jakiegoś mężczyzny - Zostaw mnie ! Nie masz prawa!
- To ja Ci ratuję życie , chcę Cię zawieść do domu , a ty Kaylo , tak mi się odpłacasz? - odpowiedział z lekkim rozbawieniem tamten , trzymający z ramionach Kaylę mężczyzna. Sophie oglądała tą całą scenę z lekka zszokowana. Kayla ją zauważyła.
- Sophie? Co ty tu robisz? - spytała łagodnie, tak jakby cała jej wściekłość gdzieś się ulotniła. Sophie nieśmiało podeszła do Kayli w dalszym ciągu znajdującej się w ramionach nieznanego Soph mężczyzny.
Opowiedziała jej o przeczekaniu burzy i o nieobecności przyjaciółek. Wtedy Kayla zaczęła opowiadać o feralnej wyprawie konnej z Thomas'em McClarky'm , którym okazał się mężczyzną trzymającym ją w ramionach. Ta opowieść była o tyle ciekawa, że każde z tych dwojga miało jego własną wersję , do której próbowało przekonać Sophie. Ona natomiast próbowała nie wybuchnąć śmiechem. Na szczęście ani Kay ani Tom tego nie zauważyli, ponieważ byli zbyt zajęci dokuczaniem sobie wzajemnie.
- ... przez całą drogę przytulała się do mnie - oznajmił Tom.
- Wcale nie - zaprzeczała temu Kayla - To pan , panie McClarky przytulał mnie do siebie.
- Nieśmiałbym - wymigiwał się Tom. Sophie poczuła, że bardzo lubi tego mężczyznę. Wymiana zdań tych dwojga wydawała się Sophie słodka. Pasowaliby do siebie doskonale. Kłóciliby się pewnie dłużej, gdyby Soph nie przypomniała sobie o jednej rzeczy.
- A gdzie jest Charlotta? - Kay i Tom spojrzeli na nią ze zdziwieniem .
- Nie widziałam jej tu - rzekła Kayla - a jestem tu już od ponad dwóch godzin.
- Myslisz, że cała burzę przeczekała pilnując gęsi ?- trzęsącym głosem spytała Soph. Wyobrażała sobie najgorsze.
- Nie wydaje mi się - wtrącił Tom - Przed chwilą widziałem gęsi w stodole.
- Może Char jest już w domu i czeka na nas - próbowała uspokoić Sophie niemniej przerażona Kayla.
- Tak, pewnie tak.
I razem z Tomem , który uparł się , że zaniesie Kaylę do domu , Kay i Soph ruszyły w drogę powrotną. Oczywiście Tom i Kayla znowu kłócili się o przebieg wydarzeń sprzed trzech godzin, ale Soph poświęcała całą uwagę myślom o zniknięciu Lott. Kiedy już dotarli do domu z niepokojem zauważyli , że Lott nie wróciła. Sophie i Kayla były bliskie płaczu. Tom starał się je pocieszyć , ale sam nie wierzył w to co mówi. Mimo namów Kay , Tom został z nimi.
- Nie zostawię was - powiedział. Jego słowa wzbudziły w Kayli coś na kształt wdzięczności. Tom mimo wszystkich złych cech jakie niebywale posiadał , był dobrym człowiekiem. Troszczył się o nią. Choc wcale nie musiał.
- Zostańcie w domu na wypadek, gdyby wasza koleżanka wróciła - mówił - Ja rozejrzę się na zewnątrz.
Kiedy wyszedł Kay i Soph przeniosły sie do sypialni, bo stamtąd miały lepszy widok na główną drogę.
- To juz drugi raz kiedy tak nam znika - powiedziała Sophie jednocześnie siadając na łóżku - Gdybym tylko mogła... - nie zdarzyła dokończyć , bo rozległ się krzyk . Sophie wstala jak oparzona. Kayla , która zachowała więcej zdrowego rozsądku, odsłoniła posciel i zobaczyła jeszcze na pół śpiącą Char. Rozesmiała się w głos.
- Co się dzieje? - spytała Lott - Ktoś na mnie usiadł...
- Szukałysmy cię - odpowiedziała jej Soph - I cieszymy się , że powróciłaś do żywych.
Poderwała się kulejąca Kayla.
- Pójdę podziękować Tomowi za pomoc - wyszła przed dom i po chwili go znalazla. Po krótkim streszczeniu znalezienia Lott, powiedziala:
- Dziękuję za pomoc w szukaniu mojej przyjaciółki , Thomasie.
Tom usmiechnął się do niej zabójczo.
- Zawsze do pani usług - pochylił się nad nią i ucałował jej policzek.
środa, 6 czerwca 2012
Rozdział 13
Pogoda zaczęła się zmieniać. Ciemnie chmury powoli zasłaniały słońce. Wiatr stał się szybszy i chłodniejszy. Charlotta w tym czasie była już dawno w domu. Nathan upierał się , że ją odprowadzi , ale Charlotta na to nie pozwoliła. Bała się , że znów straci panowanie nad sobą. Wtedy znów załowałaby tego co się stało. A własnie tego nie chciala. Siedziała na parapecie z czołem przyciśniętym do szyby. Pierwsze krople deszczu zaczeły uderzać w okna. Charlottcie było zimno. Cała się trzęsła, a Kayli i Sophie nie było jeszcze w domu. Lott bardzo potrzebowała towarzystwa. Poza tym martwiła się, że rozpęta się straszna burza, a ona będzie musiała siedziec w domu sama bo Kay i Sophie zatrzymają się gdzieś by ją przeczekać. Ta wizja przyprawiała ją o jeszcze większe dreszcze. Lott wstała od okna i skierowala się w stronę sypialni. Polozyła sie na swoim łóżku i całkowicie przykryła się kołdrą. Kiedy w oddali uderzył pierwszy grzmot Charlotta już spała.
* * *
Tymczasem u Kayli...
Kayla nie za bardzo przejeła się zmianą pogody. Wiedziała jedynie , że musi pokazać niejakiemu Thomasowi McClarky'emy , że jest równie dobrze jeździ konno co on. Kiedy zaczał sie zbliżać wieczór , Tom przyszedł do stajni, wziął konia i powiedzial do Kayli :
- Czekam na pania u bram zamku.
Kayla za chwile pogalopowała za nim. Jakież bylo jego zdziwienie , gdy zobaczył , że Kayla siedzi na koniu w sposób męski. Rzucil nawet kilka nieznosnych uwag pod jej adresem , ale ona przyjęła to spokojnie i nawet odgryzła się Thomasowi. Ku własnemu zdziwieniu wcale się nie rozzlościł . Wręcz przeciwnie. Nawet zasmiał się pare razy. Kayla natomiast bawiła się świetnie. Jechała naprawdę szybko , choć Tom ciągle dotrzymywał jej kroku. Całkiem nieźle sobie radzi , pomyślała. Byli już naprawdę daleko , gdy niebo stało się granatowe , prawie czarne. Zaczęły spadac pierwsze krople deszczu. Zatrzymali się na chwilę.
- Myslę , że powinnismy już wracać. Ta pogoda mi się nie podoba - powiedział Tom do Kayli.
Niechętnie przyznała mu rację . I własnie wtedy potęzny huk wystraszył konia Kayli. Zaczął dziwnie się zachowywać , niczym byk próbujący zrzucić jeźdzca. Tom i Kayla bezskutecznie , próbowali uspokoic zwierze. Po paru próbach zrzucił z siebie Kaylę , która niefortunnie upadła na prawą nogę. Cholernie ją bolało. Probowała wstać , ale nie mogła nawet ruszyć palcem u prawej nogi. Tom podbiegl do niej najszybciej jak tylko mógł.
- Nic.. ci ... nie jest..? - spytal zadyszany , jednoczesnie kucając przy Kayli.
- Nie jestem pewna - z trudem wypowiedziała te słowa . Wskazała na prawą nogę - Chyba ją zwichnęłam.
Tom najdelikatniej , jak tylko umiał dotknąl jej nogi. Kayla krzyknęła i nieświadomie wbiła paznokcie w ramię mężczyzny.
- Jest złamana - oznajmił Tom po chwili. Widzial , ze dziewczyna cierpi i ten widok tak go rozczulił , że w tej chwili zrobiłby wszystko , byłe tylko uśmierzyć jej ból. Wziął by go na siebie. Zrobilby to dla niej. Po policzku Kayli poleciała jedna, prawie niezauważalna łza. Tom nie czekając na jej pozwolenie wziął dziewczynę w ramiona .Byla taka delikatna i lekka.
- Puszczaj ... mnie!! - ledwo wypowiedziała te slowa.Tom potrząsnąl głową.
- Nie ma mowy. Przecież i tak nie mogłabyś chodzić - z ulga zauważył , że przestała stawiać opór. Leżała lekko w jego ramionach. Wydawałoby się , że własnie do tego jest stworzona - do bycia delikatną i do leżenia w jego silnych ramionach. Jej zadziorny charakter zupełnie tutaj nie pasował. Tom wskoczył na konia i polozył sobie Kayle na kolanach.
- Przytul się do mnie bo spadniesz - kiedy zauważył , że Kayla nie ma zamiaru nic takiego zrobić , objął ją jedną ręką tak , by nie spadła i powożąc ręką , która była wolna pogalopowal w stronę zamku z Kaylą w ramionach.
_______________________________________________________________________
Wiem , że jest beznadziejne, ale naprawdę ostatnio jakoś nie mam weny.Oliwia mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
* * *
Tymczasem u Kayli...
Kayla nie za bardzo przejeła się zmianą pogody. Wiedziała jedynie , że musi pokazać niejakiemu Thomasowi McClarky'emy , że jest równie dobrze jeździ konno co on. Kiedy zaczał sie zbliżać wieczór , Tom przyszedł do stajni, wziął konia i powiedzial do Kayli :
- Czekam na pania u bram zamku.
Kayla za chwile pogalopowała za nim. Jakież bylo jego zdziwienie , gdy zobaczył , że Kayla siedzi na koniu w sposób męski. Rzucil nawet kilka nieznosnych uwag pod jej adresem , ale ona przyjęła to spokojnie i nawet odgryzła się Thomasowi. Ku własnemu zdziwieniu wcale się nie rozzlościł . Wręcz przeciwnie. Nawet zasmiał się pare razy. Kayla natomiast bawiła się świetnie. Jechała naprawdę szybko , choć Tom ciągle dotrzymywał jej kroku. Całkiem nieźle sobie radzi , pomyślała. Byli już naprawdę daleko , gdy niebo stało się granatowe , prawie czarne. Zaczęły spadac pierwsze krople deszczu. Zatrzymali się na chwilę.
- Myslę , że powinnismy już wracać. Ta pogoda mi się nie podoba - powiedział Tom do Kayli.
Niechętnie przyznała mu rację . I własnie wtedy potęzny huk wystraszył konia Kayli. Zaczął dziwnie się zachowywać , niczym byk próbujący zrzucić jeźdzca. Tom i Kayla bezskutecznie , próbowali uspokoic zwierze. Po paru próbach zrzucił z siebie Kaylę , która niefortunnie upadła na prawą nogę. Cholernie ją bolało. Probowała wstać , ale nie mogła nawet ruszyć palcem u prawej nogi. Tom podbiegl do niej najszybciej jak tylko mógł.
- Nic.. ci ... nie jest..? - spytal zadyszany , jednoczesnie kucając przy Kayli.
- Nie jestem pewna - z trudem wypowiedziała te słowa . Wskazała na prawą nogę - Chyba ją zwichnęłam.
Tom najdelikatniej , jak tylko umiał dotknąl jej nogi. Kayla krzyknęła i nieświadomie wbiła paznokcie w ramię mężczyzny.
- Jest złamana - oznajmił Tom po chwili. Widzial , ze dziewczyna cierpi i ten widok tak go rozczulił , że w tej chwili zrobiłby wszystko , byłe tylko uśmierzyć jej ból. Wziął by go na siebie. Zrobilby to dla niej. Po policzku Kayli poleciała jedna, prawie niezauważalna łza. Tom nie czekając na jej pozwolenie wziął dziewczynę w ramiona .Byla taka delikatna i lekka.
- Puszczaj ... mnie!! - ledwo wypowiedziała te slowa.Tom potrząsnąl głową.
- Nie ma mowy. Przecież i tak nie mogłabyś chodzić - z ulga zauważył , że przestała stawiać opór. Leżała lekko w jego ramionach. Wydawałoby się , że własnie do tego jest stworzona - do bycia delikatną i do leżenia w jego silnych ramionach. Jej zadziorny charakter zupełnie tutaj nie pasował. Tom wskoczył na konia i polozył sobie Kayle na kolanach.
- Przytul się do mnie bo spadniesz - kiedy zauważył , że Kayla nie ma zamiaru nic takiego zrobić , objął ją jedną ręką tak , by nie spadła i powożąc ręką , która była wolna pogalopowal w stronę zamku z Kaylą w ramionach.
_______________________________________________________________________
Wiem , że jest beznadziejne, ale naprawdę ostatnio jakoś nie mam weny.Oliwia mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
niedziela, 3 czerwca 2012
Rozdział 12
Thomas McClarky nie spał całą noc. Przez tą cholerą Kaylę Martin. Nie potrafil wyrzucić z głowy mysli o niej. Co zamknął oczy , to widział jej twarz. Kiedy wstał , byl tak wściekły , że nakrzyczal na jakiegoś służącego . Biedaczek . Zapewne do końca tygodnia Thomas go już nie zobaczy. Oczywiście , że to nie była jego wina , tylko tej cholernej panny Martin. Wszystko przez nią. I dzisiaj znowu ją zobaczy. Choc był zły , jednocześnie się cieszył . To jeszcze bardziej go rozgniewało. Nie ! Nie może sobie pozwolić na mysli o niej. Nie dzisiaj. W ogóle nigdy. Ubral się i wyszedł na dziedziniec. Jak by tu się jej pozbyć... , myślał. Nic nie przychodziło mu do glowy. Poszedł zobaczyć , czy już przyszła.
- Witam pana , panie McClarky - przywitała go . Wiedział , że nie jest zachwycona jego widokiem. Ukłonił sie jej na przywitanie.
- Tak wcześnie w pracy ? - spytal ją.
- Lubię byc punktualna - zajeła się czyszczeniem jednego z koni. Robiła to z niesłychaną gracją. Thomas potrząsnąl głową , by odpedzić mysli. - Pan jak widzę , tez juz na nogach.
- Lubię wcześnie wstawać - wpadl na pewien pomysł - Chciałem się przejechac na Nefrycie , ale widze , że nie jest jeszcze gotowy.
Podziałało . Kayla obróciła się w jego stronę.
- Przed chwila go wyczyściłam.
Thomas obszedł konia dookoła. Wyczyściła go nad wyraz dokładnie.
- Nie wygląda na czystego - skłamał. Kayla wygladała na zdenerwowaną , ale się opanowała.
- Proszę mi wierzyć , że jest czysty - powiedziała spokojnie.
- Nie nie jest - walczył Thomas. Jesli nie może się jej pozbyć szybko jakby chcial , to chociaż jej podokucza.
- Jest - podeszła do konia - Widzi pan ? - wskazała ręką - Chyba wzrok się panu pogarsza. Radzę iść do lekarza - obróciła się na pięcie i poszła czyścić jakąś czarną klacz. "Niech to szlag !" myślał Thomas. "Jest sprytniejsza niż myślałem". Jego wrodzony upór nie dawał za wygraną. Ciekawe jak panna Martin sobie poradzi z jazdą konną w niezbyt sprzyjających warunkach.
- Może zechciała by pani , towarzyszyć mi w wieczornej przejażdżce ?
Spojrzała na niego zaciekawiona , ale za chwile powróciła do pracy.
- Nie mogę . Pracuję.
- Każda wymówka jest dobra... Niech się pani lepiej przyzna do tego , że nie potrafi pani jeździć konno wystarczająco dobrze.
Wściekła się.
- Niech pan nie bedzie śmieszny - ten cholerny McClarky zaczynal jej działać na nerwy - Z przyjemnością pokażę panu , jak bardzo się pan myli.
Thomas usmiechnął się mimo woli. Podziałało. Był z siebie dumny.
- Wobec tego , do zobaczenia - uklonił się i wyszedł ze stajni w znacznie już lepszym nastroju.
* * *
Lott dzisiaj nie mogła dojśc do siebie. Siedziała na wielkim wygodnym kamieniu na łące. Niedaleko pasły się gęsi. Chciało jej się spać. Tej nocy prawie nie zmrużyła oka. Rozmyślała o pocałunku z księciem i o jej przyszlości z Dick'iem. Nikomu nie mówiła , o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. Nawet przyjaciółką. Wstydziła się tego ,a jednoczesnie wcale nie żałowała. Tu na łące było zadziwiająco spokojnie. Charlotta żałowała , ze nie wzieła ze sobą czegos do malowania. Może wtedy nie nudziloby się jej tak niemiłosiernie. Pomyślała o Kayli i Sophie i o Dick'u , ale tylko przez moment. Mają on pewnie mnóstwo pracy i nie mają czasu na myslenie. Tylko jej się nudzi. Mogła zabrać chociaz książkę ! Tylko oczywiscie nie pomyslała o tym. Przeszła trochę bliżej gęsi , w cien duzych dębów. Położyła się pod jednym z nich . Czuła , że zasypia. Chwilę później jak przez mgłę uslyszala stukot konskich kopyt a nastepnie swoje imię ,wymawiane przez cudowny , męski glos, ale nie miała siły by się podnieść. Na chwilę otworzyla oczy i zobaczyła księcia Nathana , klękającego przy niej.
- Spokojnie - powiedział cicho - Śpij. Nic ci nie grozi - Charlotta jak dotknięta czarodziejską różdżką opadła bezwładnie na jego ramię.
- Witam pana , panie McClarky - przywitała go . Wiedział , że nie jest zachwycona jego widokiem. Ukłonił sie jej na przywitanie.
- Tak wcześnie w pracy ? - spytal ją.
- Lubię byc punktualna - zajeła się czyszczeniem jednego z koni. Robiła to z niesłychaną gracją. Thomas potrząsnąl głową , by odpedzić mysli. - Pan jak widzę , tez juz na nogach.
- Lubię wcześnie wstawać - wpadl na pewien pomysł - Chciałem się przejechac na Nefrycie , ale widze , że nie jest jeszcze gotowy.
Podziałało . Kayla obróciła się w jego stronę.
- Przed chwila go wyczyściłam.
Thomas obszedł konia dookoła. Wyczyściła go nad wyraz dokładnie.
- Nie wygląda na czystego - skłamał. Kayla wygladała na zdenerwowaną , ale się opanowała.
- Proszę mi wierzyć , że jest czysty - powiedziała spokojnie.
- Nie nie jest - walczył Thomas. Jesli nie może się jej pozbyć szybko jakby chcial , to chociaż jej podokucza.
- Jest - podeszła do konia - Widzi pan ? - wskazała ręką - Chyba wzrok się panu pogarsza. Radzę iść do lekarza - obróciła się na pięcie i poszła czyścić jakąś czarną klacz. "Niech to szlag !" myślał Thomas. "Jest sprytniejsza niż myślałem". Jego wrodzony upór nie dawał za wygraną. Ciekawe jak panna Martin sobie poradzi z jazdą konną w niezbyt sprzyjających warunkach.
- Może zechciała by pani , towarzyszyć mi w wieczornej przejażdżce ?
Spojrzała na niego zaciekawiona , ale za chwile powróciła do pracy.
- Nie mogę . Pracuję.
- Każda wymówka jest dobra... Niech się pani lepiej przyzna do tego , że nie potrafi pani jeździć konno wystarczająco dobrze.
Wściekła się.
- Niech pan nie bedzie śmieszny - ten cholerny McClarky zaczynal jej działać na nerwy - Z przyjemnością pokażę panu , jak bardzo się pan myli.
Thomas usmiechnął się mimo woli. Podziałało. Był z siebie dumny.
- Wobec tego , do zobaczenia - uklonił się i wyszedł ze stajni w znacznie już lepszym nastroju.
* * *
Lott dzisiaj nie mogła dojśc do siebie. Siedziała na wielkim wygodnym kamieniu na łące. Niedaleko pasły się gęsi. Chciało jej się spać. Tej nocy prawie nie zmrużyła oka. Rozmyślała o pocałunku z księciem i o jej przyszlości z Dick'iem. Nikomu nie mówiła , o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. Nawet przyjaciółką. Wstydziła się tego ,a jednoczesnie wcale nie żałowała. Tu na łące było zadziwiająco spokojnie. Charlotta żałowała , ze nie wzieła ze sobą czegos do malowania. Może wtedy nie nudziloby się jej tak niemiłosiernie. Pomyślała o Kayli i Sophie i o Dick'u , ale tylko przez moment. Mają on pewnie mnóstwo pracy i nie mają czasu na myslenie. Tylko jej się nudzi. Mogła zabrać chociaz książkę ! Tylko oczywiscie nie pomyslała o tym. Przeszła trochę bliżej gęsi , w cien duzych dębów. Położyła się pod jednym z nich . Czuła , że zasypia. Chwilę później jak przez mgłę uslyszala stukot konskich kopyt a nastepnie swoje imię ,wymawiane przez cudowny , męski glos, ale nie miała siły by się podnieść. Na chwilę otworzyla oczy i zobaczyła księcia Nathana , klękającego przy niej.
- Spokojnie - powiedział cicho - Śpij. Nic ci nie grozi - Charlotta jak dotknięta czarodziejską różdżką opadła bezwładnie na jego ramię.
sobota, 2 czerwca 2012
Rozdział 11
Charlottę kompletnie zamurowało to co zrobił Nathan. Nie spodziewała się tego po nim . Mimo wszystko pozwoliła mu się calować. Jego piękne usta już od ich pierwszego spodkania ją kusiły. Na początku , kiedy ich usta się spodkały , Char czuła coś w rodzaju motyli w brzuchu. Teraz chciała już tylko mieć go blisko siebie. Wydawało się , że on również tego pragnął . Jego pierwszy pocałunek był delikatny i niesmialy . Teraz całował ją z całą stanowczością. Objęła rękoma jego szyję i przyciągnęła go do siebie. Przystanął na to bez najmniejszego oporu . Przylgnęla do ściany budynku w którym mieszkała. Jego ciepłe dlonie błądzily po jej tali. Ona swoje palce wetknęła w jego włosy. Czuła się cudownie. Nathan całował zupełnie inaczej niż Dick. Był jakby bardziej czuly. Myśl o Dicku nieco wystraszyła Lott. Przecież ona go zdradza ! Chciała odsunąć się już od Nathana , ale nie mogła . Było jej tak dobrze ! On jednak zauważył , że nieco się spięła. Spojrzał jej w oczy. Chcial ją puścić, ale nie pozwoliła mu. Nawet nie wiedziała czemu. Nigdy nie zdradzila Dick'a. Nigdy nawet nie pomyślała o innym mężczyźnie. Aż do dziś. Nathan byl naprawdę niesamowity. Był inny niż cała reszta. Może własnie to ,tak bardzo ją pociągało. Przyciągnęla go do siebie . Calowała jego usta z wyraźną satysfakcją . Niesamowicie się jej podobało , choć przecież powinna czuć się winna. Nathan natomiast calkowicie stracil nad sobą panowanie. Zaczął napierać na nią coraz mocniej. Lott , przyciśnięta do zimnej , kamiennej ściany , nie mogła wręcz oddychać. Mimo to nie chciala przerwać. Książe zaczął całować jej szyję. Lott w tym czasie obejrzała się dookoła. Wydawało się , że nikt ich nie zauważył. To dobrze , pomyślała. Jeszcze tylko brakuje jej tu gapiów ! Nathan podniósl głowę i zajrzał jej głęboko w oczy. Zaczął się od niej odsuwać. Charlotta tym razem go puściła.
- Muszę iść - powiedzial cicho.
Skinęła głową. Nie ruszył się z miejsca. Wydawało się , że dopiero teraz dotarło do niego to , co zrobił. Do Charlotty tez. Zdradziła Dick'a do cholery ! Książe chcial ją jeszcze pocalować na pożegnanie ale ona odwróciła głowę. Uraziła go tym.
- Przepraszam Cię - powiedziała - Nie powinnam była ... cię calować.
Żaluje , pomyślał Nathan.
- To ja cię przepraszam - powiedział szorstko - nie wiem co się ze mną działo. Ja ... nie chciałem.
Skłamał . Pragnął tego. Od samego początku do końca. Pragnął jej ust. Pragnął jej całej. Ona najwyraźniej go nie chciała. Choć przez chwilę w jego głowie pojawiła się iskierka nadziei. Jednak się mylił. Lott spojrzała na niego ze współczuciem . Strasznie go to zirytowało. Mial ochotę jeszcze raz ją pocalowac. Ale wiedział , że nie może.
- Powinieneś już iść- odezwała się wreszcie. Nie chce mnie, pomyslał. Trudno. Jest wiele innych... Wiedzial , że sam siebie oszukuje. Ta dziewczyna działała na niego tak , jak żadna inna.
Charlotta tak naprawdę pragnęła znów poczyć smak jego cudownych ust. Ale wiedziała , że nie może sobie pozwolić na taką słabość. Czuła , że zaraz nie wytrzyma. Jego obecnośc dziwnie na nią działała. Lecz kiedy odszedł , poczuła nagłą tęsknotę. I żal . I smutek . I czula , że go zraniła. I strasznie siebie znienawidziła.
- Muszę iść - powiedzial cicho.
Skinęła głową. Nie ruszył się z miejsca. Wydawało się , że dopiero teraz dotarło do niego to , co zrobił. Do Charlotty tez. Zdradziła Dick'a do cholery ! Książe chcial ją jeszcze pocalować na pożegnanie ale ona odwróciła głowę. Uraziła go tym.
- Przepraszam Cię - powiedziała - Nie powinnam była ... cię calować.
Żaluje , pomyślał Nathan.
- To ja cię przepraszam - powiedział szorstko - nie wiem co się ze mną działo. Ja ... nie chciałem.
Skłamał . Pragnął tego. Od samego początku do końca. Pragnął jej ust. Pragnął jej całej. Ona najwyraźniej go nie chciała. Choć przez chwilę w jego głowie pojawiła się iskierka nadziei. Jednak się mylił. Lott spojrzała na niego ze współczuciem . Strasznie go to zirytowało. Mial ochotę jeszcze raz ją pocalowac. Ale wiedział , że nie może.
- Powinieneś już iść- odezwała się wreszcie. Nie chce mnie, pomyslał. Trudno. Jest wiele innych... Wiedzial , że sam siebie oszukuje. Ta dziewczyna działała na niego tak , jak żadna inna.
Charlotta tak naprawdę pragnęła znów poczyć smak jego cudownych ust. Ale wiedziała , że nie może sobie pozwolić na taką słabość. Czuła , że zaraz nie wytrzyma. Jego obecnośc dziwnie na nią działała. Lecz kiedy odszedł , poczuła nagłą tęsknotę. I żal . I smutek . I czula , że go zraniła. I strasznie siebie znienawidziła.
piątek, 1 czerwca 2012
Rozdział 10
Charlotta usmiechneła się . Bardzo rozczulilo ją to co powiedział Colin. Brak przednich zębów chlopca sprawial , że wygladał nadzwyczaj słodko. Uśmiechnął się do niej szeroko. Lott odwzajemniła usmiech i poczęła rozglądać się rodziną chłopca. Nikogo nie zauważyła.
- Jak ty masz na imię ? - spytał ją Colin.
- Charlotta - odpowiedziała - Ale mozesz mi mówić Lott.
Uśmiechnął się.
- A mogę mówić Lottie ?
- Oczywiście , że możesz - powiedziała do niego , a on uśmiechnął się promiennie - Jesteś glodny ? - spytała.
Trochę posmutniał.
- Yhym - powiedział.
Lott wstała . Miala w woreczku trochę pieniędzy na drobne wydatki. Może trochę wydać na tego malca. Podeszła do straganu i kupiła 4 bułki, a na drugim straganie świeże mleko. Podała to chlopczykowi . Wziął sobie tylko jedną bułkę , a resztę podał Charlottcie. Mleko natomiast wypil do polowy i postawil koło jej stóp.
- Smakowalo ? - spytała po paru minutach.
- Yhym - powiedział .
- Gdzie są twoi rodzice ?
Chwile wahał się z odpowiedzią .
- W domu .
- Może cię odprowadzę ? - spytala lagodnie.
Spojrzał na nia uradowany.
- Tak ! Tak ! Tak ! Tak! - cieszył się.
Charlotta wzięła go za rękę , w lewej trzymając natomiast resztę prowiantu. Chłopiec pociągnął ją w stronę lasu . Szli krótko . Wtedy Colin zatrzmał się przed biedna , malenką chatą. I Charlotta ujrzała księcia Nathana , kiedy z niej wychodził. Zamarła. On na jej widok również. Ale po chwili posłał jej krótki , a czarujący usmiech. Lott poczuła , że uginają jej się nogi. Bała się , że zaraz się przewróci. Na szczęście z chaty wybiegła jakaś kobieta , zapewne matka Colina. Byla ubrana biednie, miała siwe włosy.
- Colin ! Och Colin! - przytuliła syna - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam! - kiedy to powiedziała spojrzala na Charlottę - Dziękuję panience - schyliła głowę.
Charlotta odpowiedziała jej uśmiechem. Podała kobiecie bułki i mleko.
- Proszę to dla pani.
- Och ! - rzekła na to ona - Nie mogę tego przyjąć.
- Może pani - powiedziała Lott - Nie zjem tego sama.
Kobieta popatrzyła na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję Ci - usmiechnęła się . W okolicach jej oczu pojawiły się zmarszczki - Mia!
Z chaty wyszła piękna , młoda dziewczyna. Uśmiechneła się do Char lekko , po czym wzięła od niej bulki i mleko.
- Może wejdziesz ? - wskazała reką do drzwi .
Książę spojrzał na Lott z wyczekiwaniem. Ona tez na niego spojrzała.
- Niestety muszę odmówić - ukłonila się - Do widzenia.
Colin podleciał do niej i przytulił się do jej nogi. Nathan , Mia i matka chłopca spojrzeli na tą scenę z rozczuleniem.
- Ale odwiedzisz nas innym razem ? - Mia mruknęła do Charlotty porozumiewawczo.
- Ależ oczywiście ! - książę powiedział to do małego Colina - Osobiście tego dopilnuję.
Chwilę później Charlotta szła wraz z księciem Nathanem w stronę wioski. Czuła , że książe wciąż się w nia wpatruje. Postanowiła jakoś zacząć rozmowę.
- Więc , wasza wysokość, słyszałam , że bardzo dobrze strzelasz z luku.
- Nathan - powiedział - Mów mi Nathan.
- To będzie raczej trudne.
- Mam nadzieję , że sobie poradzisz.
Zasmiała się krótko.
- Postaram się sprostać oczekiwaniom.
Też się zaśmiał.
- A ty ? Co robisz w wolnych chwilach?- spytal po chwili.
Charlotta zastanawiała się przez moment.
- Raczej nie mam wolnych chwil . Ale lubię malowac.
- Co malujesz ?
- W sumie to najbardziej lubię malować pejzaże...- zauważyła , że doszli już do jej domu - To tu. Tu mieszkam.
Obejrzał budynek.
- Zamek krolewski to nie jest.. - oboje wybuchneli śmiechem.
Nath spojrzał w stronę zamku.
- Chyba powinienem już iść.
Char lekko posmutniała.
- Miło mi bylo z tobą rozmawiać , Nathanie - usmiechnęła się do niego.
- Mnie też- przyblizył się do niej i pod wpływem impulsu pocałował ją w usta - Bardzo.
- Jak ty masz na imię ? - spytał ją Colin.
- Charlotta - odpowiedziała - Ale mozesz mi mówić Lott.
Uśmiechnął się.
- A mogę mówić Lottie ?
- Oczywiście , że możesz - powiedziała do niego , a on uśmiechnął się promiennie - Jesteś glodny ? - spytała.
Trochę posmutniał.
- Yhym - powiedział.
Lott wstała . Miala w woreczku trochę pieniędzy na drobne wydatki. Może trochę wydać na tego malca. Podeszła do straganu i kupiła 4 bułki, a na drugim straganie świeże mleko. Podała to chlopczykowi . Wziął sobie tylko jedną bułkę , a resztę podał Charlottcie. Mleko natomiast wypil do polowy i postawil koło jej stóp.
- Smakowalo ? - spytała po paru minutach.
- Yhym - powiedział .
- Gdzie są twoi rodzice ?
Chwile wahał się z odpowiedzią .
- W domu .
- Może cię odprowadzę ? - spytala lagodnie.
Spojrzał na nia uradowany.
- Tak ! Tak ! Tak ! Tak! - cieszył się.
Charlotta wzięła go za rękę , w lewej trzymając natomiast resztę prowiantu. Chłopiec pociągnął ją w stronę lasu . Szli krótko . Wtedy Colin zatrzmał się przed biedna , malenką chatą. I Charlotta ujrzała księcia Nathana , kiedy z niej wychodził. Zamarła. On na jej widok również. Ale po chwili posłał jej krótki , a czarujący usmiech. Lott poczuła , że uginają jej się nogi. Bała się , że zaraz się przewróci. Na szczęście z chaty wybiegła jakaś kobieta , zapewne matka Colina. Byla ubrana biednie, miała siwe włosy.
- Colin ! Och Colin! - przytuliła syna - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam! - kiedy to powiedziała spojrzala na Charlottę - Dziękuję panience - schyliła głowę.
Charlotta odpowiedziała jej uśmiechem. Podała kobiecie bułki i mleko.
- Proszę to dla pani.
- Och ! - rzekła na to ona - Nie mogę tego przyjąć.
- Może pani - powiedziała Lott - Nie zjem tego sama.
Kobieta popatrzyła na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję Ci - usmiechnęła się . W okolicach jej oczu pojawiły się zmarszczki - Mia!
Z chaty wyszła piękna , młoda dziewczyna. Uśmiechneła się do Char lekko , po czym wzięła od niej bulki i mleko.
- Może wejdziesz ? - wskazała reką do drzwi .
Książę spojrzał na Lott z wyczekiwaniem. Ona tez na niego spojrzała.
- Niestety muszę odmówić - ukłonila się - Do widzenia.
Colin podleciał do niej i przytulił się do jej nogi. Nathan , Mia i matka chłopca spojrzeli na tą scenę z rozczuleniem.
- Ale odwiedzisz nas innym razem ? - Mia mruknęła do Charlotty porozumiewawczo.
- Ależ oczywiście ! - książę powiedział to do małego Colina - Osobiście tego dopilnuję.
Chwilę później Charlotta szła wraz z księciem Nathanem w stronę wioski. Czuła , że książe wciąż się w nia wpatruje. Postanowiła jakoś zacząć rozmowę.
- Więc , wasza wysokość, słyszałam , że bardzo dobrze strzelasz z luku.
- Nathan - powiedział - Mów mi Nathan.
- To będzie raczej trudne.
- Mam nadzieję , że sobie poradzisz.
Zasmiała się krótko.
- Postaram się sprostać oczekiwaniom.
Też się zaśmiał.
- A ty ? Co robisz w wolnych chwilach?- spytal po chwili.
Charlotta zastanawiała się przez moment.
- Raczej nie mam wolnych chwil . Ale lubię malowac.
- Co malujesz ?
- W sumie to najbardziej lubię malować pejzaże...- zauważyła , że doszli już do jej domu - To tu. Tu mieszkam.
Obejrzał budynek.
- Zamek krolewski to nie jest.. - oboje wybuchneli śmiechem.
Nath spojrzał w stronę zamku.
- Chyba powinienem już iść.
Char lekko posmutniała.
- Miło mi bylo z tobą rozmawiać , Nathanie - usmiechnęła się do niego.
- Mnie też- przyblizył się do niej i pod wpływem impulsu pocałował ją w usta - Bardzo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)