- Co się stało? - spytała słabo z trudem wymawiając słowa. Było jej ... dziwnie. Książę pogłaskał ją po głowie.
- Już w porządku. Zemdlałaś. A potem majaczyłaś przez sen. To naprawdę nic takiego - cmoknął czubek jej głowy.
- Śniło mi się, że ... - wiedziała, że nie może mu powiedzieć całej prawdy - ...zniknąłeś - dokończyła z zamkniętymi oczami, jakby wypowiedzenie tego ostatniego słowa sprawiało jej ból.
- Hej! Jestem tu.
- I nie wyjedziesz? - spytała z nadzieją w głosie. Ku jej zdziwieniu nie odpowiedział. Ze zdziwieniem spojrzała na Kaylę. Znajdowała się z dala od Tom'a, z naburmuszoną miną i po tym Lott poznała, że znowu się kłócili. Potem dziewczyna przeniosła wzrok na Sophie. Ta z kolei nie wyglądala na złą - raczej na przejętą, przerażoną. Ze smutkiem spoglądała na Sivę, jakby wiedziała, że stanie się coś złego. Wtedy Lott doznała olśnienia. No tak, zebranie - O co chodzi? - spytała zdenerwowana Nathana wciąż klęczącego przy jej łóżku. Chłopak spuścił głowę na dół i złapał jej rękę. Char wyrwała się z tego ucisku i spojrzała na pozostałych - Czy ktoś może mi wytłumaczyć co się dzieje? Tom? Kay? Siva? Soph? Ktokolwiek...
- Stało się coś strasznego, kochanie - niespodziewanie odezwał się Nathan, który znów złapał jej dłoń. Dziewczyna przeniosła na niego swój wzrok. Z niewiadomych powodów chłopak ją irytował. Nath wziął głęboki oddech i odezwał się znowu - Królestwo zostało zaatakowane.
Lott opadła na poduszkę.
- Nie wyjedziesz prawda? PRAWDA?! Powiedz mi, że mnie nie zostawisz - dopadła ją nagła panika. Przecież tak też zaczęło się z Dick'iem. Też ją zostawił... Nathan milczał. Char odwróciła głowę w drugą stronę tak, żeby ukochany nie widział jej łez. Książę pospiesznie wstał i znów kurczowo trzymał jej dłoń.
- Wrócę! Obiecuję Ci, że wrócę! - przekonywał sam siebie. Prawdę mówiąc, sam nie wierzył, że wróci żywy z tego starcia. Ale w końcu był księciem. Musiał się poświęcić dla kraju. Zawsze tak było. Kochał Lott ponad wszystko i wierzył, że jeśli zginie, to zginie za nią. Dla niej. Żeby nikt nie mógł jej skrzywdzić. Tak, żeby była szczęśliwa. Z nim lub bez niego. Czasami Nathan widział w snach Char z innym mężczyzną. Dziewczyna śmiała się i wyglądała na szczęśliwą. Teraz chłopak pomyślał, że to mogła być wizja. Charlotta za parę lat. Jako szczęsliwa mężatka i matka uroczych dzieci. Nie jego dzieci. I choćby miał już nigdy nie ujrzeć jej twarzy i nigdy nie poczuć smaku jej ust - zrobiłby wszystko by była szczęśliwa.
- Zostawmy ich samych - zaproponował Tom. Wszyscy się z nim zgodzili i pospiesznie wyszli pokoju na zewnątrz. Tam, po krótkim milczeniu, odezwał się Tom.
- Nie może tak być! - rzucił z furią - Jadę z wami!
- Przecież wiesz, że nie możesz - upomniał go Seev - Jesteś dowódcą straży...
- Nie chcę tu siedzieć i czekać, Bóg wie na co - przerwał Sivie Tom. Kayla prychnęła złośliwie. Yhhhh! Że też ten cholerny idiota nie przejmie się wcale jej losem tylko, jak zwykle z resztą, ma jakiś problem. Chłopak spojrzał na nią swoimi ciemnymi oczami. Ach! Że też ta dziewczyna zawsze miała jakiś problem... Oboje jak oparzeni odwrócili głowy w drugą stronę.
- Masz chyba jeszcze bardziej odpowiedzialne zadanie niż Nathan i ja - kontynuował tymczasem Siva - Będziesz strzegł dostępu do samego króla! Przecież wiesz, że staruszek nie może się ruszyć z zamku z powodów zdrowotnych.
- Niby to wiem... - Tom podrapał się po głowie - Ale ja chcę walczyć! Rozumiesz? Chcę rozcinać głowy tym przeklętym zdrajcom! Moim przeznaczeniem jest walka...
- Będziesz się musiał pogodzić z losem - wtrąciła wyraźnie poirytowana Kayla. Miała wrażenie, że ona zaraz chwyci za jakiś miecz i własnoręcznie - rozwali Thomasowi głowę.
- Słucham? - Tom spojrzał na nią tak, jak pierwszy raz w stajni, kiedy dostrzegł jej nietypowy temperament.
- Ależ nic doprawdy - uśmiechnęła się do niego, żeby potem posłać mu wyraźny grymas - Jesteś tak samo nienormalny, jak ci, co tą wojnę wymyslili. Ludzie! Gdzie w tym wszystkim jest logika?! Jedni zabijają drugich. Obie strony cierpią. Wojna zbiera krwawe zbiory. Bardzo mi przykro Thomasie, że tym razem wyjdziesz z tego cało, a wiem, jak bardzo chciałbyś zginąć.
- Tego nie powiedziałem.
- Sam fakt, że chcesz tam być mnie przeraża.
- Kobiety - Tom wymowie spojrzał na Sivę. Kolega zawtórował mu uśmiechem.
- Bezczelny dupek - Kay wymamrotała pod nosem - Mam Cię dość!
- O! Jak się cudownie składa! Bo właśnie.. Ja Ciebie też - Tom uśmiechnął się złośliwie.
- Świetnie! - wybuchnęła Kay - Cudownie! - Soph i Siva wymienili spojrzenia.
- Skoro tak bardzo się nie lubicie...- zaczęła nieśmiało Sophie po chwili.
-... to dlaczego w ogóle jesteście razem? - dokończył za nią Seev i puścił jej oczko. Tom spojrzał na niego jak na idiotę.
- Bo ja ją kocham? - przewrócił oczami, jakby to było takie oczywiste.
- Ja też Ciebie kocham - powiedziała Kay z lekkim uśmiechem na twarzy. Tom podszedł do niej, a Kay przytuliła się do niego.
-Moja NAAAAAAAAAAAAAAAAAAAJJJJJJJJCUDOWNIEJSZA dziewczyna pod słońcem - dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a Tom na zwieńczenie tej chwili, zaczął namiętnie ją całować.
Wracamy do Charlotty i Nathana. Chłopak tłumaczył dziewczynie, że wkrótce wróci i że nie jedzie na starcie od razu tylko za jakieś 2 tygodnie. Lott nie wiedziała co ma o tym myśleć. W końcu jednak postanowiła nie okazywać złości - przecież nikomu tym nie pomoże.
- Zanim poszedłem na zebranie mówiłaś, że chcesz mi coś ważnego powiedzieć... - zaczął książę. Lott połozyła palec na jego ustach.
- Ciiiiiiiiii - wyszeptała - Nie mam siły dzisiaj o tym mówić, ale obiecuję, że wkrótce się dowiesz - Nath przytaknął w odpowiedzi.
- Zaczekam ile tylko będzie trzeba - dodał z lekkim uśmiechem. Char poczuła się jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy dowiedziała się o ataku. Był taki odważny... Był w stanie się poświęcić.
- Bardzo Cię kocham - wyszeptała prawie niedosłyszalnie i spuściła głowę. Nathan podparł jej podbródek, tak by dziewczyna spojrzała mu w oczy.
- Wiem. Też Cię kocham - przytulił ją. Już na zawsze, pomyślał. Już na zawsze będę przy Tobie. Dziewczyna oderwała się od niego i powoli wstała z łóżka.
- Dobrze już się czujesz? - spytał jej ukochany z troską.
- Tak - odpowiedziała - Ale od jakiegoś czasu trochę dziwnie się czuję. Kręci mi się w głowie... i niekiedy nie mam siły, żeby iść... - Nath pospiesznie do niej podszedł i podtrzymał ją ramieniem by nie upadła.
- Mam tylko nadzieję, że to szybko ci minie - powiedział calując ją w czoło. Nie uśmiechał się. Był zbyt przejęty wszystkim, czego dowiedział się dzisiaj...
* 2 dni później *
W odwiedziny do dziewczyn przyszedł zmartwiony pan Brown.
- Witajcie - powiedział na przywitanie i usiadł. Dostał gorącej herbaty i ciasta. Kiedy zjadł i się napił, powiedział ze smutkiem - Mam złe wieści. Wygląda na to, że komuś z waszej klasy nie spodobało się życie w XV wieku... Ktoś próbował przedostać się przez portal. Oczywiście nie udało się mu, ale zostawił po sobie... No nic przyjemnego. Wygląda na to, że będziemy musieli zostać tu dłużej niż byśmy chcieli... - oczy Kay się rozpromieniły. Na ustach Soph zagościł uśmiech. Lott jeszcze raz przeanalizowała to co powiedział nauczyciel i też się uśmiechnęła.
- Na jak... długo zostaniemy? - spytała nauczyciela Soph. Pan Brown głośno odetchnął.
- Myślę, że na naprawie może zejść trochę więcej niż miesiąc, może dwa... Zniszczenia są dosyć duże... - przerwał mu smiech Kayli.
- To cudownie! - zaszczerbiotała. Jeszcze chwila i na skrzydłach wyleciałaby przez okno. Kiedy Brown opuścił mieszkanie dziewczyn, panowała już u nich taka radość, że dziewczyny mało co nie krzyczały ze szczęścia.
- Zostajemy!
- Na całe DWA miesiące! Czyż może być lepiej?
- Nie mogło nas spotkać nic lepszego - oznajmiła Charlotta, wertując zawartość walizki - Dobrze, że wzięłam zapas szamponu i mydła... - jej wzrok padł na podręczniku od historii. Wzięła go z czystego sentymentu tak jak telefon, płytę ulubionego zespołu i ulubione ksiązki. Usmiechnęła się pod nosem. Te też wczesniej nie wpadła na to, żeby sobie poczytać o Nathanie. Już miała zamiar otworzyć książkę, kiedy usłyszała śmiech znajomego dziecka -Colina - chłopca, którego spotkała niedługo po przyjeździe do przeszłości. Uszczęśliwiona, wrzuciła ksiązkę do walizki i pognała na dwór, dziwiąc się, że tak cieszy się na mysl o chłopcu.
___________________________________________
Taka mala niespodzianka na 1-szego listopada :)
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i z góry przepraszam za to, ze tyle zajęło mi pisanie rozdziału, ale chciałam, żeby był odrobinkę dluższy niż zwykle ;]
Cieszę się, że dajecie mi siłę do pisania :)
KOCHAM WAS! :***
I zapraszam do udzialu w małej ankiecie ;)
czwartek, 1 listopada 2012
wtorek, 2 października 2012
Rozdział 25
Lott powoli otwierała powieki. Czuła się taka słaba. Każdy oddech był dla niej wyzwaniem. Próbowała przyzwyczaić wzrok do światła dziennego, w którego promieniach się znajdowała. Po paru minutach zaczęła odróżniać poszczególne kształty. Miejsce w jakim była wydawało jej się dziwne - jakby znajome, ale zapomniane. Kiedy wreszcie udało jej się coś zobaczyć, pierwszą osobą jaką zauważyła była... jej mama.
- Mama? - dziewczyna wyszeptała prawie niedosłyszalnie. Wypowiadanie słów szło jej z wielką trudnością. Matka nachyliła się nad nią.
- Co ty tam szepczesz kochanie? - Lott udalo się szerzej otworzyć obolałe powieki.
- Co ty tu robisz mamo? - dziewczyna starała się mówić najgłośniej, jak tylko potrafiła.
- Nie interesuje cię raczej co ty tu robisz? - "Ja chyba ciągle jeszcze śnię", przebiegło przez głowę Charlotty. Przecież to nie jej matka przedostała się przez portal. Kobieta pogłaskała córkę po głowie - Nie dziwię Ci się. Każdy by był zszokowany po czymś takim - Charlottcie wreszcie udało się zobaczyć więcej. Kształty nie byly już rozmazane. Dziewczyna rozpoznała to miejsce. Ku swojemu zdziwieniu, była w szpitalu.
- Jak się tu znalazłam? Gdzie oni są?! Gdzie jest Nathan?! - Charlotta nie panowała nad sobą. O ile mozna to tak nazwać krzyczała- jesli nie ciałem, to duszą - Co się dzieje mamo? - dziewczyna spróbowała się podnieść, ale poczuła tak intensywny ból w podbrzuszu, że nie dała rady. Krzyknęła z bólu.
- Uspokój się dziecko - matka Lott była bezradna - Zawołam lekarza - i wyszła. Char nie wiedziała co się dzieje. Była podłączona do jakichś maszyn, prawą nogę miała w gipsie, strasznie bolał ją brzuch i plecy. Serce zaczęło bić jej szybciej. Któraś z maszyn zaczęła wydawać piszczący dźwięk. Przybiegła pielęgniarka.
- Proszę się nie denerwować - upomniała Lott, głosem ostrym i donośnym - Nie będzie tak źle. Jest pani trochę potłuczona, ale rany szybko się goją - jakby taka informacja mogła ją pocieszyć. Char nie miała pojęcia co się dzieje. Skąd się tu wzięła? Chyba nie przeniesli jej przez portal? Nie mieli prawa! Była potrzebna Nathanowi!
- Nie! - dziewczyna próbowała wyrwać z siebie wszystkie podłączone kabelki - Nie! Nie! Nie! - krzyczała jak opentana. Jak oni mogli jej to zrobić?! Jakim prawem ją stamtąd zabrali?! - JA CHCĘ TAM WRÓCIĆ! ODSTAWCIE MNIE Z POWROTEM! - pielęgniarka była tak zszokowana poczynaniami dziewczyny, że oddaliła się przerażona w stronę drzwi i krzyknęła : "Lekarza!". Lott tymczasem siłowała się z własną słabością i oddłączała się od poszczególnych kabelków. Kiedy już się jej to udało podniosła się, żeby wstać i wtedy pojawił się lekarz z matką Charlotty. Dziewczyna niezdolna do jakiegokolwiek ruchu padła bezradna na łóżku. Lekarz podbiegł do niej.
- Proszę się uspokoić! Nic pani nie będzie - i powiedział do przerażonej matki Lott - To szok po wypadku. Minie jej - Charlotta nie wierzyła w to co słyszy.
- Wypadku?! Jakiego wypadku?! To, że mialam jakiś wypadek, to nie znaczy, że musieliście mnie stamtąd zabierać! - udało jej się mówić normalnie - Ja chcę tam wrócić!
- O czym ty mówisz kochanie? Gdybyś tam została, to byś zginęła! Na szczęście Dick cię uratował i przywiózł tutaj.
- Ha! A więc to wszystko jego wina! Nie chciał żebym była szczęśliwa! - Lott dopadła furia i to taka, która zbierała się w niej od paru lat spokojnego życia.
- Skarbie on uratował Ci życie! - matka Lott nie mogła uwierzyć w to co słyszy z ust własnej córki.
- Nie mamo : on uratował swoje życie, nie moje. Ja już nie mam zycia - dziewczyna znów próbowała wstać, ale silny ból w podbrzuszu jej to uniemozliwiał. Char syknęła z bólu.
- Proszę się nie podnościć - lekarz upomniał dziewczynę. Lott spojrzała na niego ostro.
- Będę się podnosić. Proszę mnie natychmiast wypisać ze szpitala.
- Obawiam się, że to niemożliwie. Chciałem to pani powiedzieć później, kiedy minie pani pierwszy szok powypadkowy, ale widzę, że nie mam wyjścia. Nie mogę pani wypisać. Nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie pani chodzić - Char z wrażenia otworzyła usta.
- Co?! Jak to...? - spojrzała na matkę. Kobieta spuściła głowę.
- Wszystko będzie dobrze córeczko - wyszeptała tylko i głos jej się załamał.
- Nic nie będzie dobrze mamo! Nic ! - dziewczyna zaczęła płakać - Gdzie jest Nathan? Czy on wie o wszystkim? Chcę go zobaczyć! - matka Charlotty usiadła na brzegu łóżka.
- O kim ty mówisz Lottie?
- Jak to o kim! O Nathanie! O księciu Nathanie! Mamo ja go kocham. I dlatego chcę tam wrócić, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego - kobieta wymieniła zdziwione spojrzenie z lekarzem.
- Dokąd chcesz wracać Charlotto? - powiedziała łagodnie.
- Jak to dokąd! Do portalu, żeby się przedostać w przeszlość!
- Aha. No tak rozumiem, rozumiem - powiedziała do Lott jak do dziecka.
- Co ty nic nie pamiętasz? - Lott nie rozumiała dziwnego zachowania matki. Widocznie kobieta miała tyle pracy, że zapomniala, gdzie jest jej dziecko - Chcę się zobaczyć z Nathanem - matka złapała dziewczynę za dłoń i delikatnie pogłaskała.
- On ma na imię Dick skarbie - powiedziała wolno i spokojnie - Kiedyś ci się wszystko przypomni, zobaczysz.
- Ale ja wszystko pamiętam! I nie mówię wcale o Dick'u tylko o Nathanie! Szłam do niego bo było jakieś zebranie rycerzy i nie wiedziałam co się dzieje i wtedy...
- Oczywiście kochanie - matka jej przerwała.
- Dlaczego wy się tak dziwnie zachowujecie! - wybuchnęła Charlotta - Gdzie są Kayla i Sophie? I co właściwie się stało, że tu trafiłam?!
- Twoje przyjaciólki są teraz w szkole, jak wszyscy. A ty... Ciebie... Potrącił samochód, kiedy wracałaś ze spotkania z Dick'em. Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Ale jak... to? - dziewczyna była w szoku - A co z cofaniem się w przeszłość?!
- To był tylko sen, słońce - kobieta usmiechnęła się do córki.
- Sen... sen, sen! To znaczy, że Nathan, że on...
- Nie istnieje. Tak mi przykro skarbie - Char milczała. To było dla niej zdecydowanie za wiele.
- Ja...
- Proszę się położyć - upomniał ją lekarz - Zaraz znowu panią podłączymy - wydał z siebie mimowolne westchnienie i wyszedł. Lott leżała nie ruchomo. Wydawalo się, że jej życie straciło jakikolwiek sens. Nie potrafiła się pozbierać. Nie potrafiła mysleć o tym wszystkim. Nathan... Jedno imię. Jedna twarz. To widziała. Czuła jeszcze jego słodki zapach. Słyszała jego melodyjny śmiech. Jak to możliwe, że to wszystko... Pielęgniarki podłaczały ją do poszczególnych kabelków. Matki Lott nie było. Chyba po cos poszła. Może mówiła gdzie. Ale jakie ma to teraz znaczenie? W obliczu takiego dziwnego zdarzenia? Jak można kochać w ogóle kogoś, kto jest tylko wytworem własnej wyobraźni? Łzy zaczęły lecieć po policzkach Char. Pomysleć, że wszystko to było snem. Jednym głupim snem! Ale Lott czuła w głebi duszy, że tak nie jest. Nathan był zbyt wyraźny. Nie mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. Był kimś więcej. Kimś znacznie więcej... Powieki dziewczyny stawały się coraz cięższe. Odpływała. Maszyna obok niej zaczęła wydawać znowu te same piszczące dzwięki, ale Lott ich nie słyszała. W jej uszach świszczał cudowny dźwięk głosu księcia. Był on jak cudowna melodia potrafiąca uśmierzyć ból. Charlotta nie czuła bólu. Czuła tylko Nathana. Do jej sali zbiegło się 2 lekarzy i 3 pielegniarki. Było już jednak za późno. Nic nie było w stanie przywrócić jej życia... A jednak Lott poczuła znów ten sam ból w podbrzuszu. Nie chciała tego. Nie chciała życia bez Nathana.
- Nathan! Nathan! - krzyczała ledwo wypowiadając słowa. Świat wokół niej wirował - Nathan! Nathan!
- Jestem tu - usłyszała. Rozejrzała się wokoło. Nigdzie go nie było. Zaczęła płakać.
- Nathan wróć! Nathan błagam cię nie zostawiaj mnie!
- Jestem tu - usłyszała znowu. I znowu po chlopaku nie było śladu.
- Proszę Cię Nathan! Nathan ja cię kocham! Nie zostawiaj mnie! - zaczęła płakać jeszcze rzewniej.
- Hej! Jestem tu słyszysz?! Jestem! Nie zostawię Cię! Nigdy... - poczuła szarpanie za ramię. I wtedy otworzyła oczy.
____________________________________
No więc jest :)
Starałam się coś zmienić w biegu akcji, żeby było jeeeeszcze ciekawiej ;)
Wariatki moooooooooooooje :* Bo wy wariatki jesteście skoro to czytacie ;d
Thank U , Danke.... chjfbvfdhbvsfjgbs :**********
Jak ja wam normalnie dziekuję za zajęcie ;) Za to, że mam to dla kogo pisać ;d
Kocham was bardzo moćko :]
Niech wam Bóg w spotkaniach z TW wynagrodzi <3
Amen.
Achoj i do następnego !
- Mama? - dziewczyna wyszeptała prawie niedosłyszalnie. Wypowiadanie słów szło jej z wielką trudnością. Matka nachyliła się nad nią.
- Co ty tam szepczesz kochanie? - Lott udalo się szerzej otworzyć obolałe powieki.
- Co ty tu robisz mamo? - dziewczyna starała się mówić najgłośniej, jak tylko potrafiła.
- Nie interesuje cię raczej co ty tu robisz? - "Ja chyba ciągle jeszcze śnię", przebiegło przez głowę Charlotty. Przecież to nie jej matka przedostała się przez portal. Kobieta pogłaskała córkę po głowie - Nie dziwię Ci się. Każdy by był zszokowany po czymś takim - Charlottcie wreszcie udało się zobaczyć więcej. Kształty nie byly już rozmazane. Dziewczyna rozpoznała to miejsce. Ku swojemu zdziwieniu, była w szpitalu.
- Jak się tu znalazłam? Gdzie oni są?! Gdzie jest Nathan?! - Charlotta nie panowała nad sobą. O ile mozna to tak nazwać krzyczała- jesli nie ciałem, to duszą - Co się dzieje mamo? - dziewczyna spróbowała się podnieść, ale poczuła tak intensywny ból w podbrzuszu, że nie dała rady. Krzyknęła z bólu.
- Uspokój się dziecko - matka Lott była bezradna - Zawołam lekarza - i wyszła. Char nie wiedziała co się dzieje. Była podłączona do jakichś maszyn, prawą nogę miała w gipsie, strasznie bolał ją brzuch i plecy. Serce zaczęło bić jej szybciej. Któraś z maszyn zaczęła wydawać piszczący dźwięk. Przybiegła pielęgniarka.
- Proszę się nie denerwować - upomniała Lott, głosem ostrym i donośnym - Nie będzie tak źle. Jest pani trochę potłuczona, ale rany szybko się goją - jakby taka informacja mogła ją pocieszyć. Char nie miała pojęcia co się dzieje. Skąd się tu wzięła? Chyba nie przeniesli jej przez portal? Nie mieli prawa! Była potrzebna Nathanowi!
- Nie! - dziewczyna próbowała wyrwać z siebie wszystkie podłączone kabelki - Nie! Nie! Nie! - krzyczała jak opentana. Jak oni mogli jej to zrobić?! Jakim prawem ją stamtąd zabrali?! - JA CHCĘ TAM WRÓCIĆ! ODSTAWCIE MNIE Z POWROTEM! - pielęgniarka była tak zszokowana poczynaniami dziewczyny, że oddaliła się przerażona w stronę drzwi i krzyknęła : "Lekarza!". Lott tymczasem siłowała się z własną słabością i oddłączała się od poszczególnych kabelków. Kiedy już się jej to udało podniosła się, żeby wstać i wtedy pojawił się lekarz z matką Charlotty. Dziewczyna niezdolna do jakiegokolwiek ruchu padła bezradna na łóżku. Lekarz podbiegł do niej.
- Proszę się uspokoić! Nic pani nie będzie - i powiedział do przerażonej matki Lott - To szok po wypadku. Minie jej - Charlotta nie wierzyła w to co słyszy.
- Wypadku?! Jakiego wypadku?! To, że mialam jakiś wypadek, to nie znaczy, że musieliście mnie stamtąd zabierać! - udało jej się mówić normalnie - Ja chcę tam wrócić!
- O czym ty mówisz kochanie? Gdybyś tam została, to byś zginęła! Na szczęście Dick cię uratował i przywiózł tutaj.
- Ha! A więc to wszystko jego wina! Nie chciał żebym była szczęśliwa! - Lott dopadła furia i to taka, która zbierała się w niej od paru lat spokojnego życia.
- Skarbie on uratował Ci życie! - matka Lott nie mogła uwierzyć w to co słyszy z ust własnej córki.
- Nie mamo : on uratował swoje życie, nie moje. Ja już nie mam zycia - dziewczyna znów próbowała wstać, ale silny ból w podbrzuszu jej to uniemozliwiał. Char syknęła z bólu.
- Proszę się nie podnościć - lekarz upomniał dziewczynę. Lott spojrzała na niego ostro.
- Będę się podnosić. Proszę mnie natychmiast wypisać ze szpitala.
- Obawiam się, że to niemożliwie. Chciałem to pani powiedzieć później, kiedy minie pani pierwszy szok powypadkowy, ale widzę, że nie mam wyjścia. Nie mogę pani wypisać. Nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie pani chodzić - Char z wrażenia otworzyła usta.
- Co?! Jak to...? - spojrzała na matkę. Kobieta spuściła głowę.
- Wszystko będzie dobrze córeczko - wyszeptała tylko i głos jej się załamał.
- Nic nie będzie dobrze mamo! Nic ! - dziewczyna zaczęła płakać - Gdzie jest Nathan? Czy on wie o wszystkim? Chcę go zobaczyć! - matka Charlotty usiadła na brzegu łóżka.
- O kim ty mówisz Lottie?
- Jak to o kim! O Nathanie! O księciu Nathanie! Mamo ja go kocham. I dlatego chcę tam wrócić, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego - kobieta wymieniła zdziwione spojrzenie z lekarzem.
- Dokąd chcesz wracać Charlotto? - powiedziała łagodnie.
- Jak to dokąd! Do portalu, żeby się przedostać w przeszlość!
- Aha. No tak rozumiem, rozumiem - powiedziała do Lott jak do dziecka.
- Co ty nic nie pamiętasz? - Lott nie rozumiała dziwnego zachowania matki. Widocznie kobieta miała tyle pracy, że zapomniala, gdzie jest jej dziecko - Chcę się zobaczyć z Nathanem - matka złapała dziewczynę za dłoń i delikatnie pogłaskała.
- On ma na imię Dick skarbie - powiedziała wolno i spokojnie - Kiedyś ci się wszystko przypomni, zobaczysz.
- Ale ja wszystko pamiętam! I nie mówię wcale o Dick'u tylko o Nathanie! Szłam do niego bo było jakieś zebranie rycerzy i nie wiedziałam co się dzieje i wtedy...
- Oczywiście kochanie - matka jej przerwała.
- Dlaczego wy się tak dziwnie zachowujecie! - wybuchnęła Charlotta - Gdzie są Kayla i Sophie? I co właściwie się stało, że tu trafiłam?!
- Twoje przyjaciólki są teraz w szkole, jak wszyscy. A ty... Ciebie... Potrącił samochód, kiedy wracałaś ze spotkania z Dick'em. Naprawdę nic nie pamiętasz?
- Ale jak... to? - dziewczyna była w szoku - A co z cofaniem się w przeszłość?!
- To był tylko sen, słońce - kobieta usmiechnęła się do córki.
- Sen... sen, sen! To znaczy, że Nathan, że on...
- Nie istnieje. Tak mi przykro skarbie - Char milczała. To było dla niej zdecydowanie za wiele.
- Ja...
- Proszę się położyć - upomniał ją lekarz - Zaraz znowu panią podłączymy - wydał z siebie mimowolne westchnienie i wyszedł. Lott leżała nie ruchomo. Wydawalo się, że jej życie straciło jakikolwiek sens. Nie potrafiła się pozbierać. Nie potrafiła mysleć o tym wszystkim. Nathan... Jedno imię. Jedna twarz. To widziała. Czuła jeszcze jego słodki zapach. Słyszała jego melodyjny śmiech. Jak to możliwe, że to wszystko... Pielęgniarki podłaczały ją do poszczególnych kabelków. Matki Lott nie było. Chyba po cos poszła. Może mówiła gdzie. Ale jakie ma to teraz znaczenie? W obliczu takiego dziwnego zdarzenia? Jak można kochać w ogóle kogoś, kto jest tylko wytworem własnej wyobraźni? Łzy zaczęły lecieć po policzkach Char. Pomysleć, że wszystko to było snem. Jednym głupim snem! Ale Lott czuła w głebi duszy, że tak nie jest. Nathan był zbyt wyraźny. Nie mógł być tylko wytworem jej wyobraźni. Był kimś więcej. Kimś znacznie więcej... Powieki dziewczyny stawały się coraz cięższe. Odpływała. Maszyna obok niej zaczęła wydawać znowu te same piszczące dzwięki, ale Lott ich nie słyszała. W jej uszach świszczał cudowny dźwięk głosu księcia. Był on jak cudowna melodia potrafiąca uśmierzyć ból. Charlotta nie czuła bólu. Czuła tylko Nathana. Do jej sali zbiegło się 2 lekarzy i 3 pielegniarki. Było już jednak za późno. Nic nie było w stanie przywrócić jej życia... A jednak Lott poczuła znów ten sam ból w podbrzuszu. Nie chciała tego. Nie chciała życia bez Nathana.
- Nathan! Nathan! - krzyczała ledwo wypowiadając słowa. Świat wokół niej wirował - Nathan! Nathan!
- Jestem tu - usłyszała. Rozejrzała się wokoło. Nigdzie go nie było. Zaczęła płakać.
- Nathan wróć! Nathan błagam cię nie zostawiaj mnie!
- Jestem tu - usłyszała znowu. I znowu po chlopaku nie było śladu.
- Proszę Cię Nathan! Nathan ja cię kocham! Nie zostawiaj mnie! - zaczęła płakać jeszcze rzewniej.
- Hej! Jestem tu słyszysz?! Jestem! Nie zostawię Cię! Nigdy... - poczuła szarpanie za ramię. I wtedy otworzyła oczy.
____________________________________
No więc jest :)
Starałam się coś zmienić w biegu akcji, żeby było jeeeeszcze ciekawiej ;)
Wariatki moooooooooooooje :* Bo wy wariatki jesteście skoro to czytacie ;d
Thank U , Danke.... chjfbvfdhbvsfjgbs :**********
Jak ja wam normalnie dziekuję za zajęcie ;) Za to, że mam to dla kogo pisać ;d
Kocham was bardzo moćko :]
Niech wam Bóg w spotkaniach z TW wynagrodzi <3
Amen.
Achoj i do następnego !
piątek, 21 września 2012
Rozdział 24
Mijały minuta za minutą. Godzina za godziną. Zaczynało się ściemniać. Charlotta postanowiła już więcej nie czekać. Księcia wciąż nie było. Dziewczyna zabrała swoje stadko i powędrowała w stronę zamku. Była coraz bardziej niespokojna. Była pewna, że wydarzyło się coś złego - na ulicach nie panował ten sam gwar i zamęt co zwykle o tej porze. Atmosfera w okół była napięta. Owo napięcie wyczuwało się w powietrzu. Kiedy dziewczyna doszła do zamku, zdziwiła się jeszcze bardziej - prawie nikogo nie było na tak zwykle bardzo tłocznym dziedzińcu. Po odstawieniu gęsi, Lott przez przypadek wpadła na panią Dazzy. Kobieta miała bardzo strapioną minę.
- Coś się musiało stać - powiedziała kobieta do Lott - Król zwołał wszystkich najwybitniejszych przywódców rycerstwa w tym też straż zamku. Siedzą tam już od 3 godzin i o czymś dyskutują. Ostatnie takie posiedzenie miało miejsce przed wojną ze Szkotami, jesli dobrze pamiętam...
- Nathan też tam jest? - spytała niesmiało Char.
- Ależ naturalnie. Razem z ojcem zasiada w radzie wojennej - po rozmowie z panią Dazzy, Char postanowiła poszukać Kayli. Znalazła ją w królewskiej stajni. Lott miała zamiar dowiedzieć się czegoś od Thomasa - chłopaka Kay.
- Hej Kay - rzuciła na powitanie - Gdzie mogę znaleźć Tom'a? Nie wiem co się dzieje, Nathan został wezwany...
- Tak wiem, wiem. Mówisz o tym ich zebraniu? - Kay przerwała przyjaciółce - Niestety Tom też został na nie wezwany... Nie mam pojęcia o co chodzi. Słyszałam tylko jak dwoje rycerzy opowiadało o jakichś wojskach... ale nie przysłuchiwałam się- Char usiadła na snopku siana nieopodal.
- Boję się Kay - wyszeptała - Czuję, że zbliża się coś bardzo złego... A wiesz, że zawsze potrafiłam wyczuwać zbliżające się niebezpieczeństwo - Kay przysiadła się obok Char.
- O tak wiem. Pamiętam dobrze tą akcję z ratowaniem Soph - dziewczyna wdrygnęła się na samą myśl o tym zdarzeniu - Też mi się wydaje, że tu coś nie gra... Ale z drugiej strony przecież nie wysyłaliby nas w czasy, które są dla nas jakimkolwiek zagrożeniem. Nie wystawiliby nas na niebezpieczeństwo... Jesli była jakaś wojna, to na pewno ktoś by o tym wiedział...
- Chyba masz rację. Tylko w takim razie nie wiem czemu się tak bardzo denerwuję...
- Martwisz się. O tych wszystkich ludzi, o nas, o Nathana... Z drugiej strony ciekawe: czemu nic o nim nie wiem? - Char spojrzała na koleżankę zdziwiona.
- Huh?
- No wiesz... Tyle ci opowiadam o Tomie... Soph tylko nawija o Sivie... A ty milczysz - Lott posmutniała.
- Bo ja nie mam o czym opowiadać. Oszukuję go. Jestem nic nie wartą oszustką... On mnie ma za kogoś zupełnie innego niż jestem. Przeszkadza mi to. Próbowałam mu dzisiaj powiedzieć prawdę, ale przerwał mi ten cały cholerny alarm... Jak ty sobie radzisz Kay? - Kayla przytuliła Charlottę.
- Nie przejmuję się tym na razie. Co mi da zadręczanie się? Wiem, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć. Nie wyobrażam sobie życia bez tego idioty... - na jej twarzy pojawił się krótki uśmiech - Ale wiem tez, że kiedy poczuję, że najwyższa pora go o wszystkim powiadomić, będę na to gotowa.
- Zazdroszczę ci takiego podejścia...
- Nie ma czego. Czuję się tak samo jak ty, jak oszustka - dziewczyna westchnęła - I boję się jak zareaguje Tom... jesli o to chodzi to jestem w gorszej sytuacji od ciebie.
- Jak to?
- Znasz temperament Tom'a - dziewczyny wymieniły spojrzenia - Potrafi się zdenerwować.
- Będzie dobrze - Char pocieszyła przyjaciółkę - Choć, pójdziemy do domu. Może Soph będzie coś wiedziała - dziewczyny wstały i udaly się w stronę wioski. Kiedy weszły do domu zauwazyły zdenerwowaną Soph, krzątającą się po kuchni.
- No nareszcie! Co tak długo?
- My tez cię kochany, Soph - odpowiedziała jej Char.
- Wiesz coś może o tym wezwaniu? O tym które dostali rycerze?
- Kurde... Miałam nadzieję, że wy coś wiecie. Seev wyleciał z karczmy jak oparzony. Nie mam pojęcia dlaczego...
- My wiemy nie wiele więcej - powiedziała Lott, opadając na krzesło. Czuła się strasznie zmęczona. Bardzo chcialo jej się spać.
- O byśmy tylko szybko się czegoś dowiedziały... - drzwi otwarły się z łoskotem i do mieszkania wszedł wychowawca klasy - pan Brown. Wtedy Charlotta przestraszyła się, że jej domysły mogą być prawdziwe i nie będą już bezpieczni...
- Dzień dobry - powiedziała lękliwym głosem Soph.
- Dzień dobry. Przyszedlem was odwiedzić, tak jak obiecywałem. Wszystko u was w porządku? - dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Właściwie to tak - zaczęła Lott - Mamy pracę i na razie niczego nam nie brakuje.
- To dobrze - nauczyciel nie wyglądal na szczególnie zadowolonego. Coś go trapilo.
- Czy coś się stało panie Brown?
- Nie nic. Trochę się martwię. O Dick'a - spojrzał na Lott. Dziewczynie zrobiło się słabo. Znowu doznała tego uczucia. Znów poczuła się jak nic nie warta szmata.
- Co z nim? - spytała słabo. Nauczyciel milczał.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć... - dziewczyna miała łzy w oczach. To zabrzmiało jak najgorsze. Mimo tego, że czuła, że to co czuje do Nathana jest silniejsze od tego co czuje do Dick'a, wciąż go kochała. Może nie tak jak wczesniej, ale jak brata. Na samą myśl, że może się mu coś stać...
- On nie jest sobą - Brown spojrzał na dziewczynę z oczekiwaniem. Jakby mógł czegoś po niej oczekiwać To znaczy... Dziwnie się zachowuje. Martwię się o niego... Gdybym wiedział...
- To znaczy...? - Kayla wiedziała, że Lott nie będzie miala siły o to spytać, wiec zrobiła to za nią. Char byla jej za to wdzięczna.
- To znaczy, że lepiej będzie jeżeli... kiedy wróci... nie będziesz go denerwować.
* Parę godzin później *
Charlotta trawiła słowa nauczyciela. "Jeżeli nie będziesz go denerwować". Czy to znaczy, że powinna się go bać? W każdym razie tak to zabrzmiało. Ale jak może się bać kogoś, kto zawsze był dla niej troskliwy i opiekunczy? Jak może nawet próbować? Dziewczyna przekręciła się na bok i zaczęła płakać. Łzy ciurkiem leciały po jej policzkach. Jak może być taka głupia? Zdradziła go. W dalszym ciagu go zdradza. Jego, który opiekował się nią, kiedy miała zlamaną rękę. Który martwił się o nią do tego stopnia, że nie pozwalał jej nosić nawet piórnika. Który z każdym dniem kochał ją bardziej i bardziej. Była wtedy taka szczęśliwa! Wstawała i kładła się z uśmiechem na ustach. Chodziła do szkoły z myślą o nim. Błagała by był w szkole. Żeby do niej podszedł. Pamięta ich pierwszy pocałunek. To było któregoś upalnego wieczora, kiedy Dick zabrał ją na plażę. Kiedy zaczęli się calować spadł ciepły deszcz. Był to najcudowniejszy deszcz w życiu Char. Od tej pory byli razem. Prawie nigdy się nie rozstawali. Lott myślała, że zawsze będzie z Dickiem... Ale wtedy pojawił się Nath. Wszystko zaczeło się od poczatku. Te wszystkie motylki w brzuchu.. Tylko, że w przypadku Nathana była to nieco inna milość. Bardziej dojrzała. I jak tu wybrać? Czy ona w ogóle ma jakiś wybór? Nienawidziła siebie. Nienawidzila do tego stopnia, że czasami chciała ze sobą skończyć. Nie byla jednak wystarczająco silna by to zrobić i dlatego jeszcze bardziej pragnęła ulżyć sobie w bólu... Około godziny 22 na ulicach zapanował gwar i zamęt. Dziewczyny wyszły z domu, żeby sprawdzić co się dzieje. Stały rozkojarzone i nie miały pojęcia co się dzieje. Po chwili jednak Charlotta zauważyła Nathana. Chciała do niego podbiec i poczuła, że nie da rady. Zrobiło jej się niedobrze i słabo jednoczesnie. Kiedy upadała miała deja vu. W tym wypadku jednak nie było to złudzenie. To co widziała wtedy, wydarzyło się naprawdę - kiedy pierwszy raz przekroczyła portal. Wtedy pierwszy raz spotkała Nathana. Różnica polegała na tym, że teraz chciała podbiec do Nathana, a wtedy do Dick'a... Ale Dick jej nie złapal tak jak wtedy Nath. Leżała na ziemi, niezauważona przez resztę. Była jak nic nie warty smieć. I tak też się czuła. I bała się, że już nigdy nie będzie szczęśliwa...
_________________________________________
Nie będę tego komentowac bo nie ma po co :]
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :)
Bardzo was koooooooooooooooooooocham :***********
- Coś się musiało stać - powiedziała kobieta do Lott - Król zwołał wszystkich najwybitniejszych przywódców rycerstwa w tym też straż zamku. Siedzą tam już od 3 godzin i o czymś dyskutują. Ostatnie takie posiedzenie miało miejsce przed wojną ze Szkotami, jesli dobrze pamiętam...
- Nathan też tam jest? - spytała niesmiało Char.
- Ależ naturalnie. Razem z ojcem zasiada w radzie wojennej - po rozmowie z panią Dazzy, Char postanowiła poszukać Kayli. Znalazła ją w królewskiej stajni. Lott miała zamiar dowiedzieć się czegoś od Thomasa - chłopaka Kay.
- Hej Kay - rzuciła na powitanie - Gdzie mogę znaleźć Tom'a? Nie wiem co się dzieje, Nathan został wezwany...
- Tak wiem, wiem. Mówisz o tym ich zebraniu? - Kay przerwała przyjaciółce - Niestety Tom też został na nie wezwany... Nie mam pojęcia o co chodzi. Słyszałam tylko jak dwoje rycerzy opowiadało o jakichś wojskach... ale nie przysłuchiwałam się- Char usiadła na snopku siana nieopodal.
- Boję się Kay - wyszeptała - Czuję, że zbliża się coś bardzo złego... A wiesz, że zawsze potrafiłam wyczuwać zbliżające się niebezpieczeństwo - Kay przysiadła się obok Char.
- O tak wiem. Pamiętam dobrze tą akcję z ratowaniem Soph - dziewczyna wdrygnęła się na samą myśl o tym zdarzeniu - Też mi się wydaje, że tu coś nie gra... Ale z drugiej strony przecież nie wysyłaliby nas w czasy, które są dla nas jakimkolwiek zagrożeniem. Nie wystawiliby nas na niebezpieczeństwo... Jesli była jakaś wojna, to na pewno ktoś by o tym wiedział...
- Chyba masz rację. Tylko w takim razie nie wiem czemu się tak bardzo denerwuję...
- Martwisz się. O tych wszystkich ludzi, o nas, o Nathana... Z drugiej strony ciekawe: czemu nic o nim nie wiem? - Char spojrzała na koleżankę zdziwiona.
- Huh?
- No wiesz... Tyle ci opowiadam o Tomie... Soph tylko nawija o Sivie... A ty milczysz - Lott posmutniała.
- Bo ja nie mam o czym opowiadać. Oszukuję go. Jestem nic nie wartą oszustką... On mnie ma za kogoś zupełnie innego niż jestem. Przeszkadza mi to. Próbowałam mu dzisiaj powiedzieć prawdę, ale przerwał mi ten cały cholerny alarm... Jak ty sobie radzisz Kay? - Kayla przytuliła Charlottę.
- Nie przejmuję się tym na razie. Co mi da zadręczanie się? Wiem, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć. Nie wyobrażam sobie życia bez tego idioty... - na jej twarzy pojawił się krótki uśmiech - Ale wiem tez, że kiedy poczuję, że najwyższa pora go o wszystkim powiadomić, będę na to gotowa.
- Zazdroszczę ci takiego podejścia...
- Nie ma czego. Czuję się tak samo jak ty, jak oszustka - dziewczyna westchnęła - I boję się jak zareaguje Tom... jesli o to chodzi to jestem w gorszej sytuacji od ciebie.
- Jak to?
- Znasz temperament Tom'a - dziewczyny wymieniły spojrzenia - Potrafi się zdenerwować.
- Będzie dobrze - Char pocieszyła przyjaciółkę - Choć, pójdziemy do domu. Może Soph będzie coś wiedziała - dziewczyny wstały i udaly się w stronę wioski. Kiedy weszły do domu zauwazyły zdenerwowaną Soph, krzątającą się po kuchni.
- No nareszcie! Co tak długo?
- My tez cię kochany, Soph - odpowiedziała jej Char.
- Wiesz coś może o tym wezwaniu? O tym które dostali rycerze?
- Kurde... Miałam nadzieję, że wy coś wiecie. Seev wyleciał z karczmy jak oparzony. Nie mam pojęcia dlaczego...
- My wiemy nie wiele więcej - powiedziała Lott, opadając na krzesło. Czuła się strasznie zmęczona. Bardzo chcialo jej się spać.
- O byśmy tylko szybko się czegoś dowiedziały... - drzwi otwarły się z łoskotem i do mieszkania wszedł wychowawca klasy - pan Brown. Wtedy Charlotta przestraszyła się, że jej domysły mogą być prawdziwe i nie będą już bezpieczni...
- Dzień dobry - powiedziała lękliwym głosem Soph.
- Dzień dobry. Przyszedlem was odwiedzić, tak jak obiecywałem. Wszystko u was w porządku? - dziewczyny wymieniły spojrzenia.
- Właściwie to tak - zaczęła Lott - Mamy pracę i na razie niczego nam nie brakuje.
- To dobrze - nauczyciel nie wyglądal na szczególnie zadowolonego. Coś go trapilo.
- Czy coś się stało panie Brown?
- Nie nic. Trochę się martwię. O Dick'a - spojrzał na Lott. Dziewczynie zrobiło się słabo. Znowu doznała tego uczucia. Znów poczuła się jak nic nie warta szmata.
- Co z nim? - spytała słabo. Nauczyciel milczał.
- Nie wiem jak mam ci to powiedzieć... - dziewczyna miała łzy w oczach. To zabrzmiało jak najgorsze. Mimo tego, że czuła, że to co czuje do Nathana jest silniejsze od tego co czuje do Dick'a, wciąż go kochała. Może nie tak jak wczesniej, ale jak brata. Na samą myśl, że może się mu coś stać...
- On nie jest sobą - Brown spojrzał na dziewczynę z oczekiwaniem. Jakby mógł czegoś po niej oczekiwać To znaczy... Dziwnie się zachowuje. Martwię się o niego... Gdybym wiedział...
- To znaczy...? - Kayla wiedziała, że Lott nie będzie miala siły o to spytać, wiec zrobiła to za nią. Char byla jej za to wdzięczna.
- To znaczy, że lepiej będzie jeżeli... kiedy wróci... nie będziesz go denerwować.
* Parę godzin później *
Charlotta trawiła słowa nauczyciela. "Jeżeli nie będziesz go denerwować". Czy to znaczy, że powinna się go bać? W każdym razie tak to zabrzmiało. Ale jak może się bać kogoś, kto zawsze był dla niej troskliwy i opiekunczy? Jak może nawet próbować? Dziewczyna przekręciła się na bok i zaczęła płakać. Łzy ciurkiem leciały po jej policzkach. Jak może być taka głupia? Zdradziła go. W dalszym ciagu go zdradza. Jego, który opiekował się nią, kiedy miała zlamaną rękę. Który martwił się o nią do tego stopnia, że nie pozwalał jej nosić nawet piórnika. Który z każdym dniem kochał ją bardziej i bardziej. Była wtedy taka szczęśliwa! Wstawała i kładła się z uśmiechem na ustach. Chodziła do szkoły z myślą o nim. Błagała by był w szkole. Żeby do niej podszedł. Pamięta ich pierwszy pocałunek. To było któregoś upalnego wieczora, kiedy Dick zabrał ją na plażę. Kiedy zaczęli się calować spadł ciepły deszcz. Był to najcudowniejszy deszcz w życiu Char. Od tej pory byli razem. Prawie nigdy się nie rozstawali. Lott myślała, że zawsze będzie z Dickiem... Ale wtedy pojawił się Nath. Wszystko zaczeło się od poczatku. Te wszystkie motylki w brzuchu.. Tylko, że w przypadku Nathana była to nieco inna milość. Bardziej dojrzała. I jak tu wybrać? Czy ona w ogóle ma jakiś wybór? Nienawidziła siebie. Nienawidzila do tego stopnia, że czasami chciała ze sobą skończyć. Nie byla jednak wystarczająco silna by to zrobić i dlatego jeszcze bardziej pragnęła ulżyć sobie w bólu... Około godziny 22 na ulicach zapanował gwar i zamęt. Dziewczyny wyszły z domu, żeby sprawdzić co się dzieje. Stały rozkojarzone i nie miały pojęcia co się dzieje. Po chwili jednak Charlotta zauważyła Nathana. Chciała do niego podbiec i poczuła, że nie da rady. Zrobiło jej się niedobrze i słabo jednoczesnie. Kiedy upadała miała deja vu. W tym wypadku jednak nie było to złudzenie. To co widziała wtedy, wydarzyło się naprawdę - kiedy pierwszy raz przekroczyła portal. Wtedy pierwszy raz spotkała Nathana. Różnica polegała na tym, że teraz chciała podbiec do Nathana, a wtedy do Dick'a... Ale Dick jej nie złapal tak jak wtedy Nath. Leżała na ziemi, niezauważona przez resztę. Była jak nic nie warty smieć. I tak też się czuła. I bała się, że już nigdy nie będzie szczęśliwa...
_________________________________________
Nie będę tego komentowac bo nie ma po co :]
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :)
Bardzo was koooooooooooooooooooocham :***********
sobota, 8 września 2012
Rozdział 23
Książę wrócił trzymając w ręku łuk i strzały. Charlotta zdziwiła się, że Nath przyniosł właśnie to. Zrobiła zdziwioną minę i spytała:
- Łuk i strzały? Po co... - przerwała, a jej oczy się zaświeciły. Sama odpowiedziała sobie na to pytanie - Nauczysz mnie? - spytała z nadzieją w głosie.
- Tylko jeśli będę pewien, że nie zrobisz sobie krzywdy - puścił do niej oko i usmiechnął się porozumiewawczo.
- Możesz być pewny, że nie - zaśmiała się w taki sposób, jaki lubił najbardziej. Podszedł do niej, pocalował ją w czoło, a potem wycelował w przelatującą nad nimi kaczkę. Trafił idealnie. Zwierzę spadło na ziemię.
- Po prostu miałeś szczęście - Lott odpowiedziała na dumny uśmieszek Nathana.
- Ja zawsze mam.
- Ha! W to nie wątpię. Daj mi spróbować - zrobiła minkę niewiniątka. Książę się zgodził. Poczatki były trudne. Char, choć bardzo się starała, nie potrafiła puścić strzaly dalej niż na jeden metr.
- To nie ma sensu,bo nigdy mi się nie uda.
- Więcej cierpliwości księżniczko. W końcu na pewno ci się uda - pocieszał ją Nathan. Lott już miała zamiar zrezygnować, kiedy postanowiła dać sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę. Naprężyła łuk i skupiła się tylko na jednym punkcie. W pewnym momencie puściła strzałę, a ta z ogromną prędkością utknęła w drzewie nieopodal.
- Udało się! Udało! - dziewczyna rzuciła się na Nathana - Dziękuję, że nie pozwoliłeś mi zrezygnować.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Nie chcę być wścibski, ale myślę, że zasługuję na nagrodę - uśmiechnął się do Lott, na co ona zblizyła swoje usta do jego ust i słodko pocałowała.
- A teraz patrz jak strzelam - powiedziała dziewczyna, kiedy udalo jej się oderwać od księcia. Wypuściła strzałę, a ta utkwiła w pierwszej, przecinając ją na pół. Char myslała, że Nath ją pochwali czy coś w tym stylu, ale on z zastanowieniem wpatrywał się w strzałę i marszczył swoje ciemne brwi.
- Interesujące... - mruknął tylko pod nosem - Dasz radę zrobić to jeszcze raz? Tylko teraz celuj w tamto drzewo - wskazal.
- Nie wiem. Ale zaraz się przekonamy - wypuściła kolejny pocisk. Ledwo strzała utkwiła w pniu, Nathan się odezwał.
- Jak ty to robisz? Każda ze strzał którą wypuścisz, jest w pewien bardzo orginalny sposób podkręcona.
- Tak? - dziewczyna się zdziwiła - Po prostu mam szczęście - usmiechnęła się do niego i pokazała mu język. Nathan w odpowiedzi zaczął ją gonić. Lott z piskiem uciekała przed nim i żałowała, że nie ma na sobie ulubionej pary spodni. Bieganie szłoby jej wtedy o niebo lepiej...
- Przede mną nie uciekniesz! - Nath galopem rzucił się w jej stronę. W ostatniej chwili udało jej się umknąć. Usmiechnęła się do niego figlarnie.
- Czyżby? Pozwolisz książę, że cię zasmucę: otóż jeszcze nikomu nie udalo się mnie złapać...
- Nie drażnij lwa - książę ruszył w jej stronę - Jako książę rozkazuję ci się zatrzymać!
- Ha! Ani myślę! - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Zaczęli biegać wokół zagrody gęsi. Char była już zmęczona, ale nie dawała tego po sobie poznać.
- Uważaj, bo za zniewagę królewskich rozkazów grozi ci areszt - Nathan się zaśmiał, szybkim ruchem pochwycił Charlottę i przycisnął ją do ziemi - Ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Złagodzę karę. W najlepszym wypadku może to być moje łóżko... - pogładził jej policzek - Jesteś taka zjawiskowa... - powoli zbliżał swoje usta do jej twarzy. Dzieliły ich milimetry. Zatopili się w delikatnym pocałunku. Nathan cieszył się, że ma swoję ukochaną blisko, choć chciałby ją mieć jeszcze bliżej, jeszcze bardziej... Kiedyś obiecał sobie, że się nie zakocha, a było to któregoś ponurego dnia, kiedy spotkał ojca tam gdzie zawsze - w ogrodzie pod jabłonią, zamyślonego i nieobecnego. Biedaczek tak cierpiał po śmierci matki Nathana! Dopiero rok temu jakoś doszedł do siebie - kiedy zaczął się martwić żoną dla jedynego syna. Wtedy odciągnął się trochę z mysli o swojej żonie. Ale Nathan był pewien, że jego ojciec nigdy nie przestanie kochać jego matki ... Tak jak on nigdy nie przestanie kochać Charlotty. Zawsze będą razem - książę nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nie miał jednak zielonego pojęcia dlaczego dziewczyna zawsze dziwnie reaguje, kiedy mowi o niej, jako o swojej przyszłej żonie. Dlaczego jej cudowne oczy robią się wtedy smutne... Dlaczego odwraca głowę. Nathan wiedział, że Lott nie zdenerwowała się wtedy tym, że myślała, że mówi przez sen. Wiedział, że chodzi o coś więcej, ale nie chciał naciskać na dziewczynę. Kiedy będzie chciała to powie.
- Nathan ? - spytała tym czasem ona, kiedy oderwali się od siebie.
- Tak kochanie?
- Chciałam ci tylko powiedzieć... Że cię kocham - spojrzała na niego poważnie.
- Wiem głuptasie. Też cię kocham.
- Możesz mi coś obiecać?
- Naturalnie - powiedzial chłopak odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać, choćbym nie wiem jak była daleko i chocbyś nie wiem jak bardzo był na mnie zły - jej oczy znów zrobiły się tak dziwnie smutne. Książę przyglądal się jej z powagą. Była taka tajemnicza... - Obiecujesz?
- Obiecuję - pocałował ją w czoło. Lott odetchnęła głęboko. Teraz albo nigdy.
- Więc obiecaj mi również, że wysłuchasz mnie do końca i nie odejdziesz do póki ci czegoś nie wyjaśnię... Dopóki nie skończę - Char wiedziała, że musi mu to powiedzieć teraz i tu. Póki czuła w sobie siłę, by to zrobić. Nath spojrzał na nią zdziwiony.
- To zależy co chcesz mi powiedzieć - puścił do niej oko.
- To może zabrzmi dziwnie, ale wszystko co ci powiem będzie prawdą - zagryzła wargi. Trzęsły jej się ręce. Była strasznie zdenerwowana - Musisz mi uwierzyć. Tu chodzi o cos bardzo ważnego... - jej słowa przerwało głośne uderzanie w bębny i gra hejnału na trąbce.
- Coś jest nie tak... -wyszeptał książę wstając - Przepraszam cię Lott dokończymy tę rozmowę później. Muszę pędzić do pałacu. Postaram się przyjechać najszybciej jak będę potrafił - nachylił się nad dziewczyną i slodko ją pocałował.
- Jasne idź. Nie przejmuj się mną - powiedziała Char, gdy Nath był już daleko. Była już tak blisko powiedzenia mu prawdy. Bała się, że teraz już nie będzie w stanie dokończyć mu wyjasnień. Nienawidziła siebie za to tchórzostwo. Zrezygnowana poszła moczyć stopy w jeziorze, czekając na szybki powrót księcia. Była ciekawa co takiego wąznego się wydarzyło, że został wezwany do zamku. Może wtedy przypomni sobie coś z tego, czego uczyła się o nim na historii. Jeśli w ogóle się o nim uczyła...
___________________________________________________
Przepraszam was bardzo ;'( Wiem, że dawno nie dodawałam, ale kompletnie nie miała pomyslu na ten rozdział. Wiem, że nie jest on jakiś super zadowalający... Szczerze powiem, że moim zdaniem jest beznadziejny.
Mniejsza o to :)
Co tam u was? Słyszeliście TĄ cudowną piosenkę ? :D
Ja się zakochałam normalnie ;> Ta solówka Natha... sadnfsadfbhsabfhjabv ;)
Kocham was baaaaaaaaaaaardzo :) ;* Witam na swoim blogu panny : Jessica_Montez i Agata Szombara :) Mam nadzieję, że opo wam się podoba ;)
Do następnego :****
Pamiętajcie, że was kocham <3 ;d
That's when I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you... <3 ;p
Mój komentarz :)
- Łuk i strzały? Po co... - przerwała, a jej oczy się zaświeciły. Sama odpowiedziała sobie na to pytanie - Nauczysz mnie? - spytała z nadzieją w głosie.
- Tylko jeśli będę pewien, że nie zrobisz sobie krzywdy - puścił do niej oko i usmiechnął się porozumiewawczo.
- Możesz być pewny, że nie - zaśmiała się w taki sposób, jaki lubił najbardziej. Podszedł do niej, pocalował ją w czoło, a potem wycelował w przelatującą nad nimi kaczkę. Trafił idealnie. Zwierzę spadło na ziemię.
- Po prostu miałeś szczęście - Lott odpowiedziała na dumny uśmieszek Nathana.
- Ja zawsze mam.
- Ha! W to nie wątpię. Daj mi spróbować - zrobiła minkę niewiniątka. Książę się zgodził. Poczatki były trudne. Char, choć bardzo się starała, nie potrafiła puścić strzaly dalej niż na jeden metr.
- To nie ma sensu,bo nigdy mi się nie uda.
- Więcej cierpliwości księżniczko. W końcu na pewno ci się uda - pocieszał ją Nathan. Lott już miała zamiar zrezygnować, kiedy postanowiła dać sobie jeszcze jedną, ostatnią szansę. Naprężyła łuk i skupiła się tylko na jednym punkcie. W pewnym momencie puściła strzałę, a ta z ogromną prędkością utknęła w drzewie nieopodal.
- Udało się! Udało! - dziewczyna rzuciła się na Nathana - Dziękuję, że nie pozwoliłeś mi zrezygnować.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Nie chcę być wścibski, ale myślę, że zasługuję na nagrodę - uśmiechnął się do Lott, na co ona zblizyła swoje usta do jego ust i słodko pocałowała.
- A teraz patrz jak strzelam - powiedziała dziewczyna, kiedy udalo jej się oderwać od księcia. Wypuściła strzałę, a ta utkwiła w pierwszej, przecinając ją na pół. Char myslała, że Nath ją pochwali czy coś w tym stylu, ale on z zastanowieniem wpatrywał się w strzałę i marszczył swoje ciemne brwi.
- Interesujące... - mruknął tylko pod nosem - Dasz radę zrobić to jeszcze raz? Tylko teraz celuj w tamto drzewo - wskazal.
- Nie wiem. Ale zaraz się przekonamy - wypuściła kolejny pocisk. Ledwo strzała utkwiła w pniu, Nathan się odezwał.
- Jak ty to robisz? Każda ze strzał którą wypuścisz, jest w pewien bardzo orginalny sposób podkręcona.
- Tak? - dziewczyna się zdziwiła - Po prostu mam szczęście - usmiechnęła się do niego i pokazała mu język. Nathan w odpowiedzi zaczął ją gonić. Lott z piskiem uciekała przed nim i żałowała, że nie ma na sobie ulubionej pary spodni. Bieganie szłoby jej wtedy o niebo lepiej...
- Przede mną nie uciekniesz! - Nath galopem rzucił się w jej stronę. W ostatniej chwili udało jej się umknąć. Usmiechnęła się do niego figlarnie.
- Czyżby? Pozwolisz książę, że cię zasmucę: otóż jeszcze nikomu nie udalo się mnie złapać...
- Nie drażnij lwa - książę ruszył w jej stronę - Jako książę rozkazuję ci się zatrzymać!
- Ha! Ani myślę! - dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Zaczęli biegać wokół zagrody gęsi. Char była już zmęczona, ale nie dawała tego po sobie poznać.
- Uważaj, bo za zniewagę królewskich rozkazów grozi ci areszt - Nathan się zaśmiał, szybkim ruchem pochwycił Charlottę i przycisnął ją do ziemi - Ale dla Ciebie zrobię wyjątek. Złagodzę karę. W najlepszym wypadku może to być moje łóżko... - pogładził jej policzek - Jesteś taka zjawiskowa... - powoli zbliżał swoje usta do jej twarzy. Dzieliły ich milimetry. Zatopili się w delikatnym pocałunku. Nathan cieszył się, że ma swoję ukochaną blisko, choć chciałby ją mieć jeszcze bliżej, jeszcze bardziej... Kiedyś obiecał sobie, że się nie zakocha, a było to któregoś ponurego dnia, kiedy spotkał ojca tam gdzie zawsze - w ogrodzie pod jabłonią, zamyślonego i nieobecnego. Biedaczek tak cierpiał po śmierci matki Nathana! Dopiero rok temu jakoś doszedł do siebie - kiedy zaczął się martwić żoną dla jedynego syna. Wtedy odciągnął się trochę z mysli o swojej żonie. Ale Nathan był pewien, że jego ojciec nigdy nie przestanie kochać jego matki ... Tak jak on nigdy nie przestanie kochać Charlotty. Zawsze będą razem - książę nie wyobrażał sobie życia bez niej. Nie miał jednak zielonego pojęcia dlaczego dziewczyna zawsze dziwnie reaguje, kiedy mowi o niej, jako o swojej przyszłej żonie. Dlaczego jej cudowne oczy robią się wtedy smutne... Dlaczego odwraca głowę. Nathan wiedział, że Lott nie zdenerwowała się wtedy tym, że myślała, że mówi przez sen. Wiedział, że chodzi o coś więcej, ale nie chciał naciskać na dziewczynę. Kiedy będzie chciała to powie.
- Nathan ? - spytała tym czasem ona, kiedy oderwali się od siebie.
- Tak kochanie?
- Chciałam ci tylko powiedzieć... Że cię kocham - spojrzała na niego poważnie.
- Wiem głuptasie. Też cię kocham.
- Możesz mi coś obiecać?
- Naturalnie - powiedzial chłopak odgarniając kosmyk włosów z jej czoła.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochać, choćbym nie wiem jak była daleko i chocbyś nie wiem jak bardzo był na mnie zły - jej oczy znów zrobiły się tak dziwnie smutne. Książę przyglądal się jej z powagą. Była taka tajemnicza... - Obiecujesz?
- Obiecuję - pocałował ją w czoło. Lott odetchnęła głęboko. Teraz albo nigdy.
- Więc obiecaj mi również, że wysłuchasz mnie do końca i nie odejdziesz do póki ci czegoś nie wyjaśnię... Dopóki nie skończę - Char wiedziała, że musi mu to powiedzieć teraz i tu. Póki czuła w sobie siłę, by to zrobić. Nath spojrzał na nią zdziwiony.
- To zależy co chcesz mi powiedzieć - puścił do niej oko.
- To może zabrzmi dziwnie, ale wszystko co ci powiem będzie prawdą - zagryzła wargi. Trzęsły jej się ręce. Była strasznie zdenerwowana - Musisz mi uwierzyć. Tu chodzi o cos bardzo ważnego... - jej słowa przerwało głośne uderzanie w bębny i gra hejnału na trąbce.
- Coś jest nie tak... -wyszeptał książę wstając - Przepraszam cię Lott dokończymy tę rozmowę później. Muszę pędzić do pałacu. Postaram się przyjechać najszybciej jak będę potrafił - nachylił się nad dziewczyną i slodko ją pocałował.
- Jasne idź. Nie przejmuj się mną - powiedziała Char, gdy Nath był już daleko. Była już tak blisko powiedzenia mu prawdy. Bała się, że teraz już nie będzie w stanie dokończyć mu wyjasnień. Nienawidziła siebie za to tchórzostwo. Zrezygnowana poszła moczyć stopy w jeziorze, czekając na szybki powrót księcia. Była ciekawa co takiego wąznego się wydarzyło, że został wezwany do zamku. Może wtedy przypomni sobie coś z tego, czego uczyła się o nim na historii. Jeśli w ogóle się o nim uczyła...
___________________________________________________
Przepraszam was bardzo ;'( Wiem, że dawno nie dodawałam, ale kompletnie nie miała pomyslu na ten rozdział. Wiem, że nie jest on jakiś super zadowalający... Szczerze powiem, że moim zdaniem jest beznadziejny.
Mniejsza o to :)
Co tam u was? Słyszeliście TĄ cudowną piosenkę ? :D
Ja się zakochałam normalnie ;> Ta solówka Natha... sadnfsadfbhsabfhjabv ;)
Kocham was baaaaaaaaaaaardzo :) ;* Witam na swoim blogu panny : Jessica_Montez i Agata Szombara :) Mam nadzieję, że opo wam się podoba ;)
Do następnego :****
Pamiętajcie, że was kocham <3 ;d
That's when I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you
I found you, you, you... <3 ;p
Mój komentarz :)
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Rozdział 22
Czasami czujemy się szczęśliwi, a jednak w głębi duszy coś nas męczy, nie pozwalając nam na pełnię szczęścia. Nie pozwala o sobie zapomnieć. Kiedy tylko przez chwilę pomyślimy, że jest OK, zaraz powracają do nas te wszystkie problemy, te wszystkie niedokończone sprawy. W dodatku wydaje nam się, że kiedy się ich pozbędziemy, na ich miejsce wejdą nowe, kto wie czy nie bardziej dokuczliwe i pelne wyrzutów sumienia. Mniej więcej tak przebiegaly myśli Charlotty, kiedy w poniedziałek rano szła do pracy. Układala w głowie to, co ma powiedzieć Nathanowi i jak ma to zrobić. Wydawało się jej to wręcz niewykonalne. Bała się, że go skrzywdzi. Ale nie wiedziała, że najgorsze co będzie miała do przekazania księciu, dopiero przed nią. Bądź co bądź, szła sobie teraz powoli w stronę królewskiego dziedzińca i rozmyślała. "Jak ja mam mu to powiedzieć? Może... Drogi Nathanie. Nie. To brzmi za bardzo oficjalnie. A może w takim razie: Nathanie muszę ci coś powiedzieć..." im więcej o tym myślała, tym bardziej się bała. "Lott nie panikuj. Dasz radę. Nie robisz tego dla siebie tylko dla jego dobra. Trzeba to przerwać, póki nie jest za późno. O ile już nie jest..." , chodziło po glowie dziewczyny. Kiedy tylko znalazła się na dziedzińcu, odebrała swoje "stadko" i ruszyła na łąkę. Znalazła się tam niebawem, choć wcale się nie śpieszyła. Usiadła w swoim ulubionym miejscu i od nowa układała w głowie cały monolog. Była wściekła na siebie. "No dobra, może powiem to wszystko na jednym wdechu. Nathanie, czy wspominałam ci może, że pochodzę z XXI wieku, przeniosłam się w czasie, niedługo będę musiała wrócić do domu i już nigdy więcej się nie zobaczymy? Matko... Przecież to jest bez sensu", myslała Char. Nienawidziła siebie za to, że doprowadziła samą siebie do takiej sytuacji. A przecież była szczęśliwa. Miała chłopaka, który ją kochał i ona też go kochała. Nie musiała tego kończyć. Mogła dalej być szczęśliwa. Szczęśliwa z Dick'iem. Ze swoim chłopakiem...
- Cześć - Nath pocałował Char w policzek. Spodziewała się go, ale nie przypuszczała, że spotkają się tak wcześnie.
- Cześć Nathan! A co ty tu robisz tak wcześnie?
- A co nie cieszysz się? - uśmiechnął się do niej zabójczo.
- Ależ cieszę się oczywiście, oczywiście - spuściła głowę. Miała ochotę uciec.
- Coś się stało? - książę wyczuł jej niepokój.
- Nic kochanie. Po prostu jestem trochę zmęczona - pogładziła jego policzek. Nathan zbliżył się do niej i czule pocałowal ją w usta. Jej reakcja była natychmiastowa - zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym cialem. On na to z zadziwiającą łatwością posadził ją sobie na kolanach. Przez chwilę zatapiali się w pocałunkach, ale po chwili Lott oprzytomniała. Delikatnie odsunęła się od niego.
- Ktoś może nas zobaczyć - wytłumaczyła się.
- To niech zobaczy. Nie dbam o to - przuciągnął ją do siebie - Niech się cieszy, że widzi przyszłych króla i królową razem szybciej niż inni.
- Nathy...
- Oj wiem, wiem. Pozwól mi się chociaż trochę tym pocieszyć, skoro tylko tyle mi zostało - Lott zagryzła wargi - Wiesz co Charlotto? - książę odezwał się po chwili - Czasami wydaje mi się, że zaraz uciekniesz, że odejdziesz na zawsze... Nie mogę się od tego odpędzić... Jesteś inna od reszty, choć nie do końca wiem w jakim sensie. Jest w tobie coś niezwykłego, coś, co powoduje szybsze bicie mojego serca i to, że chcę ciebie mieć blisko. Nie potrafię tego inaczej opisać. Wydaje mi się, że słowa przy tym co do ciebie czuję, to jakieś marne ziarna piasku... coś malenkiego i zupełnie nie na miejscu...- przerwał ale po chwili zaczął znowu - Gdybym tylko mógl jakoś cię ochronić przed całym złem świata... Gdybym miał skoczyć w ogień, to zrobiłbym to. Gdybym musiał oddać swoje marne ludzkie życie, to oddałbym je za ciebie. Charlotto, ja zrobiłbym dla ciebie wszystko. Nigdy cię nie zostawię, obiecuję ci to - z oczu Lott zaczęły spływać łzy. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Nigdy nie słyszałam czegoś równie pięknego - powiedziała w końcu uśmiechając się i płacząc jednocześnie. Książę objął ją ramieniem - Nathanie ja... Nie wiem jak mam ci dziekować za te słowa...
- Nie musisz, naprawdę - zaśmiał się lekko - Będziemy kwita jeśli tylko odpowiesz mi na jedno pytanie... - Lott podniosła wzrok.
- Słucham.
- Co to jest "komputer"? - Char poczuła dziwny skurcz żołądka. Skąd on wie o komputerze?! Wyrwała się mu, odeszła parę kroków i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Zrobiło jej się słabo. Głośno oddychała. Wtedy dopiero zdała sobię sprawę z własnego dziwnego zachowania. Co sobie Nath pomysli?
- Ja... Nie wiem - Nath spojrzał na nią tym swoim przenikliwym, niebieskim wzrokiem.
- Dlaczego się tak zdenerwowalaś? - spytał patrząc na nią lekko nieufnie i zbliżał się do niej powoli, jak tygrys szykujący się do skoku.
- Skąd znasz... Znasz to słowo? - wykrztusiła, trzęsąc się ze strachu pod jego spojrzeniem. On tymczasem chodził wkoło niej i uważnie ją obserwował.
- Powiedziałaś mi - oznajmił spokojnie.
- Kiedy? - Lott obróciła się do tyłu, żeby go zobaczyć.
- W nocy - przystanął - Powiedziałaś "Potem sprawdzę w komputerze" - Ty idiotko gadasz przez sen!, to była pierwsza myśl dziewczyny - Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Zdenerwowałam się, bo... Bo domyśliłam się, że mówię przez sen - Charlotta zagryzła wargi. Była kłamcą. Oszukiwała osobę, która jej ufała...Nathan podszedł do niej, usmiechnął się łobuzersko i soczyście ją pocałował.
- Jeśli o mnie chodzi, to możesz nawet krzyczeć przez sen - spojrzał jej w oczy i pogładził jej policzek. Char lekko się uśmiechnęła - I tak będziesz najcudowniejsza w calym królestwie. Co ja mówię! Na całym świecie!! - Char cmoknęła go w usta.
- Kochany jesteś. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty.
- Przestań gadać bzdury. Zmieńmy temat. Coś przyniosłem, ale nie wiem czy będziesz zainteresowana - Lott zarzuciła mu ręce na szyję.
- Oczywiście że będę... Co to? - uśmiechnęła się, choć w sercu czuła cierń.
- Zaraz zobaczysz...- oderwał jej dłonie i pocałował jedną z nich - Zaraz wrócę - zaczął się oddalać w kierunku swojego konia. Lott patrzyła na niego i nawet nie wiedziała, że się uśmiecha. Z jednej strony ciekawe uczucie... Kochać kogoś ponad siebie, a jednocześnie tak go ranić...
_______________________________________
Przepraszam, że wyszlo krótsze niż chciałam, ale ostatnio borykałam się z paroma problemami... I nie miałam wiele czasu na pisanie...
Liczę na wybaczenie :)
Rozdział dedykuję Anku ;D:***
Kochanie dzięki, że jesteś :**** <3
Nawet nie wiesz jak mi pomagasz, swoją obecnością :* :)
Mam nadzieję, że jeszcze ze mną zostaniesz :)
Kocham Ciebie i wszystkich którzy czytają moje wypociny :**********
Dzięki, że jesteście :*<3
- Cześć - Nath pocałował Char w policzek. Spodziewała się go, ale nie przypuszczała, że spotkają się tak wcześnie.
- Cześć Nathan! A co ty tu robisz tak wcześnie?
- A co nie cieszysz się? - uśmiechnął się do niej zabójczo.
- Ależ cieszę się oczywiście, oczywiście - spuściła głowę. Miała ochotę uciec.
- Coś się stało? - książę wyczuł jej niepokój.
- Nic kochanie. Po prostu jestem trochę zmęczona - pogładziła jego policzek. Nathan zbliżył się do niej i czule pocałowal ją w usta. Jej reakcja była natychmiastowa - zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym cialem. On na to z zadziwiającą łatwością posadził ją sobie na kolanach. Przez chwilę zatapiali się w pocałunkach, ale po chwili Lott oprzytomniała. Delikatnie odsunęła się od niego.
- Ktoś może nas zobaczyć - wytłumaczyła się.
- To niech zobaczy. Nie dbam o to - przuciągnął ją do siebie - Niech się cieszy, że widzi przyszłych króla i królową razem szybciej niż inni.
- Nathy...
- Oj wiem, wiem. Pozwól mi się chociaż trochę tym pocieszyć, skoro tylko tyle mi zostało - Lott zagryzła wargi - Wiesz co Charlotto? - książę odezwał się po chwili - Czasami wydaje mi się, że zaraz uciekniesz, że odejdziesz na zawsze... Nie mogę się od tego odpędzić... Jesteś inna od reszty, choć nie do końca wiem w jakim sensie. Jest w tobie coś niezwykłego, coś, co powoduje szybsze bicie mojego serca i to, że chcę ciebie mieć blisko. Nie potrafię tego inaczej opisać. Wydaje mi się, że słowa przy tym co do ciebie czuję, to jakieś marne ziarna piasku... coś malenkiego i zupełnie nie na miejscu...- przerwał ale po chwili zaczął znowu - Gdybym tylko mógl jakoś cię ochronić przed całym złem świata... Gdybym miał skoczyć w ogień, to zrobiłbym to. Gdybym musiał oddać swoje marne ludzkie życie, to oddałbym je za ciebie. Charlotto, ja zrobiłbym dla ciebie wszystko. Nigdy cię nie zostawię, obiecuję ci to - z oczu Lott zaczęły spływać łzy. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Nigdy nie słyszałam czegoś równie pięknego - powiedziała w końcu uśmiechając się i płacząc jednocześnie. Książę objął ją ramieniem - Nathanie ja... Nie wiem jak mam ci dziekować za te słowa...
- Nie musisz, naprawdę - zaśmiał się lekko - Będziemy kwita jeśli tylko odpowiesz mi na jedno pytanie... - Lott podniosła wzrok.
- Słucham.
- Co to jest "komputer"? - Char poczuła dziwny skurcz żołądka. Skąd on wie o komputerze?! Wyrwała się mu, odeszła parę kroków i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Zrobiło jej się słabo. Głośno oddychała. Wtedy dopiero zdała sobię sprawę z własnego dziwnego zachowania. Co sobie Nath pomysli?
- Ja... Nie wiem - Nath spojrzał na nią tym swoim przenikliwym, niebieskim wzrokiem.
- Dlaczego się tak zdenerwowalaś? - spytał patrząc na nią lekko nieufnie i zbliżał się do niej powoli, jak tygrys szykujący się do skoku.
- Skąd znasz... Znasz to słowo? - wykrztusiła, trzęsąc się ze strachu pod jego spojrzeniem. On tymczasem chodził wkoło niej i uważnie ją obserwował.
- Powiedziałaś mi - oznajmił spokojnie.
- Kiedy? - Lott obróciła się do tyłu, żeby go zobaczyć.
- W nocy - przystanął - Powiedziałaś "Potem sprawdzę w komputerze" - Ty idiotko gadasz przez sen!, to była pierwsza myśl dziewczyny - Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Zdenerwowałam się, bo... Bo domyśliłam się, że mówię przez sen - Charlotta zagryzła wargi. Była kłamcą. Oszukiwała osobę, która jej ufała...Nathan podszedł do niej, usmiechnął się łobuzersko i soczyście ją pocałował.
- Jeśli o mnie chodzi, to możesz nawet krzyczeć przez sen - spojrzał jej w oczy i pogładził jej policzek. Char lekko się uśmiechnęła - I tak będziesz najcudowniejsza w calym królestwie. Co ja mówię! Na całym świecie!! - Char cmoknęła go w usta.
- Kochany jesteś. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty.
- Przestań gadać bzdury. Zmieńmy temat. Coś przyniosłem, ale nie wiem czy będziesz zainteresowana - Lott zarzuciła mu ręce na szyję.
- Oczywiście że będę... Co to? - uśmiechnęła się, choć w sercu czuła cierń.
- Zaraz zobaczysz...- oderwał jej dłonie i pocałował jedną z nich - Zaraz wrócę - zaczął się oddalać w kierunku swojego konia. Lott patrzyła na niego i nawet nie wiedziała, że się uśmiecha. Z jednej strony ciekawe uczucie... Kochać kogoś ponad siebie, a jednocześnie tak go ranić...
_______________________________________
Przepraszam, że wyszlo krótsze niż chciałam, ale ostatnio borykałam się z paroma problemami... I nie miałam wiele czasu na pisanie...
Liczę na wybaczenie :)
Rozdział dedykuję Anku ;D:***
Kochanie dzięki, że jesteś :**** <3
Nawet nie wiesz jak mi pomagasz, swoją obecnością :* :)
Mam nadzieję, że jeszcze ze mną zostaniesz :)
Kocham Ciebie i wszystkich którzy czytają moje wypociny :**********
Dzięki, że jesteście :*<3
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Rozdział 21
Lott obudziła się wtulona w Nathana. Czuła się tak niesamowicie, jak nigdy dotąd. To, co przeżyła z Nathanem, w żaden sposób nie przypominało tego, co czuła będąc z Dick'iem. Chciała zatrzymać tę chwilę. Spojrzała na ukochanego. Jeszcze spał. Oddychał miarowo i spokojnie. Wyglądał na takiego bezbronnego! Jak uśpione dziecko. A przecież to dziecko kiedyś będzie królem. I na pewno dokona wielkich czynów...
Charlotta próbowała przypomnieć sobie, co wie na temat króla Williama Nathana I. Ku własnemu zdziwieniu nie potrafiła sobie nic przypomnieć. Tak, jakby on wcale nie istniał... Może nie potrafiła podać dat najważniejszych bitew które stoczył, ale potrafiła z zadziwiającą dokładnością opisać jego twarz. Znała na pamięć sposób w jaki przeczesywał swoje włosy. Odtwarzała w pamięci każde słowo, jakie padło z jego ust. Może Nathan nie był częścią ważnej historii światowej, ale był częścią jej historii. I choćby nie wiem co się stało, na zawsze pozostanie. Char spojrzała w okno. Dopiero świtało. I choć dziewczyna chciała pozostać w ramionach Natha, zdawała sobie sprawę z tego, co się stanie, kiedy rano przyjaciólki nie zastaną jej w łóżku. Wiedziała, że na razie nie powinna im mówić nic, o tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Kiedyś im powie. Bo wtedy pozostaną jej już tylko wspomnienia...
Charlotta niechętnie wyswobodziła się z ramion księcia. Pocałowała go też delikatnie w policzek, ale tak, żeby go nie obudzić. Szybko założyła na siebie suknię i wyszła z komnaty. Choć szła tędy tylko raz, doskonale wiedziała, w którą stronę ma się udać, aby opuścić pałac. Będąc jeszcze w sali balowej zauważyła, ostatnie tańczące pary. Nie było pośród nich ani Kayli, ani Sophie. W związku z tym, Lott czym prędzej udała się do ich mieszkania w wiosce. Dotarła tam niebawem. Koguty już piały, oznajmiając poczatek nowego dnia. Char szybko wślizgnęła się do domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Weszła do sypialni i zauwazyła przyjaciólki, które spały wtulone w swoje poduszki. Na twarzy każdej z nich malowal się nieśmiały uśmiech. Charlotta już znacznie spokojniejsza, przebrała się w piżamę, schowała ryby, które przyniósł jej Dick ( na szczęście były wędzone, więc będzie je mozna dłużej przechowywać ) i polozyła się do łóżka. Zasnęła szybko i śniła o księciu - swoim najdzielniejszym rycerzu.
Coś nią szarpało. Trzymało ją za ramię. Chciała się wyrwać, ale nie potrafiła. Miotała się jak ryba w sieci. Była bez szans.
- Lottie! Lottie! Obudź się! - Kayla siedziała na prawym brzegu łóżka dziewczyny, a Sophie na lewym. Char podniosła się, jeszcze nie całkiem przytomna.
- No nareszcie! - zaśmiala się Soph - Już myslałam, że umarłaś czy coś...
- Jak widać jeszcze żyję - Lott opadła na poduszkę i już miala zamiar znowu zasnąć, kiedy Kayla zaczęła nią potrząsać.
- Wstawaj śpiochu! Już południe. Nie spałas calą noc czy jak? Wyglądasz jakbyś przebiegła calą kulę ziemską !
- Coś w tym rodzaju - Char uśmiechnęła się blado i przetarła twarz - A jak wy się bawiłyście?
- CUUUUUUUUUUDOWNIE - Kayla wyszczerzyła się w radosnym usmiechu.
- Serio? - Lott nie ukrywała zdziwienia.
- TAK!! - jej przyjaciółka wręcz tryskała radością.
- A co z Tom'em?
- Zakochała się w nim cholera! - Sophie popiła wody.
- A on kocha mnie! - Kayla usmiechnęła się do siebie. Lott rzuciła się na przyjaciółkę i mocno ją przytuliła.
- To świetnie! - Sophie do nich dołączyła. Leżały razem na łóżku jak dawniej, kiedy były jeszcze małe. Zawsze wtedy opowiadały sobie niestworzone historie o księżniczkach i ich dzielnych rycerzach. Mistrzynią w wymyślaniu takich 'bajeczek' była Soph. Podobno opowieści Lott, były trochę za bardzo realistyczne, a historie wymyslane przez Kay, zawsze kończyły się śmiercią kochanków. Teraz dziewczyny wspominały dawne czasu i co chwilę zanosiły się śmiechem.
- A pamiętacie, jak Charlotta zniszczyła mój zamek? - Soph złapała się za brzuch, nie mogąc opanować ataku śmiechu.
- "Bo był za bardzo bajeczny i ludzie średniowiecza na pewno by takiego nie zbudowali" - Kayla przedrzeźniała Lott.
- Lott byłaś niesamowicie śmieszna, nie ma co - Sophie przytuliła Char.
- A ty zawsze miałaś tendencję do wyolbrzymiania wszystkiego - Lott przybiła koleżance sójkę w bok.
- Co racja to racja - poparła ją Kay - Ale obawiam się, że jeszcze do dzisiaj jej to zostalo.
- Osz ty ! - Soph rzuciła w przyjaciółkę poduszką.
Itd, itd... Rozmawialy godzinami. Później zaczęly rozmawiać o przyszłości. Myślały o tym kim bedą, jak ułozy się ich życie.
- Nie chcę wracać - powiedziała Char - Choć bardzo tęsknię za babcią i za rodzicami... Jest mi tu dobrze.
- Ja też nie chcę wracać.
- Ani ja. Nie dam radu znowu stracić kogoś, kogo kocham... - Kay wciągnęła powietrze - Nie zostawię Tom'a.
"A ja nie zostawię Nathana" , myślała Lott. Tak bardzo chciała opowiedziec Soph i Kayli, o tym co się wczoraj wydarzyło, o tym, jak bardzo kocha Nathana. Walczyła z samą sobą. Wiedziała, ze przed nią trudny czas. Musi oszukiwać przyjaciółki i w dodatku powiedzieć Dick'owi prawdę. Musi mu powiedzieć, że go nie kocha. Dziewczyna spojrzała w niebo. Przypomniały jej się słowa piosenki, której tak często słuchała jej mama. Podobno ta piosenka przypominała jej młodość. Lott zanuciła ją w myślach. "I’ll be your strength. I’ll be strong for you. I’ll be your strength. And I’ll keep strong for you" ...
_______________________________
Cosik tam napisałam, ale nie jest to zbytnio udane. Chyba już wyszłam z wprawy jeśli chodzi o to opowiadanie.
Charlotta próbowała przypomnieć sobie, co wie na temat króla Williama Nathana I. Ku własnemu zdziwieniu nie potrafiła sobie nic przypomnieć. Tak, jakby on wcale nie istniał... Może nie potrafiła podać dat najważniejszych bitew które stoczył, ale potrafiła z zadziwiającą dokładnością opisać jego twarz. Znała na pamięć sposób w jaki przeczesywał swoje włosy. Odtwarzała w pamięci każde słowo, jakie padło z jego ust. Może Nathan nie był częścią ważnej historii światowej, ale był częścią jej historii. I choćby nie wiem co się stało, na zawsze pozostanie. Char spojrzała w okno. Dopiero świtało. I choć dziewczyna chciała pozostać w ramionach Natha, zdawała sobie sprawę z tego, co się stanie, kiedy rano przyjaciólki nie zastaną jej w łóżku. Wiedziała, że na razie nie powinna im mówić nic, o tym, co wydarzyło się zeszłej nocy. Kiedyś im powie. Bo wtedy pozostaną jej już tylko wspomnienia...
Charlotta niechętnie wyswobodziła się z ramion księcia. Pocałowała go też delikatnie w policzek, ale tak, żeby go nie obudzić. Szybko założyła na siebie suknię i wyszła z komnaty. Choć szła tędy tylko raz, doskonale wiedziała, w którą stronę ma się udać, aby opuścić pałac. Będąc jeszcze w sali balowej zauważyła, ostatnie tańczące pary. Nie było pośród nich ani Kayli, ani Sophie. W związku z tym, Lott czym prędzej udała się do ich mieszkania w wiosce. Dotarła tam niebawem. Koguty już piały, oznajmiając poczatek nowego dnia. Char szybko wślizgnęła się do domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Weszła do sypialni i zauwazyła przyjaciólki, które spały wtulone w swoje poduszki. Na twarzy każdej z nich malowal się nieśmiały uśmiech. Charlotta już znacznie spokojniejsza, przebrała się w piżamę, schowała ryby, które przyniósł jej Dick ( na szczęście były wędzone, więc będzie je mozna dłużej przechowywać ) i polozyła się do łóżka. Zasnęła szybko i śniła o księciu - swoim najdzielniejszym rycerzu.
Coś nią szarpało. Trzymało ją za ramię. Chciała się wyrwać, ale nie potrafiła. Miotała się jak ryba w sieci. Była bez szans.
- Lottie! Lottie! Obudź się! - Kayla siedziała na prawym brzegu łóżka dziewczyny, a Sophie na lewym. Char podniosła się, jeszcze nie całkiem przytomna.
- No nareszcie! - zaśmiala się Soph - Już myslałam, że umarłaś czy coś...
- Jak widać jeszcze żyję - Lott opadła na poduszkę i już miala zamiar znowu zasnąć, kiedy Kayla zaczęła nią potrząsać.
- Wstawaj śpiochu! Już południe. Nie spałas calą noc czy jak? Wyglądasz jakbyś przebiegła calą kulę ziemską !
- Coś w tym rodzaju - Char uśmiechnęła się blado i przetarła twarz - A jak wy się bawiłyście?
- CUUUUUUUUUUDOWNIE - Kayla wyszczerzyła się w radosnym usmiechu.
- Serio? - Lott nie ukrywała zdziwienia.
- TAK!! - jej przyjaciółka wręcz tryskała radością.
- A co z Tom'em?
- Zakochała się w nim cholera! - Sophie popiła wody.
- A on kocha mnie! - Kayla usmiechnęła się do siebie. Lott rzuciła się na przyjaciółkę i mocno ją przytuliła.
- To świetnie! - Sophie do nich dołączyła. Leżały razem na łóżku jak dawniej, kiedy były jeszcze małe. Zawsze wtedy opowiadały sobie niestworzone historie o księżniczkach i ich dzielnych rycerzach. Mistrzynią w wymyślaniu takich 'bajeczek' była Soph. Podobno opowieści Lott, były trochę za bardzo realistyczne, a historie wymyslane przez Kay, zawsze kończyły się śmiercią kochanków. Teraz dziewczyny wspominały dawne czasu i co chwilę zanosiły się śmiechem.
- A pamiętacie, jak Charlotta zniszczyła mój zamek? - Soph złapała się za brzuch, nie mogąc opanować ataku śmiechu.
- "Bo był za bardzo bajeczny i ludzie średniowiecza na pewno by takiego nie zbudowali" - Kayla przedrzeźniała Lott.
- Lott byłaś niesamowicie śmieszna, nie ma co - Sophie przytuliła Char.
- A ty zawsze miałaś tendencję do wyolbrzymiania wszystkiego - Lott przybiła koleżance sójkę w bok.
- Co racja to racja - poparła ją Kay - Ale obawiam się, że jeszcze do dzisiaj jej to zostalo.
- Osz ty ! - Soph rzuciła w przyjaciółkę poduszką.
Itd, itd... Rozmawialy godzinami. Później zaczęly rozmawiać o przyszłości. Myślały o tym kim bedą, jak ułozy się ich życie.
- Nie chcę wracać - powiedziała Char - Choć bardzo tęsknię za babcią i za rodzicami... Jest mi tu dobrze.
- Ja też nie chcę wracać.
- Ani ja. Nie dam radu znowu stracić kogoś, kogo kocham... - Kay wciągnęła powietrze - Nie zostawię Tom'a.
"A ja nie zostawię Nathana" , myślała Lott. Tak bardzo chciała opowiedziec Soph i Kayli, o tym co się wczoraj wydarzyło, o tym, jak bardzo kocha Nathana. Walczyła z samą sobą. Wiedziała, ze przed nią trudny czas. Musi oszukiwać przyjaciółki i w dodatku powiedzieć Dick'owi prawdę. Musi mu powiedzieć, że go nie kocha. Dziewczyna spojrzała w niebo. Przypomniały jej się słowa piosenki, której tak często słuchała jej mama. Podobno ta piosenka przypominała jej młodość. Lott zanuciła ją w myślach. "I’ll be your strength. I’ll be strong for you. I’ll be your strength. And I’ll keep strong for you" ...
_______________________________
Cosik tam napisałam, ale nie jest to zbytnio udane. Chyba już wyszłam z wprawy jeśli chodzi o to opowiadanie.
niedziela, 22 lipca 2012
Rozdział 20
Jesli Tom myślał, że Kayla się zmieniła to się grubo mylił. Kiedy tylko wyszli na parkiet i zaczęli tańczyć, spytała go:
- O co ci chodzi? - spojrzał na nią ze zdziwieniem. No tak. Przecież to Kayla.
- Raczej o co tobie chodzi?
- Słucham? To ty przychodzisz do mnie, a potem udajesz, że coś ci obiecałam - popatrzyła na niego czekając na odpowiedź.
- Przyszedłem, bo nie mogłem patrzeć, jak oszukujesz biednego Alstaira.
- Oszukuję?! Niby w jaki sposób? - była wściekła.
- Udajesz kogoś, kim nie jesteś - powiedział twardo i spojrzał na nią z góry. Kayla przez chwilę 'trawiła' jego słowa. Wreszcie wyksztusiła:
- Być może nikogo nie udaję. Może to ty mnie nie znasz - podniosla głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nie mogł się powstrzymać i złapał jej twarz w dłonie.
- Dobrze wiesz, że znam cię jak nikt inny - patrzeli sobie w oczy. Przestali już nawet tańczyć. Stali na środku parkietu i się nie ruszali. Łączyła ich niewidzialna pętla. Coś się w nich zmieniało. Coś zaczynało nieuchronnie ich łączyć. Tom wiedział, że nie wytrzyma dłużej. Szybko zbliżył swoją twarz do twarzy Kayli i nie zważając na konsekwencje, namiętnie ją pocałował. Co dziwne , nie protestowała. Wiedziała, że nie należy się dlużej chronić, przed uczuciem, ktore żywiła do Thomasa. Poddała się więc jego pocałunkowi, a Alstair, który obserwował tą scenę z bezpiecznej odleglości, omal nie doznał szoku.
Tymczasem Charlotta w dalszym ciągu znajdowala się w ramionach Nathana. Tańcząc rozmawiali o przyszlości. Lott czuła się tak dobrze w jego ramionach, że nie miała zamiaru tanczyć z nikim innym.
- A jak już zostanę królem, to każę zbudować tobie najpiękniejszą komnatę na świecie - mówił do niej uśmiechając się czule. Char myślała, że już dłużej nie wytrzyma. Nathan powinien znac prawdę.
- Nathanie... - zaczęła.
- Tak?
- Nie mieszaj mnie w twoją przyszlość, dobrze?
- Dlaczego? Nie rozumiem...
- Bo... Twoja przyszłość i moja przyszłość są calkiem inne. Nie łaczą się. Rozumiesz? Nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie spotykają się w żadnym punkcie.
- Mówisz tak, jakbyś już wiedziała co nas czeka. A tymczasem przyszlość jest nieodgadniona - Jak mam mu to powiedzieć?, myslała Lott.
- W pewnym sensie wiem coś o przyszłości, ale proszę nie pytaj mnie skąd. Kiedyś ci to wytłumaczę - spojrzala na niego, oczekując jakiegoś wsparcia. Ale Nathan odwrocił głowę w innym kierunku.
- Wiedziałem, że nie mówisz mi wszystkiego. Może to nawet lepiej, że jak twierdzisz nasze przyszłości są inne. Skoro mi nie ufasz, to tak będzie lepiej.
- Nie mow tak - przytuliła się do niego. Czuła się jak Antygona. Była między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie chce złamać zakazu dotyczącego informowania o swoim pochodzeniu, a jednocześnie nie chce oszukiwać tego, którego kocha. Spojrzała na niego - Ufam ci i cię kocham. Ale najprawdopodobniej ty nie odwzajemniasz mojego uczucia, skoro mówisz mi takie rzeczy - spuściła głowę.
- Kocham cię Charlotto, a jesli mi nie wierzysz, to mogę ci to udowodnić - pociągnął ją w stronę jakiś nieznanych drzwi. Lott podążała za nim. Chyba to wejście prowadziło do komnat królewskich, bo już po chwili znaleźli się w sypialni Nathana. Była naprawdę duża. Kominek mieścił się na przeciwko dużego, małzeńskiego łoża z baldachimem. Charlotta zauważyła też przepiękny balkon na którym rosło pełno kolorowych kwiatów. Nathan stanął za jej plecami i zaczął całować jej szyję. Lott obróciła się ku niemu. Zaczęli się całować. Najpierw delikatnie, a potem bardziej gwałtownie, namiętnie. W między czasie Nathan zaczął rozwiązywać sznurki sukni Char. Ona nie pozostawała mu dłużna i zaczęła odpinać guziki jego koszuli. Rzucili się na łóżko. W szybkim tempie pozbyli się z siebie wszystkich ubrań. Leżeli nadzy na miękkiej pościeli. Nathan całował cialo Lott. Delikatnie muskał jej brzuch, potem szyję i wreszcie twarz. Charlotta natomiast swoimi delikatnymi dłońmi, gładziła jego tors. Było im razem dobrze. Potem książę jednym stanowczym ruchem wszedł w dziewczynę. Char objeła go ciaśniej. Zatapiała się w falach rozkoszy. Obydwoje chcieli zatrzymać tę chwilę na zawsze. Ciągle było im mało. Kochali się więc ciągle od nowa, nie odmawiając sobie też krótkiej, ale jakże namiętnej gry wstępnej.
Tymczasem zdenerwowany Alstair podbiegł do całujących się Kayli i Toma.
- Ależ... Thomasie! - probował przerwać romantyczną chwilę pary.
- Cicho! - Tom machnął na niego ręką i powrócił do całowania Kayli.
- Sam mowiłeś, że to nie jest dziewczyna dla mnie! I że mam ją sobie odpuścić! - nie ustępował Alstair. Tom przewrócił oczami ze złości, delikatnie odsunał od siebie chichoczącą Kaylę, ale tak żeby mu czasem nie nawiała i złowrogo spojrzał na wystraszonego Alstaira.
- Ciągle trzymam się tej teorii Alstairze. To nie jest dziewczyna dla ciebie - spojrzał na twarz Kayli - To jest dziewczyna dla mnie - znowu zaczęli się calować. Wściekły Alstair odszedł od nich. Wiedział, że przegrał. Ale trudno było wygrać z kimś takim jak Thomas McClarky. Z ciężkim sercem postanowił więc odpuścić.
-Znowu wygrałem - szepnąl Tom Kayli do ucha. Ona na te slowa przestała go całować.
- Mylisz się - zrobiła minę niewiniątka - To ja wygrałam! - Tom się usmiechnał i powrócił do całowania dziewczyny. Trafił na równego sobie przeciwnika! I co dziwne - wcale nie chciał z nim wygrać!
Sophie wciąż siedziała na schodach. Zdecydowala, że wróci do domu. Może tam uda jej się trochę ogarnąć. Otarła łzy. Trochę kręcilo jej się w głowie. Mimo to wstała. Zaczęła schodzić po schodach i niespodziewanie dla niej - potknęła się. Upadek z pewnością byłby bolesny, gdyby Siva nie zlapał dziewczyny. Soph zszokowana stała w jego ramionach. Sytuacja potoczyła się w naprawdę szybkim tempie i dziewczyna musiała sobie wszystko jakoś poukładać.
- Dziekuję - wyjęczała po chwili, próbując delikatnie wyswobodzić się z uścisku. Siva nie odpowiedział. No tak w końcu od się prawie nie odzywa powiedziała Sophie w duchu - A teraz przepraszam - wyswobodziła się na dobre - Ale muszę wracać do domu - ruszyła w stronę wioski.
- Czekaj! - krzyknał za nią Siva - Odprowadzę cię - Sophie nie odzywała się juz więcej i para spokojnie dotarła pod dom dziewczyny.
- To tutaj - wskazała Sophie - Dziękuję, że zechciał mnie pan odprowadzić - Siva skinął glową. Mógłby się zdobyć na ten gest i cos powiedzieć, myslała Soph przekraczając próg mieszkania.
- Zobaczymy się jeszcze ? - spytał niesmiało jej towarzysz. Soph usmiechneła się w ciemnościach.
- Z pewnością - powiedziała wesolo zamykając drzwi.
______________________________________________
Hahah xd Ten rozdział jest taki beznadziejny, że aż się poryczałam ;p Ale cóz poradzić, nie umiem opisywać fragmentów typu - 18 + xD Dopiero się uczę ;] Nawet nie wyobrażacie sobie jakie to jest trudne! ;d Nie wiem kiedy będzie nastepny, bo znów nie mam weny ;/ Postaram się jak najszybciej. Pozdrowienia dla Olivcii i Karolci <3 JULA
- O co ci chodzi? - spojrzał na nią ze zdziwieniem. No tak. Przecież to Kayla.
- Raczej o co tobie chodzi?
- Słucham? To ty przychodzisz do mnie, a potem udajesz, że coś ci obiecałam - popatrzyła na niego czekając na odpowiedź.
- Przyszedłem, bo nie mogłem patrzeć, jak oszukujesz biednego Alstaira.
- Oszukuję?! Niby w jaki sposób? - była wściekła.
- Udajesz kogoś, kim nie jesteś - powiedział twardo i spojrzał na nią z góry. Kayla przez chwilę 'trawiła' jego słowa. Wreszcie wyksztusiła:
- Być może nikogo nie udaję. Może to ty mnie nie znasz - podniosla głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Nie mogł się powstrzymać i złapał jej twarz w dłonie.
- Dobrze wiesz, że znam cię jak nikt inny - patrzeli sobie w oczy. Przestali już nawet tańczyć. Stali na środku parkietu i się nie ruszali. Łączyła ich niewidzialna pętla. Coś się w nich zmieniało. Coś zaczynało nieuchronnie ich łączyć. Tom wiedział, że nie wytrzyma dłużej. Szybko zbliżył swoją twarz do twarzy Kayli i nie zważając na konsekwencje, namiętnie ją pocałował. Co dziwne , nie protestowała. Wiedziała, że nie należy się dlużej chronić, przed uczuciem, ktore żywiła do Thomasa. Poddała się więc jego pocałunkowi, a Alstair, który obserwował tą scenę z bezpiecznej odleglości, omal nie doznał szoku.
Tymczasem Charlotta w dalszym ciągu znajdowala się w ramionach Nathana. Tańcząc rozmawiali o przyszlości. Lott czuła się tak dobrze w jego ramionach, że nie miała zamiaru tanczyć z nikim innym.
- A jak już zostanę królem, to każę zbudować tobie najpiękniejszą komnatę na świecie - mówił do niej uśmiechając się czule. Char myślała, że już dłużej nie wytrzyma. Nathan powinien znac prawdę.
- Nathanie... - zaczęła.
- Tak?
- Nie mieszaj mnie w twoją przyszlość, dobrze?
- Dlaczego? Nie rozumiem...
- Bo... Twoja przyszłość i moja przyszłość są calkiem inne. Nie łaczą się. Rozumiesz? Nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie spotykają się w żadnym punkcie.
- Mówisz tak, jakbyś już wiedziała co nas czeka. A tymczasem przyszlość jest nieodgadniona - Jak mam mu to powiedzieć?, myslała Lott.
- W pewnym sensie wiem coś o przyszłości, ale proszę nie pytaj mnie skąd. Kiedyś ci to wytłumaczę - spojrzala na niego, oczekując jakiegoś wsparcia. Ale Nathan odwrocił głowę w innym kierunku.
- Wiedziałem, że nie mówisz mi wszystkiego. Może to nawet lepiej, że jak twierdzisz nasze przyszłości są inne. Skoro mi nie ufasz, to tak będzie lepiej.
- Nie mow tak - przytuliła się do niego. Czuła się jak Antygona. Była między młotem a kowadłem. Z jednej strony nie chce złamać zakazu dotyczącego informowania o swoim pochodzeniu, a jednocześnie nie chce oszukiwać tego, którego kocha. Spojrzała na niego - Ufam ci i cię kocham. Ale najprawdopodobniej ty nie odwzajemniasz mojego uczucia, skoro mówisz mi takie rzeczy - spuściła głowę.
- Kocham cię Charlotto, a jesli mi nie wierzysz, to mogę ci to udowodnić - pociągnął ją w stronę jakiś nieznanych drzwi. Lott podążała za nim. Chyba to wejście prowadziło do komnat królewskich, bo już po chwili znaleźli się w sypialni Nathana. Była naprawdę duża. Kominek mieścił się na przeciwko dużego, małzeńskiego łoża z baldachimem. Charlotta zauważyła też przepiękny balkon na którym rosło pełno kolorowych kwiatów. Nathan stanął za jej plecami i zaczął całować jej szyję. Lott obróciła się ku niemu. Zaczęli się całować. Najpierw delikatnie, a potem bardziej gwałtownie, namiętnie. W między czasie Nathan zaczął rozwiązywać sznurki sukni Char. Ona nie pozostawała mu dłużna i zaczęła odpinać guziki jego koszuli. Rzucili się na łóżko. W szybkim tempie pozbyli się z siebie wszystkich ubrań. Leżeli nadzy na miękkiej pościeli. Nathan całował cialo Lott. Delikatnie muskał jej brzuch, potem szyję i wreszcie twarz. Charlotta natomiast swoimi delikatnymi dłońmi, gładziła jego tors. Było im razem dobrze. Potem książę jednym stanowczym ruchem wszedł w dziewczynę. Char objeła go ciaśniej. Zatapiała się w falach rozkoszy. Obydwoje chcieli zatrzymać tę chwilę na zawsze. Ciągle było im mało. Kochali się więc ciągle od nowa, nie odmawiając sobie też krótkiej, ale jakże namiętnej gry wstępnej.
Tymczasem zdenerwowany Alstair podbiegł do całujących się Kayli i Toma.
- Ależ... Thomasie! - probował przerwać romantyczną chwilę pary.
- Cicho! - Tom machnął na niego ręką i powrócił do całowania Kayli.
- Sam mowiłeś, że to nie jest dziewczyna dla mnie! I że mam ją sobie odpuścić! - nie ustępował Alstair. Tom przewrócił oczami ze złości, delikatnie odsunał od siebie chichoczącą Kaylę, ale tak żeby mu czasem nie nawiała i złowrogo spojrzał na wystraszonego Alstaira.
- Ciągle trzymam się tej teorii Alstairze. To nie jest dziewczyna dla ciebie - spojrzał na twarz Kayli - To jest dziewczyna dla mnie - znowu zaczęli się calować. Wściekły Alstair odszedł od nich. Wiedział, że przegrał. Ale trudno było wygrać z kimś takim jak Thomas McClarky. Z ciężkim sercem postanowił więc odpuścić.
-Znowu wygrałem - szepnąl Tom Kayli do ucha. Ona na te slowa przestała go całować.
- Mylisz się - zrobiła minę niewiniątka - To ja wygrałam! - Tom się usmiechnał i powrócił do całowania dziewczyny. Trafił na równego sobie przeciwnika! I co dziwne - wcale nie chciał z nim wygrać!
Sophie wciąż siedziała na schodach. Zdecydowala, że wróci do domu. Może tam uda jej się trochę ogarnąć. Otarła łzy. Trochę kręcilo jej się w głowie. Mimo to wstała. Zaczęła schodzić po schodach i niespodziewanie dla niej - potknęła się. Upadek z pewnością byłby bolesny, gdyby Siva nie zlapał dziewczyny. Soph zszokowana stała w jego ramionach. Sytuacja potoczyła się w naprawdę szybkim tempie i dziewczyna musiała sobie wszystko jakoś poukładać.
- Dziekuję - wyjęczała po chwili, próbując delikatnie wyswobodzić się z uścisku. Siva nie odpowiedział. No tak w końcu od się prawie nie odzywa powiedziała Sophie w duchu - A teraz przepraszam - wyswobodziła się na dobre - Ale muszę wracać do domu - ruszyła w stronę wioski.
- Czekaj! - krzyknał za nią Siva - Odprowadzę cię - Sophie nie odzywała się juz więcej i para spokojnie dotarła pod dom dziewczyny.
- To tutaj - wskazała Sophie - Dziękuję, że zechciał mnie pan odprowadzić - Siva skinął glową. Mógłby się zdobyć na ten gest i cos powiedzieć, myslała Soph przekraczając próg mieszkania.
- Zobaczymy się jeszcze ? - spytał niesmiało jej towarzysz. Soph usmiechneła się w ciemnościach.
- Z pewnością - powiedziała wesolo zamykając drzwi.
______________________________________________
Hahah xd Ten rozdział jest taki beznadziejny, że aż się poryczałam ;p Ale cóz poradzić, nie umiem opisywać fragmentów typu - 18 + xD Dopiero się uczę ;] Nawet nie wyobrażacie sobie jakie to jest trudne! ;d Nie wiem kiedy będzie nastepny, bo znów nie mam weny ;/ Postaram się jak najszybciej. Pozdrowienia dla Olivcii i Karolci <3 JULA
wtorek, 17 lipca 2012
Rozdział 19
Sophie była niesamowicie znudzona. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Lott tańczyła z księciem Nathanem, a Kay była zajęta rozmową z Tomem i Alstairem. Ta to ma dobrze, myślała Soph. Obydwie są szczęściarami - Nathan kocha Lott i wyraźnie to widać, a Kay musi się wręcz opędzać od facetów. Wydawało jej się, że szczęście ją opuściło. Przed wyjazdem - w XXI wieku, sytuacja miała się zupełnie inaczej. Charlotta miała Dick'a i nikt inny się dla niej nie liczył, Kay zakochana była po uszy w Harrym - klasowym gwiazdorze, ale on nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Potem, kiedy Kay zaczęła się robić bardziej popularna w szkole, wreszcie się nią zainteresował - żeby po 2 miesiącach rzucić ją dla wysokiej i chudej jak patyk Ashley. Co do Sophie - to ona zawsze "dowodziła". Była smiała i szalona - szkolna piękność. Uwodziła i rzucała, miała wielu wrogów. Tylko Kayla i Charlotta naprawdę ją lubiły. Soph nie przeszkadzało to, że była mniej lubiana niż Char - ulubienica nauczycieli i uczniów, czy Kayla - pupilka pana od wf'u i wszystkich szkolnych sportowców. W żaden sposób też im nie zazdrościła - aż do teraz. Podobało jej się ranienie tych wszystkich, po uszy zakochanych w niej głupków, albo odbijanie znienawidzonym koleżankom ich chłopaków. Wtedy to wydawało się zabawne. Teraz, Soph uświadomiła sobie, że to było dziecinnie głupie z jej strony. Te wszystkie nieczyste zagrania, sztuczki, które znała na pamięć, odbijały się w jej sumieniu jak echo. Chciała cofnąć czas. W przeciwieństwie do przyjaciółek nigdy nie była zakochana. Może dlatego, że bała się odrzucenia, ran. Raz już cierpiała - kiedy zmarli jej rodzice - i nie chciała tego powtarzać. W jej domu zawsze brakowało tego rodzinnego ciepła, które panowało u Kayli i Lott. Ciotka, która ją wychowywała, siostra jej mamy, nie poświęcała jej wiele uwagi, zajęta pracą. Do 10 roku życia Soph miala chyba z 7 nianiek. Zazdrościła Kayli u której w domu panował zawsze mily chaos. Rodzice Lott, też dużo pracowali, ale ona miala babcię, która poswięcała wnuczce cały wolny czas. Soph oprócz cioci nie miała nikogo. Teraz własnie dotkliwie odczuła tę pustkę. Poczuła, że płacze. Otarła zły dłonią i upewniła się, że nikt nie widział jej łez. Oczywiście, że nie- wszyscy, których potrzebowała, byli teraz zajęci swoimi sprawami. To nie ma sensu. Wychodzę. Wstała i udała się w stronę wyjścia. Spojrzała jeszcze na Sivę. Wtedy już nie panowała nad łzami, więc wybiegła z palacu i usiadła na schodach prowadzących do niego. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać jeszcze intensywniej. Zdawałoby się, że wypłakuje cały żal, całe swoje życie. Przypomniały jej się słowa cioci, kiedy rodzice umarli. Mówiła to do którejś z wynajętych opiekunek. " Sophie to dziecko nieczułe, bez serca. Nie rozpaczała nawet po śmierci rodziców ". Było to nieprawdą, ale ciotka nie mogła o tym wiedzieć, bo Soph płakała w ukryciu - wstydziła się łez. Były słabością, na którą nie mogła sobie pozwolić. Dopiero to miejsce, ten zacofany świat, coś w niej zmienił. Tu nie było już tak łatwo. No i jeszcze ten chlodny Siva - calkowicie na nią odpory. Nie mogła się pogodzić z tym, że był obojętny. I to właśnie wtedy, kiedy ona przestała być obojętna.
Tymczasem Kayla była zajęta denerwowaniem Thomasa. Ale nie miała pojęcia, jak bardzo potrafi być zdeterminowany.
- Wiesz, że to nie świece powodują, że to miejsce wygląda na zaczarowane - tylko ty Kaylo - Alstair przystępował do ataku. Tom prychnął szyderczo. Kayla uśmiechnęła się do Alstaira uwodzicielsko i odparła lekko:
- Czuję się zaszczycona pana slowami - zatrzepotała długimi rzęsami i spojrzała na Tom'a.
- Ale to prawda! Nie śmiałbym kłamać! Tom może potwierdzić moje słowa. Prawda Thomasie? - Tom usmiechnął się czarująco.
- Niestety nie - Kayla mogła się tego po nim spodziewać. Uwielbiał robić ludziom na złość. Alstair się zmieszał. Kayla chciała go jakoś uratować z tej dziwnej sytuacji.
- Prawie wszyscy tańczą - zauważyła.
- Genialnie! - zachwycił się Alstair - Zatańczymy?
- Wybacz Alstairze - zaczął Tom - Ale panna Kayla zatańczy ze mną. Obiecała mi swój pierwszy taniec - skłamał oczywiście.
- To prawda? - spytał Kaylę Alstair. Tom parzył na nią tak jak zwykle - lekko kpiąco. Ale ona dostrzegła w jego oczach coś więcej, coś czego nie potrafiła wyjaśnić, ale bylo to coś cudownego.
- Tak to prawda - Tom się zdumiał jej slowami. Był pewien, że będzie chciala mu dokuczyć. Podała mu rękę i wyszli na parkiet.
__________________________________________________
Dzisiaj krótkie , bo nie chcialo mi się pisać :) Przepraszam cię karoluś, że nie ma nic o Char, ale obiecuję, że z 20 rozdziale będzie o niej barrdzo dużo i to barrdzo ciekawych wydarzeń.... A do Oliwi mam pewne przesłanko: " Mysli Thomasowe, pszczółko Thomasowa, są wysokiej jakości" ;p Nastepny rozdział ? Hymm... Może dopiero w poniedziałek . Należą mi się chyba małe wakacje? ;d i jeszcze chciałam BARDZO PODZIEKOWAĆ wam za to, że to czytacie, bo mam już ponad 1000 wyświetleń !! ;] pozdrawiam - JULA (:
Tymczasem Kayla była zajęta denerwowaniem Thomasa. Ale nie miała pojęcia, jak bardzo potrafi być zdeterminowany.
- Wiesz, że to nie świece powodują, że to miejsce wygląda na zaczarowane - tylko ty Kaylo - Alstair przystępował do ataku. Tom prychnął szyderczo. Kayla uśmiechnęła się do Alstaira uwodzicielsko i odparła lekko:
- Czuję się zaszczycona pana slowami - zatrzepotała długimi rzęsami i spojrzała na Tom'a.
- Ale to prawda! Nie śmiałbym kłamać! Tom może potwierdzić moje słowa. Prawda Thomasie? - Tom usmiechnął się czarująco.
- Niestety nie - Kayla mogła się tego po nim spodziewać. Uwielbiał robić ludziom na złość. Alstair się zmieszał. Kayla chciała go jakoś uratować z tej dziwnej sytuacji.
- Prawie wszyscy tańczą - zauważyła.
- Genialnie! - zachwycił się Alstair - Zatańczymy?
- Wybacz Alstairze - zaczął Tom - Ale panna Kayla zatańczy ze mną. Obiecała mi swój pierwszy taniec - skłamał oczywiście.
- To prawda? - spytał Kaylę Alstair. Tom parzył na nią tak jak zwykle - lekko kpiąco. Ale ona dostrzegła w jego oczach coś więcej, coś czego nie potrafiła wyjaśnić, ale bylo to coś cudownego.
- Tak to prawda - Tom się zdumiał jej slowami. Był pewien, że będzie chciala mu dokuczyć. Podała mu rękę i wyszli na parkiet.
__________________________________________________
Dzisiaj krótkie , bo nie chcialo mi się pisać :) Przepraszam cię karoluś, że nie ma nic o Char, ale obiecuję, że z 20 rozdziale będzie o niej barrdzo dużo i to barrdzo ciekawych wydarzeń.... A do Oliwi mam pewne przesłanko: " Mysli Thomasowe, pszczółko Thomasowa, są wysokiej jakości" ;p Nastepny rozdział ? Hymm... Może dopiero w poniedziałek . Należą mi się chyba małe wakacje? ;d i jeszcze chciałam BARDZO PODZIEKOWAĆ wam za to, że to czytacie, bo mam już ponad 1000 wyświetleń !! ;] pozdrawiam - JULA (:
piątek, 13 lipca 2012
Rozdział 18
- Jest tutaj ktoś... Kogo się wcale nie spodziewałem... - odpowiedział Siva. Tom pokręcił się trochę na siedzeniu i dyskretnie wypytał o więcej informacji. Wiedział, że Siva nie lubi byc do niczego przymuszany, a już zwłaszcza do zwierzeń. Dowiedział się, że to kobieta.
- Ta w czerwonej sukni - wskazał Siva Thomasowi.
- Ta czerwona siedzi obok tej dziewczyny w ciemnozielonej sukni? - spytał go przyjaciel. Siva prawie niezauważalnie kiwnął glową w odpowiedzi.
- Przecież to Sophie, przyjaciółka Kayli! - odgadł Tom.
- Jakiej Kayli?
- Tej która mnie bardzo denerwuje.
- O! Mowisz o tej stajennej?
- Właśnie.
- Z drugiej strony ciekawe co one tu robią. Ani Kayla ani Sophie nie są jakoś specjalnie znane. Musiały przyjść z kimś, bo na pewno nie dostały osobistego zaproszenia - stwierdził Siva, popijając wino z kielicha. Tom tylko przytaknął. Zerkal w stronę Kayli. Czekał na jakiś wybuch z jej strony. Nic takiego się nie stało. Co gorsza - uśmiechala się do niego! Była miła! Thomas czuł się tak, jakby ktoś go własnie rzucił kamieniem. Co ona wyprawia, do licha? Po co to robi?! Czuł, że kłębi się w nim wscieklość. Taka, jaka jeszcze nigdy nie miała miejsca. Cóż, w koncu nigdy nie był w podobnej sytuacji. Zawsze musiał się obganiać od kobiet, które go po prostu uwielbiały. Jako przyjaciel księcia - młody i przystojny, cieszył się ogromnym powodzeniem. Bardzo mu się to podobało. Wszystko zmienilo się, od kiedy pojawiła się Kayla. Jako jedyna wydawała się być odporna na jego uroki. Może własnie to sprawilo, że nie potrafił o niej zapomnieć. A teraz kiedy pogodzil się z jej wybuchowym charakterem i chciał, żeby go w pełni użyła, ona nagle staje się inna - jest taka, jaka miala być według niego na poczatku, kiedy właśnie się poznali. O nie! On jest Thomas McClarky! Nie pozwoli jej na takie zachowanie! Musi od niej odpędzić tego przeklętego Alstaira. Jeszcze zechce ją za zonę i co?! No właśnie co? Po co ja to wszystko robie? chodziło po głowie mężczyzny. Zachowuję się jak opętany! Wcale jej nie kocham. Po prostu póki nie sprawię, że będzie mnie pragnęła, nikt inny nie bedzie mógl jej dotknąć! Thomas byl uparty. Zawsze twardo trzymal się wyznaczonych przez siebie zasad. Teraz też nie zamierzał odpuścić. Wstał i udal się w stronę Kayli i Alstaira. Byli pogrążeni w zywej rozmowie. Miał ochotę uderzyć Alstaira w szczękę.
- Od dawna mieszkasz niedaleko? - spytał Kaylę Alstair. Słodko zachichotała.
- Nie. Od calkiem niedawna...
- To dobrze - Kay spuściła oczy i zaczęła się czerwienić. Nie dlatego, że to co powiedział Alstair było miłe. Dlatego, że zobaczyła zbliżającego się Toma. W tym samym czasie Charlotta rozmawiała z którąś z bogatych szlachcianek. Była to kobieta już w podeszlym wieku, ale mimo to Lott świetnie się z nią dogadywała. Rozmawialyby tak godzinami, gdyby nie to, że własnie miały się zacząć tance. Lott zauważyła Nathana. Prowadził na środek sali jakąś dziewczynę. Mieli razem tanczyć. Na szczęście nie byli jedyną parą, więc Char mogła się im przygladać bez końca. Ta dziewczyna była niezwykle piękna. Zapewne pochodziła też z bogatej rodziny z wyższych sfer. Może to własnie ona zostanie jego zoną. Charlottcie zrobiło się slabo i zachciało jej się płakać. Starała się nie rozpłakać, gdy usłyszała za sobą głosne chrząknięcie. Odwrociła się. Nie znała tego mężczyzny, ale wydawał sie jej dziwnie znajomy.
- Mogę prosić panią do tańca? - ukłonił się przed nią. Bez słowa podała mu swoją dłoń. Przeszli na środek sali. Zaczęli tanczyć. Charlotta starała się go rozpoznać. Po jakiejś chwili odezwał się do niej.
- Poznajesz mnie panno Charlotto?
- Nie - wpatrywała się w jego hipnotyzujące oczy. Były jej znajome.
- Dick! - rzuciła mu się na szyję - To naprawdę ty!
- Cicho gluptasie - zaśmiał się, oderwał jej ręce od swojej szyi i znowu zaczął z nią tańczyć - Wpadłem tylko na chwilę. Nie powinno mnie tu być. Zaraz muszę lecieć. Chcialem ci tylko powiedzieć, że zostawiłem ci trochę ryb w domu.
- Dlaczego musisz jechać? - spytała go tonem błagalnym. Nie odpowiedział. Ktos do nich podszedł i spytał czy Lott może teraz zatanczyć z nim. Dick bez słowa oddał Charlottę w jego ramiona i zaczał się oddalać. Lott ścisnęło w gardle. Odszedł. Spędziła z nim marne 3 minuty. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo za nim tęskniła. I tęskni. Tańczyła z tym męzczyzną i tańczyła. Czas mijal nieublagalnie. Potem tańczyła z kimś i jeszcze z kims, a potem jeszcze z jakimś innym męzczyzną. Mimo wszystko czuła się samotna. Znowu miała się z kimś zmienić. Nie spojrzala nawet na jego twarz, tylko płynnie przeszła w jego ramiona. Później dopiero zorientowała się, że tańczy z Nathanem.
- Wyglądasz ślicznie - szepnął jej do ucha.
- Nie tak ślicznie jak twoja księżniczka - spojrzał na nią z niedowierzaniem. O czym ona gada?
- Nie rozumiem o co ci chodzi - powiedzial. Westchnęla cięzko.
- Nie powinniśmy się już spotykać - bał się, że kiedyś to od niej usłyszy.
- Nie mów tak - objał ją ciasniej. Lott zaczęła się denerwować.
- Przeciez ty niedługo będziesz mial żonę, a ja... już niedługo... wyjadę - dokonczyła.
- Nie pozwolę ci odejść - Dlaczego ten Nathan musi tak wszystko utrudniać? chodziło w głowie Lott.
- Pozwolisz. Musisz - mówila to całkiem poważnie. Nathan spojrzal na jej piekna twarz. Nigdy nie pozwoli jej odejśc. Był tego pewien, ale czuł, że Charlotta cos przed nim ukrywa. Zblizył ją do siebie. Miał nadzieję, że zrozumie jak bardzo jest dla niego ważna...
- Ta w czerwonej sukni - wskazał Siva Thomasowi.
- Ta czerwona siedzi obok tej dziewczyny w ciemnozielonej sukni? - spytał go przyjaciel. Siva prawie niezauważalnie kiwnął glową w odpowiedzi.
- Przecież to Sophie, przyjaciółka Kayli! - odgadł Tom.
- Jakiej Kayli?
- Tej która mnie bardzo denerwuje.
- O! Mowisz o tej stajennej?
- Właśnie.
- Z drugiej strony ciekawe co one tu robią. Ani Kayla ani Sophie nie są jakoś specjalnie znane. Musiały przyjść z kimś, bo na pewno nie dostały osobistego zaproszenia - stwierdził Siva, popijając wino z kielicha. Tom tylko przytaknął. Zerkal w stronę Kayli. Czekał na jakiś wybuch z jej strony. Nic takiego się nie stało. Co gorsza - uśmiechala się do niego! Była miła! Thomas czuł się tak, jakby ktoś go własnie rzucił kamieniem. Co ona wyprawia, do licha? Po co to robi?! Czuł, że kłębi się w nim wscieklość. Taka, jaka jeszcze nigdy nie miała miejsca. Cóż, w koncu nigdy nie był w podobnej sytuacji. Zawsze musiał się obganiać od kobiet, które go po prostu uwielbiały. Jako przyjaciel księcia - młody i przystojny, cieszył się ogromnym powodzeniem. Bardzo mu się to podobało. Wszystko zmienilo się, od kiedy pojawiła się Kayla. Jako jedyna wydawała się być odporna na jego uroki. Może własnie to sprawilo, że nie potrafił o niej zapomnieć. A teraz kiedy pogodzil się z jej wybuchowym charakterem i chciał, żeby go w pełni użyła, ona nagle staje się inna - jest taka, jaka miala być według niego na poczatku, kiedy właśnie się poznali. O nie! On jest Thomas McClarky! Nie pozwoli jej na takie zachowanie! Musi od niej odpędzić tego przeklętego Alstaira. Jeszcze zechce ją za zonę i co?! No właśnie co? Po co ja to wszystko robie? chodziło po głowie mężczyzny. Zachowuję się jak opętany! Wcale jej nie kocham. Po prostu póki nie sprawię, że będzie mnie pragnęła, nikt inny nie bedzie mógl jej dotknąć! Thomas byl uparty. Zawsze twardo trzymal się wyznaczonych przez siebie zasad. Teraz też nie zamierzał odpuścić. Wstał i udal się w stronę Kayli i Alstaira. Byli pogrążeni w zywej rozmowie. Miał ochotę uderzyć Alstaira w szczękę.
- Od dawna mieszkasz niedaleko? - spytał Kaylę Alstair. Słodko zachichotała.
- Nie. Od calkiem niedawna...
- To dobrze - Kay spuściła oczy i zaczęła się czerwienić. Nie dlatego, że to co powiedział Alstair było miłe. Dlatego, że zobaczyła zbliżającego się Toma. W tym samym czasie Charlotta rozmawiała z którąś z bogatych szlachcianek. Była to kobieta już w podeszlym wieku, ale mimo to Lott świetnie się z nią dogadywała. Rozmawialyby tak godzinami, gdyby nie to, że własnie miały się zacząć tance. Lott zauważyła Nathana. Prowadził na środek sali jakąś dziewczynę. Mieli razem tanczyć. Na szczęście nie byli jedyną parą, więc Char mogła się im przygladać bez końca. Ta dziewczyna była niezwykle piękna. Zapewne pochodziła też z bogatej rodziny z wyższych sfer. Może to własnie ona zostanie jego zoną. Charlottcie zrobiło się slabo i zachciało jej się płakać. Starała się nie rozpłakać, gdy usłyszała za sobą głosne chrząknięcie. Odwrociła się. Nie znała tego mężczyzny, ale wydawał sie jej dziwnie znajomy.
- Mogę prosić panią do tańca? - ukłonił się przed nią. Bez słowa podała mu swoją dłoń. Przeszli na środek sali. Zaczęli tanczyć. Charlotta starała się go rozpoznać. Po jakiejś chwili odezwał się do niej.
- Poznajesz mnie panno Charlotto?
- Nie - wpatrywała się w jego hipnotyzujące oczy. Były jej znajome.
- Dick! - rzuciła mu się na szyję - To naprawdę ty!
- Cicho gluptasie - zaśmiał się, oderwał jej ręce od swojej szyi i znowu zaczął z nią tańczyć - Wpadłem tylko na chwilę. Nie powinno mnie tu być. Zaraz muszę lecieć. Chcialem ci tylko powiedzieć, że zostawiłem ci trochę ryb w domu.
- Dlaczego musisz jechać? - spytała go tonem błagalnym. Nie odpowiedział. Ktos do nich podszedł i spytał czy Lott może teraz zatanczyć z nim. Dick bez słowa oddał Charlottę w jego ramiona i zaczał się oddalać. Lott ścisnęło w gardle. Odszedł. Spędziła z nim marne 3 minuty. Dopiero teraz poczuła, jak bardzo za nim tęskniła. I tęskni. Tańczyła z tym męzczyzną i tańczyła. Czas mijal nieublagalnie. Potem tańczyła z kimś i jeszcze z kims, a potem jeszcze z jakimś innym męzczyzną. Mimo wszystko czuła się samotna. Znowu miała się z kimś zmienić. Nie spojrzala nawet na jego twarz, tylko płynnie przeszła w jego ramiona. Później dopiero zorientowała się, że tańczy z Nathanem.
- Wyglądasz ślicznie - szepnął jej do ucha.
- Nie tak ślicznie jak twoja księżniczka - spojrzał na nią z niedowierzaniem. O czym ona gada?
- Nie rozumiem o co ci chodzi - powiedzial. Westchnęla cięzko.
- Nie powinniśmy się już spotykać - bał się, że kiedyś to od niej usłyszy.
- Nie mów tak - objał ją ciasniej. Lott zaczęła się denerwować.
- Przeciez ty niedługo będziesz mial żonę, a ja... już niedługo... wyjadę - dokonczyła.
- Nie pozwolę ci odejść - Dlaczego ten Nathan musi tak wszystko utrudniać? chodziło w głowie Lott.
- Pozwolisz. Musisz - mówila to całkiem poważnie. Nathan spojrzal na jej piekna twarz. Nigdy nie pozwoli jej odejśc. Był tego pewien, ale czuł, że Charlotta cos przed nim ukrywa. Zblizył ją do siebie. Miał nadzieję, że zrozumie jak bardzo jest dla niego ważna...
środa, 11 lipca 2012
Rozdział 17
Około godziny 19.00, dziewczyny wyruszyły w drogę na bal. Kayla jeszcze trochę ponarzekała, ale potem ucichła. Wyglądało na to, że miała tremę. Charlotta zauważyła to od razu.
- Wygladasz tak, że Tom padnie z wrażenia - powiedziała do przyjaciółki. Kay usmiechnęła się do niej trochę wymuszenie. Sophie skubała końcówkę balowej sukni. Też wyglądała na przejętą. Chyba tylko Lott zachowywała spokój. Owszem z początku była trochę przejęta, ale teraz już całkiem się uspokoiła. "To przecież tylko zwykły bal" myslała. Kiedy ich powóz dojechał do pałacu, Kayla znowu zaczęła lamentować.
- Matko, po co ja tu przyjechałam?!
- Uspokój się dziewczyno! - nie wytrzymała Sophie - Narzekasz tylko i narzekasz! - Kay posłała jej gniewne spojrzenie i już się więcej nie odzywała. Sophie przejęła jej rolę.
- Może jednak wrócimy do domu, co? - spytała nieśmiało.
- No co ty! Trzeba bylo się wczesniej zdecydować, a nie teraz przed samym pałacem dawać nogę! - Char przewróciła oczami. Zachowanie jej przyjaciółek było dzisiaj niezwykle irytujące. Soph ucichła. Zwykle tak spokojna Lott, była dzisiaj jakaś inna. Dziewczyna nie czekając na przyjaciółki, zaczęła wchodzić po schodach. Z wnętrza zamku dobiegały rozmowy gości i muzyka. Może właśnie dlatego, tak ją tam pociągnęło. Albo może był też inny powód. Mogł nim być ktoś, kto ma np piękny uśmiech. Albo piekne oczy. Albo może jedno i drugie. Soph i Kay wymieniły spojrzenia i ruszyły za Char. Za chwilę były już w sali balowej. Było tu tak pięknie! Olbrzymie świeczniki zawieszone w górze powodowały, że to miejsce wyglądało na baśniowe. Gdzieś z boku grała królewska orkiestra. Stoły stojące pod ścianami, po brzegi były zapełnione wytrawnymi potrawami i winem w srebrnych kielichach. Ich białe obrusy były ręcznie haftowane. Po kątach stali ludzie z róznych stron świata i rozmawiali. Kobiety miały na glowach olbrzymie pióra wetkniete we wlosy, a mężczyźni wyglądali jak prawdziwi dżentelmeni. Po prawej stronie, na podeście, stały dwa trony - duży i jeden odrobinę mniejszy. Byly puste. Obok nich, już poza podestem, znajdowały się zdobione krzesła- dla gosci honorowych. Na jednym z nich siedzial Tom. Kay zaczęła się czerwienić i klnęła w duchu, że zawsze tak reaguje. Thomas jej nie widzial, bo był zajęty żywą dyskusją z jakimś męzczyzną, zajmującym miejsce obok niego.
- To on! - wyjąkała Sophie i schowała się za plecami Kayli.
- Kto? - spokojnie spytała Charlotta.
- NO on! Siva! - Lott przyjrzała mu się uważniej. Był wysoki i mial dosyć ciemną skórę. Jego czarne oczy były pełne zyczliwości. Wyglądał na sympatycznego. Musiał być też kims ważnym, skoro zajmował miejsce w loży honorowej.
- Spokojnie. Przecież wiedziałyście, że tu będą. Zachowujcie się jak nigdy nic - ruszyła w kierunku wolnego stolika. Przyjaciółki podążyły za nią. Do stolików zaczeło się dosiadać coraz więcej ludzi. Miejsce obok Lott zostalo zajęte przez jakąś starszą damę, a miejsce obok Kay zostalo wolne. Wszedł król, a za nim szedł Nathan. Poddani zaczęli się kłaniać, ale ich władca dał sygnał ręką, żeby tego nie robili. Potem, syn i ojciec zajęli miejsca na tronach. Nie byli zbyt podobni. Widocznie książę odziedziczyl urodę po matce. Bylo jednak coś, co ich łączyło - oczy. Były niemal w identycznym kolorze. Krol wstał i wziął w dlon kielich z winem.
- Drodzy poddani! cieszę się, że jesteście tu z nami. Dzisiejszy bal, jest bardzo ważnym wydarzeniem, zarówno dla mnie, mego syna, jak i dla całego królestwa. Mam nadzieję, że już wkrotce poznam moją przyszłą synową, ktora niewątpliwie znajduje się wśród nas - po sali przeszedł szmer - Chcę, aby była ona dobra dla mego jedynego syna i wydala mu na świat potomka, przyszlego krola i wladcy całej Anglii! Zdrowie Williama! - podniósł kielich, a jego poddani poszli jego śladem. Lott zastanawiała się, dlaczego książę nie uzywa swojego pierwszego imienia, tylko każe do siebie mówić Nathan. Widocznie tylko jego ojciec zwracał się do niego William. Jej mysli przeszły zaraz na inny tor - a mianowicie o przyszlej księżniczce, żonie Nathana. Poczuła zazdrość, ale wiedziala, że musi się z tym pogodzić. Przecież żyła w calkiem innym świecie. Miała swoje życie. Jej przygoda z XV wiekiem miała się zakonczyć za ponad miesiąc. Nathan ma prawo do własnego życia, do zycia bez jej udziału. Mimo, że świetnie to wiedziała, bylo jej przykro. Będzie musiała o nim zapomnieć już wkrotce. Ale jak ma zapomnieć o jego kuszących pocałunkach? Jak ma zapomnieć o jego pieknych oczach i cudownym zapachu? Tego nie można zapomnieć. Rozstanie będzie bolało. Z początku dni bez niego, będą pust. Lott westchnęła cicho i starała się zachować spokój. Właśnie w tym samym czasie Tom spostrzegł Kaylę. O mało co nie krzyknął ze złości! Co ta dziewczyna tutaj robiła?! To nie jest miejsce dla takich jak ona! " Po prostu się do niej nie odezwę" pomyślał. " Nie zwrócę na nią najmniejszej uwagi!". To zadanie okazało się trudne. Nie potrafił spuścić z niej wzroku. Wyglądała inaczej - bardziej kobieco. Zachowywała się jak dama. Była delikatna i subtelna a nie stanowcza i twarda jak zawsze. To jeszcze bardziej rozzłościło Toma. " Jakim prawem ta piekielna dziewczyna jest inna niż zwykle?!" . Nie tylko on nie potrafił oderwać od niej wzroku. Jeden z młodych szlachciców, który siedzial po lewej stronie Toma, byl wyraźnie zauroczony dziewczyną.
- Thomasie - zawołał - Wiesz może kim jest ta nieziemsko piękna istota w ciemnozielonej sukni? - Tom spojrzał na niego z oburzeniem.
- To nikt ważny. Odpuść ją sobie Alstairze - poczuł, że musi się napić, więc sięgnął po kielich z winem.
- Nie mam zamiaru - Tom prawie się zachłysnął. Musi wybić ją Alstairowi z głowy - Jeszcze nie spotkałem piekniejszej dziewczyny - wstal i zajął miejsce obok Kayli. Tom uśmiechnął się do siebie szyderczo. Pozwoli działać Kayli. Wiedział, jak bardzo jest dla niej irytujące zachowanie prezentowane przez Alstaira. Już ona da mu popalić! Oparł się wygodniej i czekał. Jako że był człowiekiem pozbawionym cierpliwości, czas zacząl mu się dłużyć. Popatrzył na przyjaciela - Sivę. Był wyraźnie przygnębiony, więc Thomas zapytał go co się stało.
______________________________
Coś tam udało mi się wyskrobać :) Postaram się dodawać częściej, ale nie gwarantuję, że tak będzie. Najbliższy rozdział będzie prawdopodobnie w piatek :) Pozdrawiam .
- Wygladasz tak, że Tom padnie z wrażenia - powiedziała do przyjaciółki. Kay usmiechnęła się do niej trochę wymuszenie. Sophie skubała końcówkę balowej sukni. Też wyglądała na przejętą. Chyba tylko Lott zachowywała spokój. Owszem z początku była trochę przejęta, ale teraz już całkiem się uspokoiła. "To przecież tylko zwykły bal" myslała. Kiedy ich powóz dojechał do pałacu, Kayla znowu zaczęła lamentować.
- Matko, po co ja tu przyjechałam?!
- Uspokój się dziewczyno! - nie wytrzymała Sophie - Narzekasz tylko i narzekasz! - Kay posłała jej gniewne spojrzenie i już się więcej nie odzywała. Sophie przejęła jej rolę.
- Może jednak wrócimy do domu, co? - spytała nieśmiało.
- No co ty! Trzeba bylo się wczesniej zdecydować, a nie teraz przed samym pałacem dawać nogę! - Char przewróciła oczami. Zachowanie jej przyjaciółek było dzisiaj niezwykle irytujące. Soph ucichła. Zwykle tak spokojna Lott, była dzisiaj jakaś inna. Dziewczyna nie czekając na przyjaciółki, zaczęła wchodzić po schodach. Z wnętrza zamku dobiegały rozmowy gości i muzyka. Może właśnie dlatego, tak ją tam pociągnęło. Albo może był też inny powód. Mogł nim być ktoś, kto ma np piękny uśmiech. Albo piekne oczy. Albo może jedno i drugie. Soph i Kay wymieniły spojrzenia i ruszyły za Char. Za chwilę były już w sali balowej. Było tu tak pięknie! Olbrzymie świeczniki zawieszone w górze powodowały, że to miejsce wyglądało na baśniowe. Gdzieś z boku grała królewska orkiestra. Stoły stojące pod ścianami, po brzegi były zapełnione wytrawnymi potrawami i winem w srebrnych kielichach. Ich białe obrusy były ręcznie haftowane. Po kątach stali ludzie z róznych stron świata i rozmawiali. Kobiety miały na glowach olbrzymie pióra wetkniete we wlosy, a mężczyźni wyglądali jak prawdziwi dżentelmeni. Po prawej stronie, na podeście, stały dwa trony - duży i jeden odrobinę mniejszy. Byly puste. Obok nich, już poza podestem, znajdowały się zdobione krzesła- dla gosci honorowych. Na jednym z nich siedzial Tom. Kay zaczęła się czerwienić i klnęła w duchu, że zawsze tak reaguje. Thomas jej nie widzial, bo był zajęty żywą dyskusją z jakimś męzczyzną, zajmującym miejsce obok niego.
- To on! - wyjąkała Sophie i schowała się za plecami Kayli.
- Kto? - spokojnie spytała Charlotta.
- NO on! Siva! - Lott przyjrzała mu się uważniej. Był wysoki i mial dosyć ciemną skórę. Jego czarne oczy były pełne zyczliwości. Wyglądał na sympatycznego. Musiał być też kims ważnym, skoro zajmował miejsce w loży honorowej.
- Spokojnie. Przecież wiedziałyście, że tu będą. Zachowujcie się jak nigdy nic - ruszyła w kierunku wolnego stolika. Przyjaciółki podążyły za nią. Do stolików zaczeło się dosiadać coraz więcej ludzi. Miejsce obok Lott zostalo zajęte przez jakąś starszą damę, a miejsce obok Kay zostalo wolne. Wszedł król, a za nim szedł Nathan. Poddani zaczęli się kłaniać, ale ich władca dał sygnał ręką, żeby tego nie robili. Potem, syn i ojciec zajęli miejsca na tronach. Nie byli zbyt podobni. Widocznie książę odziedziczyl urodę po matce. Bylo jednak coś, co ich łączyło - oczy. Były niemal w identycznym kolorze. Krol wstał i wziął w dlon kielich z winem.
- Drodzy poddani! cieszę się, że jesteście tu z nami. Dzisiejszy bal, jest bardzo ważnym wydarzeniem, zarówno dla mnie, mego syna, jak i dla całego królestwa. Mam nadzieję, że już wkrotce poznam moją przyszłą synową, ktora niewątpliwie znajduje się wśród nas - po sali przeszedł szmer - Chcę, aby była ona dobra dla mego jedynego syna i wydala mu na świat potomka, przyszlego krola i wladcy całej Anglii! Zdrowie Williama! - podniósł kielich, a jego poddani poszli jego śladem. Lott zastanawiała się, dlaczego książę nie uzywa swojego pierwszego imienia, tylko każe do siebie mówić Nathan. Widocznie tylko jego ojciec zwracał się do niego William. Jej mysli przeszły zaraz na inny tor - a mianowicie o przyszlej księżniczce, żonie Nathana. Poczuła zazdrość, ale wiedziala, że musi się z tym pogodzić. Przecież żyła w calkiem innym świecie. Miała swoje życie. Jej przygoda z XV wiekiem miała się zakonczyć za ponad miesiąc. Nathan ma prawo do własnego życia, do zycia bez jej udziału. Mimo, że świetnie to wiedziała, bylo jej przykro. Będzie musiała o nim zapomnieć już wkrotce. Ale jak ma zapomnieć o jego kuszących pocałunkach? Jak ma zapomnieć o jego pieknych oczach i cudownym zapachu? Tego nie można zapomnieć. Rozstanie będzie bolało. Z początku dni bez niego, będą pust. Lott westchnęła cicho i starała się zachować spokój. Właśnie w tym samym czasie Tom spostrzegł Kaylę. O mało co nie krzyknął ze złości! Co ta dziewczyna tutaj robiła?! To nie jest miejsce dla takich jak ona! " Po prostu się do niej nie odezwę" pomyślał. " Nie zwrócę na nią najmniejszej uwagi!". To zadanie okazało się trudne. Nie potrafił spuścić z niej wzroku. Wyglądała inaczej - bardziej kobieco. Zachowywała się jak dama. Była delikatna i subtelna a nie stanowcza i twarda jak zawsze. To jeszcze bardziej rozzłościło Toma. " Jakim prawem ta piekielna dziewczyna jest inna niż zwykle?!" . Nie tylko on nie potrafił oderwać od niej wzroku. Jeden z młodych szlachciców, który siedzial po lewej stronie Toma, byl wyraźnie zauroczony dziewczyną.
- Thomasie - zawołał - Wiesz może kim jest ta nieziemsko piękna istota w ciemnozielonej sukni? - Tom spojrzał na niego z oburzeniem.
- To nikt ważny. Odpuść ją sobie Alstairze - poczuł, że musi się napić, więc sięgnął po kielich z winem.
- Nie mam zamiaru - Tom prawie się zachłysnął. Musi wybić ją Alstairowi z głowy - Jeszcze nie spotkałem piekniejszej dziewczyny - wstal i zajął miejsce obok Kayli. Tom uśmiechnął się do siebie szyderczo. Pozwoli działać Kayli. Wiedział, jak bardzo jest dla niej irytujące zachowanie prezentowane przez Alstaira. Już ona da mu popalić! Oparł się wygodniej i czekał. Jako że był człowiekiem pozbawionym cierpliwości, czas zacząl mu się dłużyć. Popatrzył na przyjaciela - Sivę. Był wyraźnie przygnębiony, więc Thomas zapytał go co się stało.
______________________________
Coś tam udało mi się wyskrobać :) Postaram się dodawać częściej, ale nie gwarantuję, że tak będzie. Najbliższy rozdział będzie prawdopodobnie w piatek :) Pozdrawiam .
wtorek, 26 czerwca 2012
Rozdział 16
*6 dni później*
Charlotta zgodziła się pojść na bal tylko dlatego, że miały jej towarzyszyć przyjaciółki. Kayla nie miała ochoty iść. Dwa dni temu ostro posprzeczała się z Thomas'em i nie chciała go wiedzieć, a skoro Tom był przyjacielem księcia, to pewne było, że się spotkają. Sophie natomiast bardzo się cieszyła. Chyba jako jedyna. Wyglądała ślicznie. Chciała iść żeby poznać jakiegoś, jak to się wyraziła, interesującego mężczyznę. Nic więc nie bylo w stanie jej przeszkodzić. Najśmieszniejsze w jej zachowaniu było to, że niby chciała poznać któregoś z mężczyzn będących na balu, ale w co drugim jej zdaniu pojawiało się imię "Siva". Był chyba pierwszym mężczyzną, który dał jej kosza. Char wydawało się, że to właśnie dla niego stroi się tak na ten bal. Chce zrobić na nim wrażenie. Ciekawe czy się jej to uda...
- Normalnie się nienawidzę za to - rzuciła naburmuszona Kay. Miała ręce założone na piersiach, a złamaną nogę miała położoną na siedzeniu naprzeciwko - Dlaczego jak się zgodziłam tam iść?!
Soph i Char zaśmiały się.
- Pewnie dlatego, że bez ciebie bym nie poszła - odpowiedziała Lott - A teraz już nie bądź taka zła i pamiętaj, że idziesz tam dla mnie.
- Dobre sobie - prychnęła Kayla - Na Thomas'a McClarky'ego też bedę musiała patrzeć ...
- Aaaa! - Sophie poderwała się z siedzenia - A więc to o niego chodzi!
- Nie w takim sensie w jakim myślisz, Soph - z odrobiną ironi w głosie odpowiedziała jej Kay - To wredny dupek i tyle.
- Co on ci takiego zrobił? Bo już się w tym trochę pogubiłam... - Lott usadowiła się bliżej Kayli. Sophie też na chwilę przerwała swoje czynności upiększające i przysunęła sobie krzesło bliżej przyjaciółek. Kayla zaczęła mówić - Znowu chciał mnie pocałować! Co on sobie do diabła myśli?! To, że jakieś księżniczki z królewskiego dworu nie potrafią mu się oprzeć, to nie oznacza, że ja nie potrafię! Ja jestem z XXI - wieku! Ja mam swój honor! - Lott zachichotała, ale Kay nie zwróciła na nią uwagi , tylko brnęła dalej - Ja nie jestem niczyją zabawką! A już szczególnie Thomas'a McClarky'ego ! Na mnie te jego tanie sztuczki nie działają, o nie! On chyba myśli, że robi mi łaskę zwracając swoją jakże cenną uwagę moją osobą! Tak, jakby nikt inny się mną nie interesował! - skończyła i oddychała teraz głośno ze wciąż zmarszczonym czołem.
- I właśnie o to jesteś na niego zła?
- O to?! O to?! Ja jestem na niego zła za całokształt! Wtedy, kiedy chciał mnie pocałować wygarnęłam mu wszytko to, co o nim myślę - wyglądała na dumną ze swojego zachowania.
- A co on na to ?! - zapytały jej przyjaciółki niemal jednocześnie i wybuchnęły śmiechem.
- Ten idiota nazwał mnie wieśniaczką! - Lott wyszczerzyła oczy ze zdumienia, a Soph rozdziawiła usta - To przecież nie moja wina, że mam ciemną karnację. Taka się urodziłam i już - przez chwilę żadna z dziewczyn się nie odzywała. Po chwili jednak Sophie wyskoczyła z propozycją, która Kay jeszcze bardziej rozzłościła, a Charlottę przysporzyła o nowy napad śmiechu.
- Jeśli chcesz to mogę cię troche wybielic na ten bal - powiedziała mianowicie. Sama była dzisiaj bardzo mocno bardzo mocno wypudrowana na biało. Wygladała jak kobieta z wyższych sfer - właśnie o to jje chodziło. Może trochę nawet przesadziła z tą swoją blagością. Co do Lott, ona nie musiała się pudrować. Zawsze była bardzo blada i nawet długotrwałe opalanie się tu nie pomogło , a jedynie pozostawiło po sobie bolesne poparzenie.
- A co ja murzyn jestem?! - spytała zdenerwowana Kay - Pokazę temu świrusowi , że to iż jestem opalona , nie oznacza, że ni potrafię się zachować i ładnie wyglądać! Co więcej - udowodnię mu również, że potrafię wzbudzać zainteresowanie własną osobą mężczyzn nie mających na imię Thomas McClarky !
__________________________________________
Taki krótki rozdział :) Następny dodam tak za 2- 3 dni, ale obiecuję, że będzie się dużo działo :)
Charlotta zgodziła się pojść na bal tylko dlatego, że miały jej towarzyszyć przyjaciółki. Kayla nie miała ochoty iść. Dwa dni temu ostro posprzeczała się z Thomas'em i nie chciała go wiedzieć, a skoro Tom był przyjacielem księcia, to pewne było, że się spotkają. Sophie natomiast bardzo się cieszyła. Chyba jako jedyna. Wyglądała ślicznie. Chciała iść żeby poznać jakiegoś, jak to się wyraziła, interesującego mężczyznę. Nic więc nie bylo w stanie jej przeszkodzić. Najśmieszniejsze w jej zachowaniu było to, że niby chciała poznać któregoś z mężczyzn będących na balu, ale w co drugim jej zdaniu pojawiało się imię "Siva". Był chyba pierwszym mężczyzną, który dał jej kosza. Char wydawało się, że to właśnie dla niego stroi się tak na ten bal. Chce zrobić na nim wrażenie. Ciekawe czy się jej to uda...
- Normalnie się nienawidzę za to - rzuciła naburmuszona Kay. Miała ręce założone na piersiach, a złamaną nogę miała położoną na siedzeniu naprzeciwko - Dlaczego jak się zgodziłam tam iść?!
Soph i Char zaśmiały się.
- Pewnie dlatego, że bez ciebie bym nie poszła - odpowiedziała Lott - A teraz już nie bądź taka zła i pamiętaj, że idziesz tam dla mnie.
- Dobre sobie - prychnęła Kayla - Na Thomas'a McClarky'ego też bedę musiała patrzeć ...
- Aaaa! - Sophie poderwała się z siedzenia - A więc to o niego chodzi!
- Nie w takim sensie w jakim myślisz, Soph - z odrobiną ironi w głosie odpowiedziała jej Kay - To wredny dupek i tyle.
- Co on ci takiego zrobił? Bo już się w tym trochę pogubiłam... - Lott usadowiła się bliżej Kayli. Sophie też na chwilę przerwała swoje czynności upiększające i przysunęła sobie krzesło bliżej przyjaciółek. Kayla zaczęła mówić - Znowu chciał mnie pocałować! Co on sobie do diabła myśli?! To, że jakieś księżniczki z królewskiego dworu nie potrafią mu się oprzeć, to nie oznacza, że ja nie potrafię! Ja jestem z XXI - wieku! Ja mam swój honor! - Lott zachichotała, ale Kay nie zwróciła na nią uwagi , tylko brnęła dalej - Ja nie jestem niczyją zabawką! A już szczególnie Thomas'a McClarky'ego ! Na mnie te jego tanie sztuczki nie działają, o nie! On chyba myśli, że robi mi łaskę zwracając swoją jakże cenną uwagę moją osobą! Tak, jakby nikt inny się mną nie interesował! - skończyła i oddychała teraz głośno ze wciąż zmarszczonym czołem.
- I właśnie o to jesteś na niego zła?
- O to?! O to?! Ja jestem na niego zła za całokształt! Wtedy, kiedy chciał mnie pocałować wygarnęłam mu wszytko to, co o nim myślę - wyglądała na dumną ze swojego zachowania.
- A co on na to ?! - zapytały jej przyjaciółki niemal jednocześnie i wybuchnęły śmiechem.
- Ten idiota nazwał mnie wieśniaczką! - Lott wyszczerzyła oczy ze zdumienia, a Soph rozdziawiła usta - To przecież nie moja wina, że mam ciemną karnację. Taka się urodziłam i już - przez chwilę żadna z dziewczyn się nie odzywała. Po chwili jednak Sophie wyskoczyła z propozycją, która Kay jeszcze bardziej rozzłościła, a Charlottę przysporzyła o nowy napad śmiechu.
- Jeśli chcesz to mogę cię troche wybielic na ten bal - powiedziała mianowicie. Sama była dzisiaj bardzo mocno bardzo mocno wypudrowana na biało. Wygladała jak kobieta z wyższych sfer - właśnie o to jje chodziło. Może trochę nawet przesadziła z tą swoją blagością. Co do Lott, ona nie musiała się pudrować. Zawsze była bardzo blada i nawet długotrwałe opalanie się tu nie pomogło , a jedynie pozostawiło po sobie bolesne poparzenie.
- A co ja murzyn jestem?! - spytała zdenerwowana Kay - Pokazę temu świrusowi , że to iż jestem opalona , nie oznacza, że ni potrafię się zachować i ładnie wyglądać! Co więcej - udowodnię mu również, że potrafię wzbudzać zainteresowanie własną osobą mężczyzn nie mających na imię Thomas McClarky !
__________________________________________
Taki krótki rozdział :) Następny dodam tak za 2- 3 dni, ale obiecuję, że będzie się dużo działo :)
niedziela, 24 czerwca 2012
Rozdział 15
Kolejne dni mijały spokojne. Kayla zła na Tom'a za jego wystepek , starała się go unikać ze wszystkich sił. Mimo namów przyjaciółek wróciła do pracy w stajni, nie przejmując się zbytnio złamaną nogą, która, co dziwne szybko jej się goiła. Sophie poznała tajemniczego mężczyznę imieniem Siva, który nie zwraca na nią wiekszej uwagi. A życie Charlotty toczy się zwykłam tempem. Któregoś dnia dziewczyna jak zwykle siedziala pilnując gęsi na łące. Jednak nie nudziła się. Dziewczyna imieniem Mia pomogła jej znaleźć pędzel u póutno, na którym Lott mogła malować. Jeśli chodzi o farby to Char zrobiła je sama. Czytała o tym kiedyś w jednej z książek. Tak więc siedziała na skale z pędzlem w dłoni i zastanawiała się co ma namalować. Po chwili zadecydowała, że na obrazie znajdzie się to, co teraz widzi, czyli jezioro i góry. Chciała, żeby ten pejzaż był cudowny, taki, jaki jest ten nieziemski widok. Zaczeła szkicować. Robiła to z niezwykłą precyzją. Jej delikatne dłonie przesuwały się w tę i z powrotem. Była skupiona tylko na tym - na tworzeniu swojego dzieła. Własnie w takim stanie zastał ją Nathan. Nie widział jej już od dłuższego czasu. Nie dlatego, że nie chcial. Po prostu byl zajęty przygotowywaniem balu. Był on pomysłem ojca Nathana - króla. Miał on bowiem nadzieję na znalezienie dobrej zony dla syna. Książe doskonale o tym wiedział, ale nie protestował. Miał już przecież 19 lat, a człowiek nie żyje wiecznie. Tak więc ten bal miał wielkie znaczenia zarówno dla rodziny królewskiej jak i dla jej najblizszego otoczenia. Teraz książe zatrzymał swojego konia na łące, gdzie była Charlotta. Myślał o niej przez cały czas. Chciał, żeby przyszła na bal i mu towarzyszyła. Kiedy tak patrzył na jej skupione oblicze , serce odmówilo mu posluszenstwa. Najpierw stanęło w miejscu, a teraz odstawialo jakieś nieziemskie arie. Nathan szedł w kierunku całkowicie nieświadomej jego obecności Char.
- Całkiem ladny obraz panno Charlotto. Ma pani talent - Lott usłyszała za plecami i aż podskoczyła z przerażenia. Wiedziała kto to powiedział, nawet bez odwracania się. Dawno się nie widzieli. Nathan usiadł koło niej.
- Dawno cię nie widziałam, książę - powiedziała i spojrzała na niego pytająco. Miała nadzieję, że Nathan jakoś wyjasni jej swoją nieobecnośc.
- Byłem trochę zajęty - odpowiedzial i uśmiechnąl się. Lott czekała na więcej wyjasnień, ale się nie doczekała. Spuściła głowę i wróciła do malowania. Nathan przyglądał się jej przez chwilę - Byłem zajęty urządzaniem balu - Lott spojrzala na niego ze zdziwieniem.
- Balu?
- Tak balu. I chciałbym, żebyś przyszła, Charlotto.
- Nie wiem czy powinnam.
- Czułbym się zaszczycony - ucałował jej dłoń - Bal odbedzie się za sześć dni.
"Sześć dni to trochę mało czasu" przemkneło w głowie dziewczyny. Poza tym nie chciała iść na ten bal sama. Wiedziała, że przy tych wszystkich księżniczkach , arystokratkach i szlachciankach będzie wyglądała skromnie i ubogo.
- Lepiej będzie, jak nie pójdę - powiedziała w końcu. Miała spuszczoną głowę, bo nie chciała patrzeć Nathanowi w oczy.
- Rozumiem. Przecież cię nie zmuszę - złapal ją za reke - Ale zastanow się jeszcze.
- Zastanowię - odpowiedziała posłusznie - Obiecuję Ci książę, że jeszcze to przemyślę.
- Cieszę się - ich twarze się zblizyły. Nathan oparł swoje czoło , o czoło Char. Dłon dziewczyny delikatnie gladziła jego policzek. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym zatonęli w namietnym pocałunku pełnym miłości.
_________________________________________
No i zaczęłam znowu :) Rozdział krotki, bo nie udało mi się nic więcej wyskrobać. Oliwia nareszcie jest ! :D
- Całkiem ladny obraz panno Charlotto. Ma pani talent - Lott usłyszała za plecami i aż podskoczyła z przerażenia. Wiedziała kto to powiedział, nawet bez odwracania się. Dawno się nie widzieli. Nathan usiadł koło niej.
- Dawno cię nie widziałam, książę - powiedziała i spojrzała na niego pytająco. Miała nadzieję, że Nathan jakoś wyjasni jej swoją nieobecnośc.
- Byłem trochę zajęty - odpowiedzial i uśmiechnąl się. Lott czekała na więcej wyjasnień, ale się nie doczekała. Spuściła głowę i wróciła do malowania. Nathan przyglądał się jej przez chwilę - Byłem zajęty urządzaniem balu - Lott spojrzala na niego ze zdziwieniem.
- Balu?
- Tak balu. I chciałbym, żebyś przyszła, Charlotto.
- Nie wiem czy powinnam.
- Czułbym się zaszczycony - ucałował jej dłoń - Bal odbedzie się za sześć dni.
"Sześć dni to trochę mało czasu" przemkneło w głowie dziewczyny. Poza tym nie chciała iść na ten bal sama. Wiedziała, że przy tych wszystkich księżniczkach , arystokratkach i szlachciankach będzie wyglądała skromnie i ubogo.
- Lepiej będzie, jak nie pójdę - powiedziała w końcu. Miała spuszczoną głowę, bo nie chciała patrzeć Nathanowi w oczy.
- Rozumiem. Przecież cię nie zmuszę - złapal ją za reke - Ale zastanow się jeszcze.
- Zastanowię - odpowiedziała posłusznie - Obiecuję Ci książę, że jeszcze to przemyślę.
- Cieszę się - ich twarze się zblizyły. Nathan oparł swoje czoło , o czoło Char. Dłon dziewczyny delikatnie gladziła jego policzek. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym zatonęli w namietnym pocałunku pełnym miłości.
_________________________________________
No i zaczęłam znowu :) Rozdział krotki, bo nie udało mi się nic więcej wyskrobać. Oliwia nareszcie jest ! :D
piątek, 15 czerwca 2012
UWAGA !!!
Chciałam podziękować wszystkim , którzy czytają moje wypociny . Na razie mam 559 wyświetleń stron !! Dziekuję wam ! :) I zapraszam do czytania mojego nowego bloga o The Wanted ;) Link zostawiam poniżej :) http://thewanted-thesun.blogspot.com/ A jesli chodzi o tego bloga to... na razie zaprzestaję pisania ( ale tylko na tydzień! ) , bo muszę jakoś wykaraskać się z sytuacji w którą sama się wpakowałam ;) Ale wtedy zacznę pisać , obiecuję !
czwartek, 14 czerwca 2012
Rozdział 14
Sophie wróciła do domu zaraz po ustaniu burzy. Była pewna , że Kayla i Charlotta czekają na nią w domu i są zaniepokojone jej długą nieobecnością. Ostrożnie otworzyła drewniane drzwi prowadzące do domu. Zdjęła ubłocone buty i poszła do kuchni zaparzyć wodę na herbatę. Odczekała chwilę, ale żadna z jej przyjaciółek się nie pojawiła. W związku z tym Sophie poszła na mały obchód mieszkania. Najpierw zajrzała do pomieszczenia służącego za łazienkę, a potem do sypialni ( ich dom składał się z małej łazienki, sypialni i kuchni połączonej z małym pokojem gościnnym ). Nikogo tam nie zastała. Przyszło jej na myśl, że obydwie (tak jak ona) ukryły się by przeczekać burzę, a to znaczyloby, że zaraz powinny przyjść. Sophie ubrała suche i czyste obuwie, wyszła na dwór i usiadła na ławce przy domu , czekając na przyjaciółki. Czekała i czekała , ale żadna z nich się nie pojawiła. Minęła może prawie godzina - i nic. Zaniepokojona Sophie zaczęła biec w kierunku dziedzińca zamku - tam , gdzie miała nadzieję spotkać Kaylę i Charlottę.
Kiedy już się tam znalazła, zaczęła nerwowo rozglądać się po mało jej znanym miejscu. Po kilku minutach dostrzegła zdenerwowaną Kaylę. A raczej wściekłą Kaylę.
- Puść mnie ty łajdaku! - krzyczała do jakiegoś mężczyzny - Zostaw mnie ! Nie masz prawa!
- To ja Ci ratuję życie , chcę Cię zawieść do domu , a ty Kaylo , tak mi się odpłacasz? - odpowiedział z lekkim rozbawieniem tamten , trzymający z ramionach Kaylę mężczyzna. Sophie oglądała tą całą scenę z lekka zszokowana. Kayla ją zauważyła.
- Sophie? Co ty tu robisz? - spytała łagodnie, tak jakby cała jej wściekłość gdzieś się ulotniła. Sophie nieśmiało podeszła do Kayli w dalszym ciągu znajdującej się w ramionach nieznanego Soph mężczyzny.
Opowiedziała jej o przeczekaniu burzy i o nieobecności przyjaciółek. Wtedy Kayla zaczęła opowiadać o feralnej wyprawie konnej z Thomas'em McClarky'm , którym okazał się mężczyzną trzymającym ją w ramionach. Ta opowieść była o tyle ciekawa, że każde z tych dwojga miało jego własną wersję , do której próbowało przekonać Sophie. Ona natomiast próbowała nie wybuchnąć śmiechem. Na szczęście ani Kay ani Tom tego nie zauważyli, ponieważ byli zbyt zajęci dokuczaniem sobie wzajemnie.
- ... przez całą drogę przytulała się do mnie - oznajmił Tom.
- Wcale nie - zaprzeczała temu Kayla - To pan , panie McClarky przytulał mnie do siebie.
- Nieśmiałbym - wymigiwał się Tom. Sophie poczuła, że bardzo lubi tego mężczyznę. Wymiana zdań tych dwojga wydawała się Sophie słodka. Pasowaliby do siebie doskonale. Kłóciliby się pewnie dłużej, gdyby Soph nie przypomniała sobie o jednej rzeczy.
- A gdzie jest Charlotta? - Kay i Tom spojrzeli na nią ze zdziwieniem .
- Nie widziałam jej tu - rzekła Kayla - a jestem tu już od ponad dwóch godzin.
- Myslisz, że cała burzę przeczekała pilnując gęsi ?- trzęsącym głosem spytała Soph. Wyobrażała sobie najgorsze.
- Nie wydaje mi się - wtrącił Tom - Przed chwilą widziałem gęsi w stodole.
- Może Char jest już w domu i czeka na nas - próbowała uspokoić Sophie niemniej przerażona Kayla.
- Tak, pewnie tak.
I razem z Tomem , który uparł się , że zaniesie Kaylę do domu , Kay i Soph ruszyły w drogę powrotną. Oczywiście Tom i Kayla znowu kłócili się o przebieg wydarzeń sprzed trzech godzin, ale Soph poświęcała całą uwagę myślom o zniknięciu Lott. Kiedy już dotarli do domu z niepokojem zauważyli , że Lott nie wróciła. Sophie i Kayla były bliskie płaczu. Tom starał się je pocieszyć , ale sam nie wierzył w to co mówi. Mimo namów Kay , Tom został z nimi.
- Nie zostawię was - powiedział. Jego słowa wzbudziły w Kayli coś na kształt wdzięczności. Tom mimo wszystkich złych cech jakie niebywale posiadał , był dobrym człowiekiem. Troszczył się o nią. Choc wcale nie musiał.
- Zostańcie w domu na wypadek, gdyby wasza koleżanka wróciła - mówił - Ja rozejrzę się na zewnątrz.
Kiedy wyszedł Kay i Soph przeniosły sie do sypialni, bo stamtąd miały lepszy widok na główną drogę.
- To juz drugi raz kiedy tak nam znika - powiedziała Sophie jednocześnie siadając na łóżku - Gdybym tylko mogła... - nie zdarzyła dokończyć , bo rozległ się krzyk . Sophie wstala jak oparzona. Kayla , która zachowała więcej zdrowego rozsądku, odsłoniła posciel i zobaczyła jeszcze na pół śpiącą Char. Rozesmiała się w głos.
- Co się dzieje? - spytała Lott - Ktoś na mnie usiadł...
- Szukałysmy cię - odpowiedziała jej Soph - I cieszymy się , że powróciłaś do żywych.
Poderwała się kulejąca Kayla.
- Pójdę podziękować Tomowi za pomoc - wyszła przed dom i po chwili go znalazla. Po krótkim streszczeniu znalezienia Lott, powiedziala:
- Dziękuję za pomoc w szukaniu mojej przyjaciółki , Thomasie.
Tom usmiechnął się do niej zabójczo.
- Zawsze do pani usług - pochylił się nad nią i ucałował jej policzek.
Kiedy już się tam znalazła, zaczęła nerwowo rozglądać się po mało jej znanym miejscu. Po kilku minutach dostrzegła zdenerwowaną Kaylę. A raczej wściekłą Kaylę.
- Puść mnie ty łajdaku! - krzyczała do jakiegoś mężczyzny - Zostaw mnie ! Nie masz prawa!
- To ja Ci ratuję życie , chcę Cię zawieść do domu , a ty Kaylo , tak mi się odpłacasz? - odpowiedział z lekkim rozbawieniem tamten , trzymający z ramionach Kaylę mężczyzna. Sophie oglądała tą całą scenę z lekka zszokowana. Kayla ją zauważyła.
- Sophie? Co ty tu robisz? - spytała łagodnie, tak jakby cała jej wściekłość gdzieś się ulotniła. Sophie nieśmiało podeszła do Kayli w dalszym ciągu znajdującej się w ramionach nieznanego Soph mężczyzny.
Opowiedziała jej o przeczekaniu burzy i o nieobecności przyjaciółek. Wtedy Kayla zaczęła opowiadać o feralnej wyprawie konnej z Thomas'em McClarky'm , którym okazał się mężczyzną trzymającym ją w ramionach. Ta opowieść była o tyle ciekawa, że każde z tych dwojga miało jego własną wersję , do której próbowało przekonać Sophie. Ona natomiast próbowała nie wybuchnąć śmiechem. Na szczęście ani Kay ani Tom tego nie zauważyli, ponieważ byli zbyt zajęci dokuczaniem sobie wzajemnie.
- ... przez całą drogę przytulała się do mnie - oznajmił Tom.
- Wcale nie - zaprzeczała temu Kayla - To pan , panie McClarky przytulał mnie do siebie.
- Nieśmiałbym - wymigiwał się Tom. Sophie poczuła, że bardzo lubi tego mężczyznę. Wymiana zdań tych dwojga wydawała się Sophie słodka. Pasowaliby do siebie doskonale. Kłóciliby się pewnie dłużej, gdyby Soph nie przypomniała sobie o jednej rzeczy.
- A gdzie jest Charlotta? - Kay i Tom spojrzeli na nią ze zdziwieniem .
- Nie widziałam jej tu - rzekła Kayla - a jestem tu już od ponad dwóch godzin.
- Myslisz, że cała burzę przeczekała pilnując gęsi ?- trzęsącym głosem spytała Soph. Wyobrażała sobie najgorsze.
- Nie wydaje mi się - wtrącił Tom - Przed chwilą widziałem gęsi w stodole.
- Może Char jest już w domu i czeka na nas - próbowała uspokoić Sophie niemniej przerażona Kayla.
- Tak, pewnie tak.
I razem z Tomem , który uparł się , że zaniesie Kaylę do domu , Kay i Soph ruszyły w drogę powrotną. Oczywiście Tom i Kayla znowu kłócili się o przebieg wydarzeń sprzed trzech godzin, ale Soph poświęcała całą uwagę myślom o zniknięciu Lott. Kiedy już dotarli do domu z niepokojem zauważyli , że Lott nie wróciła. Sophie i Kayla były bliskie płaczu. Tom starał się je pocieszyć , ale sam nie wierzył w to co mówi. Mimo namów Kay , Tom został z nimi.
- Nie zostawię was - powiedział. Jego słowa wzbudziły w Kayli coś na kształt wdzięczności. Tom mimo wszystkich złych cech jakie niebywale posiadał , był dobrym człowiekiem. Troszczył się o nią. Choc wcale nie musiał.
- Zostańcie w domu na wypadek, gdyby wasza koleżanka wróciła - mówił - Ja rozejrzę się na zewnątrz.
Kiedy wyszedł Kay i Soph przeniosły sie do sypialni, bo stamtąd miały lepszy widok na główną drogę.
- To juz drugi raz kiedy tak nam znika - powiedziała Sophie jednocześnie siadając na łóżku - Gdybym tylko mogła... - nie zdarzyła dokończyć , bo rozległ się krzyk . Sophie wstala jak oparzona. Kayla , która zachowała więcej zdrowego rozsądku, odsłoniła posciel i zobaczyła jeszcze na pół śpiącą Char. Rozesmiała się w głos.
- Co się dzieje? - spytała Lott - Ktoś na mnie usiadł...
- Szukałysmy cię - odpowiedziała jej Soph - I cieszymy się , że powróciłaś do żywych.
Poderwała się kulejąca Kayla.
- Pójdę podziękować Tomowi za pomoc - wyszła przed dom i po chwili go znalazla. Po krótkim streszczeniu znalezienia Lott, powiedziala:
- Dziękuję za pomoc w szukaniu mojej przyjaciółki , Thomasie.
Tom usmiechnął się do niej zabójczo.
- Zawsze do pani usług - pochylił się nad nią i ucałował jej policzek.
środa, 6 czerwca 2012
Rozdział 13
Pogoda zaczęła się zmieniać. Ciemnie chmury powoli zasłaniały słońce. Wiatr stał się szybszy i chłodniejszy. Charlotta w tym czasie była już dawno w domu. Nathan upierał się , że ją odprowadzi , ale Charlotta na to nie pozwoliła. Bała się , że znów straci panowanie nad sobą. Wtedy znów załowałaby tego co się stało. A własnie tego nie chciala. Siedziała na parapecie z czołem przyciśniętym do szyby. Pierwsze krople deszczu zaczeły uderzać w okna. Charlottcie było zimno. Cała się trzęsła, a Kayli i Sophie nie było jeszcze w domu. Lott bardzo potrzebowała towarzystwa. Poza tym martwiła się, że rozpęta się straszna burza, a ona będzie musiała siedziec w domu sama bo Kay i Sophie zatrzymają się gdzieś by ją przeczekać. Ta wizja przyprawiała ją o jeszcze większe dreszcze. Lott wstała od okna i skierowala się w stronę sypialni. Polozyła sie na swoim łóżku i całkowicie przykryła się kołdrą. Kiedy w oddali uderzył pierwszy grzmot Charlotta już spała.
* * *
Tymczasem u Kayli...
Kayla nie za bardzo przejeła się zmianą pogody. Wiedziała jedynie , że musi pokazać niejakiemu Thomasowi McClarky'emy , że jest równie dobrze jeździ konno co on. Kiedy zaczał sie zbliżać wieczór , Tom przyszedł do stajni, wziął konia i powiedzial do Kayli :
- Czekam na pania u bram zamku.
Kayla za chwile pogalopowała za nim. Jakież bylo jego zdziwienie , gdy zobaczył , że Kayla siedzi na koniu w sposób męski. Rzucil nawet kilka nieznosnych uwag pod jej adresem , ale ona przyjęła to spokojnie i nawet odgryzła się Thomasowi. Ku własnemu zdziwieniu wcale się nie rozzlościł . Wręcz przeciwnie. Nawet zasmiał się pare razy. Kayla natomiast bawiła się świetnie. Jechała naprawdę szybko , choć Tom ciągle dotrzymywał jej kroku. Całkiem nieźle sobie radzi , pomyślała. Byli już naprawdę daleko , gdy niebo stało się granatowe , prawie czarne. Zaczęły spadac pierwsze krople deszczu. Zatrzymali się na chwilę.
- Myslę , że powinnismy już wracać. Ta pogoda mi się nie podoba - powiedział Tom do Kayli.
Niechętnie przyznała mu rację . I własnie wtedy potęzny huk wystraszył konia Kayli. Zaczął dziwnie się zachowywać , niczym byk próbujący zrzucić jeźdzca. Tom i Kayla bezskutecznie , próbowali uspokoic zwierze. Po paru próbach zrzucił z siebie Kaylę , która niefortunnie upadła na prawą nogę. Cholernie ją bolało. Probowała wstać , ale nie mogła nawet ruszyć palcem u prawej nogi. Tom podbiegl do niej najszybciej jak tylko mógł.
- Nic.. ci ... nie jest..? - spytal zadyszany , jednoczesnie kucając przy Kayli.
- Nie jestem pewna - z trudem wypowiedziała te słowa . Wskazała na prawą nogę - Chyba ją zwichnęłam.
Tom najdelikatniej , jak tylko umiał dotknąl jej nogi. Kayla krzyknęła i nieświadomie wbiła paznokcie w ramię mężczyzny.
- Jest złamana - oznajmił Tom po chwili. Widzial , ze dziewczyna cierpi i ten widok tak go rozczulił , że w tej chwili zrobiłby wszystko , byłe tylko uśmierzyć jej ból. Wziął by go na siebie. Zrobilby to dla niej. Po policzku Kayli poleciała jedna, prawie niezauważalna łza. Tom nie czekając na jej pozwolenie wziął dziewczynę w ramiona .Byla taka delikatna i lekka.
- Puszczaj ... mnie!! - ledwo wypowiedziała te slowa.Tom potrząsnąl głową.
- Nie ma mowy. Przecież i tak nie mogłabyś chodzić - z ulga zauważył , że przestała stawiać opór. Leżała lekko w jego ramionach. Wydawałoby się , że własnie do tego jest stworzona - do bycia delikatną i do leżenia w jego silnych ramionach. Jej zadziorny charakter zupełnie tutaj nie pasował. Tom wskoczył na konia i polozył sobie Kayle na kolanach.
- Przytul się do mnie bo spadniesz - kiedy zauważył , że Kayla nie ma zamiaru nic takiego zrobić , objął ją jedną ręką tak , by nie spadła i powożąc ręką , która była wolna pogalopowal w stronę zamku z Kaylą w ramionach.
_______________________________________________________________________
Wiem , że jest beznadziejne, ale naprawdę ostatnio jakoś nie mam weny.Oliwia mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
* * *
Tymczasem u Kayli...
Kayla nie za bardzo przejeła się zmianą pogody. Wiedziała jedynie , że musi pokazać niejakiemu Thomasowi McClarky'emy , że jest równie dobrze jeździ konno co on. Kiedy zaczał sie zbliżać wieczór , Tom przyszedł do stajni, wziął konia i powiedzial do Kayli :
- Czekam na pania u bram zamku.
Kayla za chwile pogalopowała za nim. Jakież bylo jego zdziwienie , gdy zobaczył , że Kayla siedzi na koniu w sposób męski. Rzucil nawet kilka nieznosnych uwag pod jej adresem , ale ona przyjęła to spokojnie i nawet odgryzła się Thomasowi. Ku własnemu zdziwieniu wcale się nie rozzlościł . Wręcz przeciwnie. Nawet zasmiał się pare razy. Kayla natomiast bawiła się świetnie. Jechała naprawdę szybko , choć Tom ciągle dotrzymywał jej kroku. Całkiem nieźle sobie radzi , pomyślała. Byli już naprawdę daleko , gdy niebo stało się granatowe , prawie czarne. Zaczęły spadac pierwsze krople deszczu. Zatrzymali się na chwilę.
- Myslę , że powinnismy już wracać. Ta pogoda mi się nie podoba - powiedział Tom do Kayli.
Niechętnie przyznała mu rację . I własnie wtedy potęzny huk wystraszył konia Kayli. Zaczął dziwnie się zachowywać , niczym byk próbujący zrzucić jeźdzca. Tom i Kayla bezskutecznie , próbowali uspokoic zwierze. Po paru próbach zrzucił z siebie Kaylę , która niefortunnie upadła na prawą nogę. Cholernie ją bolało. Probowała wstać , ale nie mogła nawet ruszyć palcem u prawej nogi. Tom podbiegl do niej najszybciej jak tylko mógł.
- Nic.. ci ... nie jest..? - spytal zadyszany , jednoczesnie kucając przy Kayli.
- Nie jestem pewna - z trudem wypowiedziała te słowa . Wskazała na prawą nogę - Chyba ją zwichnęłam.
Tom najdelikatniej , jak tylko umiał dotknąl jej nogi. Kayla krzyknęła i nieświadomie wbiła paznokcie w ramię mężczyzny.
- Jest złamana - oznajmił Tom po chwili. Widzial , ze dziewczyna cierpi i ten widok tak go rozczulił , że w tej chwili zrobiłby wszystko , byłe tylko uśmierzyć jej ból. Wziął by go na siebie. Zrobilby to dla niej. Po policzku Kayli poleciała jedna, prawie niezauważalna łza. Tom nie czekając na jej pozwolenie wziął dziewczynę w ramiona .Byla taka delikatna i lekka.
- Puszczaj ... mnie!! - ledwo wypowiedziała te slowa.Tom potrząsnąl głową.
- Nie ma mowy. Przecież i tak nie mogłabyś chodzić - z ulga zauważył , że przestała stawiać opór. Leżała lekko w jego ramionach. Wydawałoby się , że własnie do tego jest stworzona - do bycia delikatną i do leżenia w jego silnych ramionach. Jej zadziorny charakter zupełnie tutaj nie pasował. Tom wskoczył na konia i polozył sobie Kayle na kolanach.
- Przytul się do mnie bo spadniesz - kiedy zauważył , że Kayla nie ma zamiaru nic takiego zrobić , objął ją jedną ręką tak , by nie spadła i powożąc ręką , która była wolna pogalopowal w stronę zamku z Kaylą w ramionach.
_______________________________________________________________________
Wiem , że jest beznadziejne, ale naprawdę ostatnio jakoś nie mam weny.Oliwia mam nadzieję, że mi wybaczysz :)
niedziela, 3 czerwca 2012
Rozdział 12
Thomas McClarky nie spał całą noc. Przez tą cholerą Kaylę Martin. Nie potrafil wyrzucić z głowy mysli o niej. Co zamknął oczy , to widział jej twarz. Kiedy wstał , byl tak wściekły , że nakrzyczal na jakiegoś służącego . Biedaczek . Zapewne do końca tygodnia Thomas go już nie zobaczy. Oczywiście , że to nie była jego wina , tylko tej cholernej panny Martin. Wszystko przez nią. I dzisiaj znowu ją zobaczy. Choc był zły , jednocześnie się cieszył . To jeszcze bardziej go rozgniewało. Nie ! Nie może sobie pozwolić na mysli o niej. Nie dzisiaj. W ogóle nigdy. Ubral się i wyszedł na dziedziniec. Jak by tu się jej pozbyć... , myślał. Nic nie przychodziło mu do glowy. Poszedł zobaczyć , czy już przyszła.
- Witam pana , panie McClarky - przywitała go . Wiedział , że nie jest zachwycona jego widokiem. Ukłonił sie jej na przywitanie.
- Tak wcześnie w pracy ? - spytal ją.
- Lubię byc punktualna - zajeła się czyszczeniem jednego z koni. Robiła to z niesłychaną gracją. Thomas potrząsnąl głową , by odpedzić mysli. - Pan jak widzę , tez juz na nogach.
- Lubię wcześnie wstawać - wpadl na pewien pomysł - Chciałem się przejechac na Nefrycie , ale widze , że nie jest jeszcze gotowy.
Podziałało . Kayla obróciła się w jego stronę.
- Przed chwila go wyczyściłam.
Thomas obszedł konia dookoła. Wyczyściła go nad wyraz dokładnie.
- Nie wygląda na czystego - skłamał. Kayla wygladała na zdenerwowaną , ale się opanowała.
- Proszę mi wierzyć , że jest czysty - powiedziała spokojnie.
- Nie nie jest - walczył Thomas. Jesli nie może się jej pozbyć szybko jakby chcial , to chociaż jej podokucza.
- Jest - podeszła do konia - Widzi pan ? - wskazała ręką - Chyba wzrok się panu pogarsza. Radzę iść do lekarza - obróciła się na pięcie i poszła czyścić jakąś czarną klacz. "Niech to szlag !" myślał Thomas. "Jest sprytniejsza niż myślałem". Jego wrodzony upór nie dawał za wygraną. Ciekawe jak panna Martin sobie poradzi z jazdą konną w niezbyt sprzyjających warunkach.
- Może zechciała by pani , towarzyszyć mi w wieczornej przejażdżce ?
Spojrzała na niego zaciekawiona , ale za chwile powróciła do pracy.
- Nie mogę . Pracuję.
- Każda wymówka jest dobra... Niech się pani lepiej przyzna do tego , że nie potrafi pani jeździć konno wystarczająco dobrze.
Wściekła się.
- Niech pan nie bedzie śmieszny - ten cholerny McClarky zaczynal jej działać na nerwy - Z przyjemnością pokażę panu , jak bardzo się pan myli.
Thomas usmiechnął się mimo woli. Podziałało. Był z siebie dumny.
- Wobec tego , do zobaczenia - uklonił się i wyszedł ze stajni w znacznie już lepszym nastroju.
* * *
Lott dzisiaj nie mogła dojśc do siebie. Siedziała na wielkim wygodnym kamieniu na łące. Niedaleko pasły się gęsi. Chciało jej się spać. Tej nocy prawie nie zmrużyła oka. Rozmyślała o pocałunku z księciem i o jej przyszlości z Dick'iem. Nikomu nie mówiła , o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. Nawet przyjaciółką. Wstydziła się tego ,a jednoczesnie wcale nie żałowała. Tu na łące było zadziwiająco spokojnie. Charlotta żałowała , ze nie wzieła ze sobą czegos do malowania. Może wtedy nie nudziloby się jej tak niemiłosiernie. Pomyślała o Kayli i Sophie i o Dick'u , ale tylko przez moment. Mają on pewnie mnóstwo pracy i nie mają czasu na myslenie. Tylko jej się nudzi. Mogła zabrać chociaz książkę ! Tylko oczywiscie nie pomyslała o tym. Przeszła trochę bliżej gęsi , w cien duzych dębów. Położyła się pod jednym z nich . Czuła , że zasypia. Chwilę później jak przez mgłę uslyszala stukot konskich kopyt a nastepnie swoje imię ,wymawiane przez cudowny , męski glos, ale nie miała siły by się podnieść. Na chwilę otworzyla oczy i zobaczyła księcia Nathana , klękającego przy niej.
- Spokojnie - powiedział cicho - Śpij. Nic ci nie grozi - Charlotta jak dotknięta czarodziejską różdżką opadła bezwładnie na jego ramię.
- Witam pana , panie McClarky - przywitała go . Wiedział , że nie jest zachwycona jego widokiem. Ukłonił sie jej na przywitanie.
- Tak wcześnie w pracy ? - spytal ją.
- Lubię byc punktualna - zajeła się czyszczeniem jednego z koni. Robiła to z niesłychaną gracją. Thomas potrząsnąl głową , by odpedzić mysli. - Pan jak widzę , tez juz na nogach.
- Lubię wcześnie wstawać - wpadl na pewien pomysł - Chciałem się przejechac na Nefrycie , ale widze , że nie jest jeszcze gotowy.
Podziałało . Kayla obróciła się w jego stronę.
- Przed chwila go wyczyściłam.
Thomas obszedł konia dookoła. Wyczyściła go nad wyraz dokładnie.
- Nie wygląda na czystego - skłamał. Kayla wygladała na zdenerwowaną , ale się opanowała.
- Proszę mi wierzyć , że jest czysty - powiedziała spokojnie.
- Nie nie jest - walczył Thomas. Jesli nie może się jej pozbyć szybko jakby chcial , to chociaż jej podokucza.
- Jest - podeszła do konia - Widzi pan ? - wskazała ręką - Chyba wzrok się panu pogarsza. Radzę iść do lekarza - obróciła się na pięcie i poszła czyścić jakąś czarną klacz. "Niech to szlag !" myślał Thomas. "Jest sprytniejsza niż myślałem". Jego wrodzony upór nie dawał za wygraną. Ciekawe jak panna Martin sobie poradzi z jazdą konną w niezbyt sprzyjających warunkach.
- Może zechciała by pani , towarzyszyć mi w wieczornej przejażdżce ?
Spojrzała na niego zaciekawiona , ale za chwile powróciła do pracy.
- Nie mogę . Pracuję.
- Każda wymówka jest dobra... Niech się pani lepiej przyzna do tego , że nie potrafi pani jeździć konno wystarczająco dobrze.
Wściekła się.
- Niech pan nie bedzie śmieszny - ten cholerny McClarky zaczynal jej działać na nerwy - Z przyjemnością pokażę panu , jak bardzo się pan myli.
Thomas usmiechnął się mimo woli. Podziałało. Był z siebie dumny.
- Wobec tego , do zobaczenia - uklonił się i wyszedł ze stajni w znacznie już lepszym nastroju.
* * *
Lott dzisiaj nie mogła dojśc do siebie. Siedziała na wielkim wygodnym kamieniu na łące. Niedaleko pasły się gęsi. Chciało jej się spać. Tej nocy prawie nie zmrużyła oka. Rozmyślała o pocałunku z księciem i o jej przyszlości z Dick'iem. Nikomu nie mówiła , o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. Nawet przyjaciółką. Wstydziła się tego ,a jednoczesnie wcale nie żałowała. Tu na łące było zadziwiająco spokojnie. Charlotta żałowała , ze nie wzieła ze sobą czegos do malowania. Może wtedy nie nudziloby się jej tak niemiłosiernie. Pomyślała o Kayli i Sophie i o Dick'u , ale tylko przez moment. Mają on pewnie mnóstwo pracy i nie mają czasu na myslenie. Tylko jej się nudzi. Mogła zabrać chociaz książkę ! Tylko oczywiscie nie pomyslała o tym. Przeszła trochę bliżej gęsi , w cien duzych dębów. Położyła się pod jednym z nich . Czuła , że zasypia. Chwilę później jak przez mgłę uslyszala stukot konskich kopyt a nastepnie swoje imię ,wymawiane przez cudowny , męski glos, ale nie miała siły by się podnieść. Na chwilę otworzyla oczy i zobaczyła księcia Nathana , klękającego przy niej.
- Spokojnie - powiedział cicho - Śpij. Nic ci nie grozi - Charlotta jak dotknięta czarodziejską różdżką opadła bezwładnie na jego ramię.
sobota, 2 czerwca 2012
Rozdział 11
Charlottę kompletnie zamurowało to co zrobił Nathan. Nie spodziewała się tego po nim . Mimo wszystko pozwoliła mu się calować. Jego piękne usta już od ich pierwszego spodkania ją kusiły. Na początku , kiedy ich usta się spodkały , Char czuła coś w rodzaju motyli w brzuchu. Teraz chciała już tylko mieć go blisko siebie. Wydawało się , że on również tego pragnął . Jego pierwszy pocałunek był delikatny i niesmialy . Teraz całował ją z całą stanowczością. Objęła rękoma jego szyję i przyciągnęła go do siebie. Przystanął na to bez najmniejszego oporu . Przylgnęla do ściany budynku w którym mieszkała. Jego ciepłe dlonie błądzily po jej tali. Ona swoje palce wetknęła w jego włosy. Czuła się cudownie. Nathan całował zupełnie inaczej niż Dick. Był jakby bardziej czuly. Myśl o Dicku nieco wystraszyła Lott. Przecież ona go zdradza ! Chciała odsunąć się już od Nathana , ale nie mogła . Było jej tak dobrze ! On jednak zauważył , że nieco się spięła. Spojrzał jej w oczy. Chcial ją puścić, ale nie pozwoliła mu. Nawet nie wiedziała czemu. Nigdy nie zdradzila Dick'a. Nigdy nawet nie pomyślała o innym mężczyźnie. Aż do dziś. Nathan byl naprawdę niesamowity. Był inny niż cała reszta. Może własnie to ,tak bardzo ją pociągało. Przyciągnęla go do siebie . Calowała jego usta z wyraźną satysfakcją . Niesamowicie się jej podobało , choć przecież powinna czuć się winna. Nathan natomiast calkowicie stracil nad sobą panowanie. Zaczął napierać na nią coraz mocniej. Lott , przyciśnięta do zimnej , kamiennej ściany , nie mogła wręcz oddychać. Mimo to nie chciala przerwać. Książe zaczął całować jej szyję. Lott w tym czasie obejrzała się dookoła. Wydawało się , że nikt ich nie zauważył. To dobrze , pomyślała. Jeszcze tylko brakuje jej tu gapiów ! Nathan podniósl głowę i zajrzał jej głęboko w oczy. Zaczął się od niej odsuwać. Charlotta tym razem go puściła.
- Muszę iść - powiedzial cicho.
Skinęła głową. Nie ruszył się z miejsca. Wydawało się , że dopiero teraz dotarło do niego to , co zrobił. Do Charlotty tez. Zdradziła Dick'a do cholery ! Książe chcial ją jeszcze pocalować na pożegnanie ale ona odwróciła głowę. Uraziła go tym.
- Przepraszam Cię - powiedziała - Nie powinnam była ... cię calować.
Żaluje , pomyślał Nathan.
- To ja cię przepraszam - powiedział szorstko - nie wiem co się ze mną działo. Ja ... nie chciałem.
Skłamał . Pragnął tego. Od samego początku do końca. Pragnął jej ust. Pragnął jej całej. Ona najwyraźniej go nie chciała. Choć przez chwilę w jego głowie pojawiła się iskierka nadziei. Jednak się mylił. Lott spojrzała na niego ze współczuciem . Strasznie go to zirytowało. Mial ochotę jeszcze raz ją pocalowac. Ale wiedział , że nie może.
- Powinieneś już iść- odezwała się wreszcie. Nie chce mnie, pomyslał. Trudno. Jest wiele innych... Wiedzial , że sam siebie oszukuje. Ta dziewczyna działała na niego tak , jak żadna inna.
Charlotta tak naprawdę pragnęła znów poczyć smak jego cudownych ust. Ale wiedziała , że nie może sobie pozwolić na taką słabość. Czuła , że zaraz nie wytrzyma. Jego obecnośc dziwnie na nią działała. Lecz kiedy odszedł , poczuła nagłą tęsknotę. I żal . I smutek . I czula , że go zraniła. I strasznie siebie znienawidziła.
- Muszę iść - powiedzial cicho.
Skinęła głową. Nie ruszył się z miejsca. Wydawało się , że dopiero teraz dotarło do niego to , co zrobił. Do Charlotty tez. Zdradziła Dick'a do cholery ! Książe chcial ją jeszcze pocalować na pożegnanie ale ona odwróciła głowę. Uraziła go tym.
- Przepraszam Cię - powiedziała - Nie powinnam była ... cię calować.
Żaluje , pomyślał Nathan.
- To ja cię przepraszam - powiedział szorstko - nie wiem co się ze mną działo. Ja ... nie chciałem.
Skłamał . Pragnął tego. Od samego początku do końca. Pragnął jej ust. Pragnął jej całej. Ona najwyraźniej go nie chciała. Choć przez chwilę w jego głowie pojawiła się iskierka nadziei. Jednak się mylił. Lott spojrzała na niego ze współczuciem . Strasznie go to zirytowało. Mial ochotę jeszcze raz ją pocalowac. Ale wiedział , że nie może.
- Powinieneś już iść- odezwała się wreszcie. Nie chce mnie, pomyslał. Trudno. Jest wiele innych... Wiedzial , że sam siebie oszukuje. Ta dziewczyna działała na niego tak , jak żadna inna.
Charlotta tak naprawdę pragnęła znów poczyć smak jego cudownych ust. Ale wiedziała , że nie może sobie pozwolić na taką słabość. Czuła , że zaraz nie wytrzyma. Jego obecnośc dziwnie na nią działała. Lecz kiedy odszedł , poczuła nagłą tęsknotę. I żal . I smutek . I czula , że go zraniła. I strasznie siebie znienawidziła.
piątek, 1 czerwca 2012
Rozdział 10
Charlotta usmiechneła się . Bardzo rozczulilo ją to co powiedział Colin. Brak przednich zębów chlopca sprawial , że wygladał nadzwyczaj słodko. Uśmiechnął się do niej szeroko. Lott odwzajemniła usmiech i poczęła rozglądać się rodziną chłopca. Nikogo nie zauważyła.
- Jak ty masz na imię ? - spytał ją Colin.
- Charlotta - odpowiedziała - Ale mozesz mi mówić Lott.
Uśmiechnął się.
- A mogę mówić Lottie ?
- Oczywiście , że możesz - powiedziała do niego , a on uśmiechnął się promiennie - Jesteś glodny ? - spytała.
Trochę posmutniał.
- Yhym - powiedział.
Lott wstała . Miala w woreczku trochę pieniędzy na drobne wydatki. Może trochę wydać na tego malca. Podeszła do straganu i kupiła 4 bułki, a na drugim straganie świeże mleko. Podała to chlopczykowi . Wziął sobie tylko jedną bułkę , a resztę podał Charlottcie. Mleko natomiast wypil do polowy i postawil koło jej stóp.
- Smakowalo ? - spytała po paru minutach.
- Yhym - powiedział .
- Gdzie są twoi rodzice ?
Chwile wahał się z odpowiedzią .
- W domu .
- Może cię odprowadzę ? - spytala lagodnie.
Spojrzał na nia uradowany.
- Tak ! Tak ! Tak ! Tak! - cieszył się.
Charlotta wzięła go za rękę , w lewej trzymając natomiast resztę prowiantu. Chłopiec pociągnął ją w stronę lasu . Szli krótko . Wtedy Colin zatrzmał się przed biedna , malenką chatą. I Charlotta ujrzała księcia Nathana , kiedy z niej wychodził. Zamarła. On na jej widok również. Ale po chwili posłał jej krótki , a czarujący usmiech. Lott poczuła , że uginają jej się nogi. Bała się , że zaraz się przewróci. Na szczęście z chaty wybiegła jakaś kobieta , zapewne matka Colina. Byla ubrana biednie, miała siwe włosy.
- Colin ! Och Colin! - przytuliła syna - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam! - kiedy to powiedziała spojrzala na Charlottę - Dziękuję panience - schyliła głowę.
Charlotta odpowiedziała jej uśmiechem. Podała kobiecie bułki i mleko.
- Proszę to dla pani.
- Och ! - rzekła na to ona - Nie mogę tego przyjąć.
- Może pani - powiedziała Lott - Nie zjem tego sama.
Kobieta popatrzyła na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję Ci - usmiechnęła się . W okolicach jej oczu pojawiły się zmarszczki - Mia!
Z chaty wyszła piękna , młoda dziewczyna. Uśmiechneła się do Char lekko , po czym wzięła od niej bulki i mleko.
- Może wejdziesz ? - wskazała reką do drzwi .
Książę spojrzał na Lott z wyczekiwaniem. Ona tez na niego spojrzała.
- Niestety muszę odmówić - ukłonila się - Do widzenia.
Colin podleciał do niej i przytulił się do jej nogi. Nathan , Mia i matka chłopca spojrzeli na tą scenę z rozczuleniem.
- Ale odwiedzisz nas innym razem ? - Mia mruknęła do Charlotty porozumiewawczo.
- Ależ oczywiście ! - książę powiedział to do małego Colina - Osobiście tego dopilnuję.
Chwilę później Charlotta szła wraz z księciem Nathanem w stronę wioski. Czuła , że książe wciąż się w nia wpatruje. Postanowiła jakoś zacząć rozmowę.
- Więc , wasza wysokość, słyszałam , że bardzo dobrze strzelasz z luku.
- Nathan - powiedział - Mów mi Nathan.
- To będzie raczej trudne.
- Mam nadzieję , że sobie poradzisz.
Zasmiała się krótko.
- Postaram się sprostać oczekiwaniom.
Też się zaśmiał.
- A ty ? Co robisz w wolnych chwilach?- spytal po chwili.
Charlotta zastanawiała się przez moment.
- Raczej nie mam wolnych chwil . Ale lubię malowac.
- Co malujesz ?
- W sumie to najbardziej lubię malować pejzaże...- zauważyła , że doszli już do jej domu - To tu. Tu mieszkam.
Obejrzał budynek.
- Zamek krolewski to nie jest.. - oboje wybuchneli śmiechem.
Nath spojrzał w stronę zamku.
- Chyba powinienem już iść.
Char lekko posmutniała.
- Miło mi bylo z tobą rozmawiać , Nathanie - usmiechnęła się do niego.
- Mnie też- przyblizył się do niej i pod wpływem impulsu pocałował ją w usta - Bardzo.
- Jak ty masz na imię ? - spytał ją Colin.
- Charlotta - odpowiedziała - Ale mozesz mi mówić Lott.
Uśmiechnął się.
- A mogę mówić Lottie ?
- Oczywiście , że możesz - powiedziała do niego , a on uśmiechnął się promiennie - Jesteś glodny ? - spytała.
Trochę posmutniał.
- Yhym - powiedział.
Lott wstała . Miala w woreczku trochę pieniędzy na drobne wydatki. Może trochę wydać na tego malca. Podeszła do straganu i kupiła 4 bułki, a na drugim straganie świeże mleko. Podała to chlopczykowi . Wziął sobie tylko jedną bułkę , a resztę podał Charlottcie. Mleko natomiast wypil do polowy i postawil koło jej stóp.
- Smakowalo ? - spytała po paru minutach.
- Yhym - powiedział .
- Gdzie są twoi rodzice ?
Chwile wahał się z odpowiedzią .
- W domu .
- Może cię odprowadzę ? - spytala lagodnie.
Spojrzał na nia uradowany.
- Tak ! Tak ! Tak ! Tak! - cieszył się.
Charlotta wzięła go za rękę , w lewej trzymając natomiast resztę prowiantu. Chłopiec pociągnął ją w stronę lasu . Szli krótko . Wtedy Colin zatrzmał się przed biedna , malenką chatą. I Charlotta ujrzała księcia Nathana , kiedy z niej wychodził. Zamarła. On na jej widok również. Ale po chwili posłał jej krótki , a czarujący usmiech. Lott poczuła , że uginają jej się nogi. Bała się , że zaraz się przewróci. Na szczęście z chaty wybiegła jakaś kobieta , zapewne matka Colina. Byla ubrana biednie, miała siwe włosy.
- Colin ! Och Colin! - przytuliła syna - Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam! - kiedy to powiedziała spojrzala na Charlottę - Dziękuję panience - schyliła głowę.
Charlotta odpowiedziała jej uśmiechem. Podała kobiecie bułki i mleko.
- Proszę to dla pani.
- Och ! - rzekła na to ona - Nie mogę tego przyjąć.
- Może pani - powiedziała Lott - Nie zjem tego sama.
Kobieta popatrzyła na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję Ci - usmiechnęła się . W okolicach jej oczu pojawiły się zmarszczki - Mia!
Z chaty wyszła piękna , młoda dziewczyna. Uśmiechneła się do Char lekko , po czym wzięła od niej bulki i mleko.
- Może wejdziesz ? - wskazała reką do drzwi .
Książę spojrzał na Lott z wyczekiwaniem. Ona tez na niego spojrzała.
- Niestety muszę odmówić - ukłonila się - Do widzenia.
Colin podleciał do niej i przytulił się do jej nogi. Nathan , Mia i matka chłopca spojrzeli na tą scenę z rozczuleniem.
- Ale odwiedzisz nas innym razem ? - Mia mruknęła do Charlotty porozumiewawczo.
- Ależ oczywiście ! - książę powiedział to do małego Colina - Osobiście tego dopilnuję.
Chwilę później Charlotta szła wraz z księciem Nathanem w stronę wioski. Czuła , że książe wciąż się w nia wpatruje. Postanowiła jakoś zacząć rozmowę.
- Więc , wasza wysokość, słyszałam , że bardzo dobrze strzelasz z luku.
- Nathan - powiedział - Mów mi Nathan.
- To będzie raczej trudne.
- Mam nadzieję , że sobie poradzisz.
Zasmiała się krótko.
- Postaram się sprostać oczekiwaniom.
Też się zaśmiał.
- A ty ? Co robisz w wolnych chwilach?- spytal po chwili.
Charlotta zastanawiała się przez moment.
- Raczej nie mam wolnych chwil . Ale lubię malowac.
- Co malujesz ?
- W sumie to najbardziej lubię malować pejzaże...- zauważyła , że doszli już do jej domu - To tu. Tu mieszkam.
Obejrzał budynek.
- Zamek krolewski to nie jest.. - oboje wybuchneli śmiechem.
Nath spojrzał w stronę zamku.
- Chyba powinienem już iść.
Char lekko posmutniała.
- Miło mi bylo z tobą rozmawiać , Nathanie - usmiechnęła się do niego.
- Mnie też- przyblizył się do niej i pod wpływem impulsu pocałował ją w usta - Bardzo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)